Friday. Księga pierwsza. Pierwszy dzień świąt
Friday. Księga pierwsza. Pierwszy dzień świąt to druga pozycja od nowego wydawnictwa, Nagle Comics, którą wziąłem na warsztat (najpierw przeczytałem Z całej pety, więcej tu – klik). Po cyfrowym rozdziewiczeniu, przed napisaniem tego tekstu postanowiłem przeczytać ten komiks jeszcze raz. Tradycyjnie. W papierze. Łapię go w łapki, a z tyłu szydzi ze mnie napis: „ZDOBYWCA EISNERA dla najlepszego komiksu cyfrowego”.
Co w artykule?
Małomiasteczkowa Friday
Ascetyczna okładka zaprasza do świata Friday Fitzhugh, małomiasteczkowej dziewczyny lubiącej trzymać się z boku. Z wyboru, a nie dlatego, że grupa ją odrzuciła. Nie od dziś wiadomo, że dziwadła się przyciągają, także nie dziwi, że jej przyjacielem staje się Lancelot Jones, łebski gość, ale wątły, dlatego nękany przez hiper popularnych osiłków. Początkowo Friday wchodzi w rolę jego ochroniarza. Szybko jednak stają się parą przyjaciół rozwiązujących kryminalne zagadki, bo Kings Hill to miasteczko, w którym dzieje się wiele. Na dodatek nie wszystko da się wytłumaczyć rozumem. Czasem trzeba szukać rozwiązania w starych księgach i to magicznych.
Powrót do domu
Brubaker bardzo ciekawie wyprowadza punkt startowy i horyzont dla historii. Friday powraca do swojego miasteczka po przerwie związanej ze studiami na koledżu. Jest to powrót co najmniej niewygodny i niepokojący, bo wyjeżdżając, zostawiła kilka spraw w statusie do wyjaśnienia. Przyjazd do Kings Hill to dobry czas na wspominki, więc czytelnik dowiaduje się wszystkiego o relacji między Friday i Lancelotem, choć historia orbituje wokół nowej sprawy związanej z Crescent Rock i Białą Damą.
Dobrze wyważona obyczajowo-detektywistyczna fantastyka
Friday. Księga pierwsza. Pierwszy dzień świąt to komiks doskonale wyważony. Z jednej strony ciążą treści fantastyczne, magiczne, enigmatyczne. Wabią, interesują, przykuwają uwagę i wzbudzają chęć poznania tajemnicy, odkrycia starej historii, trzpienia, na którym zostało wybudowane miasto. Z drugiej zaś strony ciężaru historii odejmują wątki związane z dorastaniem, tworzeniem relacji, popełnianiem błędów, niezamierzonym ranieniem innych i poszukiwaniem kogoś lub czegoś, co da szczęście. Największą i to do tego ukrytą zagadką zdaje się tu rozwiązanie węzła pokomplikowanych relacji i spraw, o których nawet trudno coś powiedzieć na głos.
W środku co prawda znalazł się zabieg w stylu, gdybyśmy chcieli, to byłby to inny komiks. W skrócie, na dwóch stronach zostały pokazane sprawy, nad którymi pracowali Friday i Lancelot, każda z nich to potencjalnie zalążek fabuły na osobny wolumen komiksu, tylko że wtedy mielibyśmy do czynienia ze zwyczajną, aczkolwiek przyjemną pulpą.
Jest ogień – nie tylko graficznie
Okładka tego komiksu jest dość prosta, ale nie dajcie się zwieść. Zespół graficzny w osobie rysownika (Marcos Martin) i kolorysty (Muntsa Vicente) daje w środku czadu. Postacie bazują na obrysie, twarze są kartoonowe, ale i bardzo sympatyczne. Za to w warstwie koloru jest pełen ogień, choć temperatura bilansuje od stonowanych plansz, po wybuchające feerią barw rozkładówki, zwłaszcza w momencie, gdy akcja toczy się we śnie Friday.
A na końcu cliffhanger – czemu?!
Na końcu znalazł się paskudny cliffhanger, czytelnik pozostaje w olbrzymim rozkroku i czeka na dokończenie. Nie przepadam za takimi rozwiązaniami, wolę, gdy moją ciekawość zdobywana jest w trochę inny sposób, ale jak rozumiem, dynamizm tego wymagał. No niech będzie, byle by na drugi tom nie trzeba było długo czekać, bo cyfrowe wersje kuszą, aby jak najszybciej zaspokoić ciekawość i nie męczyć się nie wiadomo ile.
Co prawda akcja tego komiksu rozgrywa się w zimie i to podczas świąt, a koniec roku i powrót do domu głównej bohaterki nasączony jest sentymentalizmem dobrze rezonującym z końcówką roku, to i tak czytało mi się ten komiks świetnie, mimo że mamy maj (fakt, że dość chłodny). Zapewne nic nie stoi na przeszkodzie, aby przypomnieć sobie ten album za kilka miesięcy, najlepiej już z drugą księgą, co z przyjemnością uczynię.
Scenarzysta: Ed Brubaker
Ilustrator: Marcos Martin
Kolorysta: Muntsa Vicente
Wydawnictwo: Nagle Comics
Seria: Friday
Format: 170×260 mm
Liczba stron: 120
Oprawa: miękka
Druk: kolor