Konungowie – 3 – Kara

Królestwo Alstavik staje przed kolejnym wyzwaniem. Wojna z centaurami dochodzi do szczytowego momentu. Obie strony są świadome, że obie rasy nie mogą ze sobą współżyć i któraś musi zniknąć z powierzchni ziemi. Niestety dumni wojownicy zamiast skupić sie na zażegnaniu jednego niebezpieczeństwa wdają się w bratobójczą walkę o tron. Wizja włożenia na głowę korony Alstaviku przesłania niektórym rzeczywistość. Choć bohaterowie błądzą, równowaga w końcu zapanuje i świat wróci do normy, jednak okoliczności beda zaskakujące.

121Sylvian Runberg i Juzhen zapraszają w podróż do Alstaviku po raz ostatni. Trzecia część Konungów odsłania nie tylko kulisy wojny braci Sigvalda i Rildriga. Dzięki retrospekcjom poznajemy bliżej historie poprzednich konfliktów Alstaviku, w tym także wojny z centaurami. Obie linie czasowe, przeszła i teraźniejsza, łączą się w harmonijną całość i doskonale uzupełniają. Pozornie przewidywalne wątki kończą się w zaskakujący sposób. Wątki poszczególnych bohaterów tak bardzo się splatają, a wydarzenia następują błyskawicznie jedno po drugim, że momentami ciężko nadążyć za fabułą. Co ciekawe, zakończenie, choć satysfakcjonujące, pozostawia czytelnikowi pole do interpretacji.

Trylogia Konungowie być może nie należy do najbardziej błyskotliwych ani fascynujących historii z gatunku, jednak bez wątpienia ma w sobie „to coś”, co sprawia, że chce się do niej wracać. Oczywiście wtedy, kiedy wydawcy przestaną nas zasypywać nowościami. Scenariusz Runberga do końca pozostaje spójny, mimo iż pod koniec trzeba się nieźle natrudzić, żeby nadążyć za wydarzeniami. Wprawdzie scenarzysta czerpał z bogatego źródła skandynawskich legend i podań, wciąż udało mu się stworzyć świat na tyle oryginalny, żeby potrafił zaskoczyć. Jednocześnie nie wypacza Runberg poglądów na wikingów i eksponuje to, co w tej kulturze najcenniejsze. Ciemne i dynamiczne ilustracje Juzhena świetnie korespondują z fabułą, a niektóre z nich to małe dzieła sztuki.

Zakończenie sagi pozwalałoby na jej kontynuację, jednak mam szczerą nadzieję, że autorzy na trylogii poprzestaną. Konungowie IV – 200 lat później/wcześniej sprzeniewierzyliby solidną pracę wykonaną nad albumami. W erze tasiemców i rebootów zamknięta trzytomowa historia, dobrze napisana i świetnie narysowana, jest nie lada odświeżająca.

115

 

Share This: