Miss Marple. Noc w bibliotece – recenzja

Miss Marriple

Są takie pozycje, których „dotykać” się nie powinno. A jeśli już się dotknie, powinno się zrobić wszystko, żeby nie splamić geniuszu twórcy. Do takich pozycji zalicza się niewątpliwie wszystko co wyszło spod pióra Lady Agathy Christie. Wszak królowa kryminału jest tylko jedna.

Biblioteka? Nie, dziękuję.

Należę do ludzi, który mimo tego, że są molami książkowymi, nie korzystają z bibliotek. Mogłam tam pracować, ale idea zwracania książek po przeczytaniu była dla mnie nie do ogarnięcia rozumem. Przecież przewracając kolejne strony książki, między czytelnikiem a nią powstaje więź, która uniemożliwia późniejsze rozstanie. Po lekturze Miss Marple. Noc w bibliotece utwierdziłam się w przekonaniu, że to nie jest miejsce dla mnie.

Ukłon w stronę królowej            

Wydawnictwo Egmont z okazji stulecia pierwszej powieści Agathy Christie przekazuje nam komiksy stworzone na podstawie jej dzieł. Jednym z nich jest właśnie Miss Marple. Noc w bibliotece. Pewnego ranka w domu Państwa Bantry, a dokładnie w ich bibliotece, odnaleziono ciało młodej kobiety. Do akcji wkraczają Melchett  i Felm – przedstawiciele organów władzy. Podczas śledztwa, na ich drodze staje przemiła staruszka, Miss Marple. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że sama zaczyna prowadzić śledztwo w sprawie i zdaje się być zawsze o krok przed oficerami. Sprawa nabiera rumieńców, kiedy pojawia się ciało drugiej dziewczyny. I kiedy już wydaje się, że wszystko się wyjaśniło, jak to w dobrym kryminale bywa, autorka pokazuje czytelnikowi figę z makiem!

Miss Marriple

Laurka czy profanacja?

Jak już napisałam na wstępie, są pozycje, których tykać się nie powinno. Ile razy mieliśmy do czynienia z ekranizacją książki, po obejrzeniu której mieliśmy ochotę znaleźć twórców i spalić ich na stosie? W tym wypadku sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, bo nie jest to ekranizacja, a przeniesienie doskonałej powieści na karty komiksu. Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale są tacy barbarzyńcy, którzy są zdania, że komiks należy do form trywialnych i takie treści powinien przenosić. I wiesz co? Egmont zagrał tym ludziom na nosie! Noc w muzeum jest przecudnej urody. Rysunki mają ten angielski klimat, elegancję i prostotę. Estetyka tego albumu skradła moje serce. Autorzy wzięli od Christie to co najlepsze. Nie pominęli lokalnych akcentów, takich jak Guinness czy raczenie się herbatką, co niby nie wnosi wiele do samej treści (a w komiksach, które powstały na podstawie powieści, wybiera się tylko najistotniejszą treść), ale sprawiło, że uśmiechałam się pod nosem i myślałam „dobra robota”.

Każda akcja rodzi reakcję

Żeby nie było tak różowo, to od pierwszych stron myślałam, że trafi mnie szlag, bo wśród wypowiedzi bohaterów pełno było angielskich makaronizmów, ale na szczęście szybko zniknęły. Podsumowując, uważam, że Miss Marple. Noc w bibliotece to strzał w dziesiątkę! Jestem przepełniona nadzieją, że dzięki temu wydaniu zaszczepi się w ludziach miłość do twórczości Agathy Christie i zaczniemy sięgać po jej, niestarzejące się mimo 100 lat, powieści, a jeśli tak się nie stanie, to pozostaje się tylko cieszyć, że miłośnicy komiksu, którzy być może nie przepadają za pełnowymiarową literaturą, poznają królową kryminału.

Karo

Miss Marriple

Share This: