Strażnicy początek – Nocny Puchacz/Dr Manhattan

    Strażnicy – Początek – Nocny Puchacz/Dr Manhattan to już trzeci z serii prequeli jednego z największych światowych dzieł komiksu. Od zawsze słowo prequel kojarzyło mi się z odcinaniem kuponów od dzieła, nie ważne czy był to film, komiks czy książka. Kiedy dostałem ten album od sklepu GeekZone do recenzji, z początku nie wiedziałem jak do tego podejść. Z jednej strony prequel, czyli coś, co bardzo, ale to bardzo rzadko mi się podoba, z drugiej… no kurde to w końcu Strażnicy. Po lekturze tego albumu ciężko mi jednoznacznie go ocenić, dlatego też postaram się napisać jedną recenzję, ale ocenić każdą część tego albumu osobno.
      Poza historią o tym, jak Daniel Dreiberg i Jon Osterman zostali kolejno Nocnym Puchaczem i Dr Manhattanem w tomiku znajdziemy bardzo ciekawy dodatek, opowieść o Molochu. Scenariusz do wszystkich części napisał J. Michael Straczynski znany między innymi z tytułu Superman: Earth One. Rysunkami zajeli się zaś tacy artyści jak Andy Kubert (Flashpoint, Batman i syn), Joe Kubert (Sgt. Rock, Hawkman), Adam Hughes (Liga Sprawiedliwości) i Eduardo Risso (100 naboi).

      Pierwszą część komiksu stanowi opowieść o młodnym Danielu Dreibergu, który swoją fascynacje

pierwszym Nocnym Puchaczem postanawia przeobrazić w coś więcej. Młody nastolatek postanawia wyśledzić zamaskowanego bohatera i do niego się przyłączyć. Stworzyć drużyny dwóch bohaterów jednak się nie udało, ponieważ zanim Daniel był gotowy przyodziać maskę, oryginalny Nocny Puchacz przeszedł już na emeryturę. Nie mamy więc okazji zobaczyć żadnej wspólnej akcji, za to mamy bardzo ciekawie przedstawiony come back bohatera wraz z całą gamą nowych gadżetów. Nidługo po rozpoczęciu kariery Nocnego Puchacza Danny poznaje, moim zdaniem dwie postacie, które rozkręcają historię, Rorchacha oraz tajemniczą famme fatale. Trudne relacje z kobietami, jeszcze trudniejszy do utrzymania sojusz z Rorchachiem i świetna historia o psychopatycznym księdzu sprawiły, że poczułem spory zawód kiedy po przekręceniu strony moim oczom ukazała się facjata Manhattana. Zarówno po stronie scenariusza jak i rysunków tę część komiksu oceniam bardzo wysoko. Historia trzyma w napięciu i z dużym zaciekawieniem pochłania się kolejne plansze ozdobione bardzo efektownymi kadrami.

        Druga część komiksu poświęcona jest dr Jonowi Ostermanowi, z pochodzenia Niemcowi, który jak doskonale wiemy z tomu Strażnicy przez tragiczny wypadek w laboratorium zmienił się w prawie boską istotę o przydomku dr Manhattan. Cztery rozdziały jakie zostały poświęcone tej postaci to chyba najbardziej męcząca lektura z jaką miałem ostatnio doświadczenie (a przechodziłem katorgę np. przy totalnym gniocie Lords of Avalon – Knight of darkness – recenzja wkrótce). Toatlny chaos przepełniony teoriami względności czasu, fizyką kwantową i pseudofilozoficznym bełkotem na miarę pewnego brazylijskiego pisarza, tak chyba najłatwiej opisać to co zaserwował nam scenarzysta w temacie dr Manhattana. Prawdę powiedziawszy poza historią z dzieciństwa Jona nie dowiadujemy się niczego o postaci. Cztery rozdziały, tak jak wcześniej wspomniałem, poświęcone są dziwnym przemyśleniom przerośniętego smerfa o boskich mocach na temat względności istnienia równoległych wszechświatów, które to on sam tworzy jak kwantowy obserwator… no sorry, kogo obchodzą takie brednie? Prawie połowa albumu poświęcona jest na rozważania co mogłoby się stać gdyby Jon nie uległ wypadkowi, gdyby Jon poślubił Janey Slater, itd. Wszystkie teorie fizyczne typu o kocie Schrödingera połączone z pseudofilozoficznymi monologami bohatera tworzą okropnie nudną i ciągnącą się jak flaki z olejem mieszankę, którą bardzo ciężko przełknąć. Jestem totalnie zawiedziony. Jedyne co w małym stopniu ratuję tą część to niekiedy bardzo imponujące kadry.
    Ostatnim elementem tego albumu jest świetna historia Edgara Jacobiego znanego nam pod pseudonimem Moloch. Tutaj scenarzysta popisał się świetną historią, pokazał motywy antybohatera sięgające aż do czasów dzieciństwa, ukazał wewnętrzną tragedię jaką przeżywa zagubiony w swoich grzechach Jacobi i chyba przede wszystkim, wyjaśnia jak ważną częścią układanki był Moloch w planach Ozymandiasza. Dobra opowieść w połączeniu ze stylem rysowania Eduardo Riso, którego nie da się pomylić jeśli widziało się 100 naboi, tworzy wyśmienite zwieńczenie albumu. Albumu, który z powodu totalnie, w moim mniemaniu, nieudanych rozdziałów o dr Manhattanie oceniam średnio.
       Jeśli macie ambicje zebrać całość kolekcji Strażników, wydaną przez Egmont na pewno nie będziecie żałowali tego zakupu, jednak jako osobny zakup może on pozostawić sporą nutę niesmaku, jak i u mnie.

Paweł

Dziękujemy sklepowi www.geekzone.com.pl za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Share This: