Top 5 najgorszych Avengers w dziejach

     Dziś miałem opisać moich pięciu ulubionych członków Fantastic Four*, ale jak tego nie liczyłem, to za cholerę nie wychodziło ; ) Dlatego zapodam Wam listę pięciu najgorszych członków Avengers, jacy kiedykolwiek powstali. Moją listę. Myślicie, że Black Widow i Hawkeye wypadają biednie na tle Hulka i spółki? Spójrzcie na to:

5. Sandman. Jeden z najfajniejszych złoczyńców, jakie stworzyła ekipa Marvela musiał zostać Avengersem. Dlaczego? Przecież pasuje tam jak pięść do nosa. Chwała nosicielowi zielonego swetra, że nawrócił się na ciemną stronę piasku. Wyobraźcie sobie crossover z DC. Mógłby robić za Człowieka Kuwetę dla Wildcata II.

 

4. Demoliton Man, czyli śmierdząca, menelska wersja Wolverina. Bez pazurów za to z pancerną warstwą smrodu. Może i dobry z niego chłopina, ale kto z beja robi superbohatera tej rangi? Przynajmniej wiadomo kto mógłby go zagrać w ewentualnej-nie-daj-boże-ekranizacji. Gruby z Kac Vegas. Mają identyczne brody!

 

3. Gilgamesh, the Forgotten One. Komiksy od zawsze opierały się na mitologii. Greckiej, skandynawskiej, egipskiej czy japońskiej. To dzięki mitom mogliśmy zobaczyć takie postacie jak Thor, Hercules czy Hawkman. A co, jeśli twórcy komiksów chcą pójść krok dalej i sięgają do mitologii sumeryjskiej? Wtedy wychodzi im facet z łbem krowy na głowie. Prawda, że uroczy?

 

2. Doctor Druid. Umieściłem go tu ze względu na jego styl bycia. Ta łysina jest wręcz urocza. Koleżka jest potężnym czarodziejem. I telepatą. I nosi takie czarodziejskie ubrania. Brzmi znajomo? Jasne, z tym że Druid powstał wcześniej niż Doctor Strange. Był jednak kompletnym niewypałem, a Stan Lee szybko naprawił swój błąd, tworząc dwa lata później Stephena Strange’a. Amerykański Gargamel pojawiał się przez lata w mniejszych lub większych epizodach, ale taki z niego magik, że Hogwartu by pewnie nie skończył.
 
1. Nagrodę tygodnia zgarnia… Swordsman. Za ksywę, za umiejętności, za strój i ogólny bezsens. Ratowanie świata mieczem? Ani to nie lightsaber ani Hebanowe Ostrze.  Facet wygląda jak biedna wersja Hawkeye’a (kolory wdzianka!). Wyobraźcie sobie miecznika w filmowych Avengers. Kosmici rozpieprzają pół Nowego Yorku, a on stara się ich dosięgnąć swoim majchrem. Cięcie, garda, uskok, cięcie, pchnięcie. A na koniec robi scalenie z Kapitanem Ameryką, niczym Songo i Vegeta, a efektem jest rycerz z tarczą i meczem! A potem milion gifów w Internetach. Wiem, że przesadzam, bo jego klinga miała niby możliwość strzelania laserami i innym badziewiem, ale klimatu w tym było tyle, co nic. Black Knightowi mógłby pucować pochwę : ) Na miecz rzecz jasna.

Mariusz

* wiem, że FF miało więcej członków : )

Share This: