Wilq

Ma kopnięty nos i wiecznie skwaszony wyraz twarzy. Obchodzi właśnie 20. urodziny, ale że kobietom i superbohaterom lat się nie liczy, przyznaje się tylko do 12. Na Facebooku ma prawie 50 000 znajomych, pomimo swojego „niewyszukanego” poczucia humoru i skłonności do wulgaryzmów. Zagrał w reklamie i w filmie, ma stałe rubryki w gazetach i na portalach. Wilq Superbohater, wybawca Opola – kto go jeszcze nie zna, ten nie żyje naprawdę…

Wilq to alter ego, któregoś z braci M.?
Bartek Minkiewicz: – Nie. Ale zaryzykowałbym twierdzenie, że to ja, za jakiś czas, mogę stać się alter ego Wilq’a. Gdy powstawał był bytem niezależnym, ale im dłużej go rysuję, tym lepiej go rozumiem i lubię.
Tomasz Minkiewicz: – Nie bylibyśmy w stanie pracować z takim bohaterem przez tyle lat, gdyby był nam całkiem obcy.
Tacy pełnokrwiści bohaterowie musieli mieć jednak jakieś pierwowzory…
BM: – To prawda – mieli jak najbardziej pełnokrwiste pierwowzory. Pojawili się pierwotnie jako karykatury moich znajomych z liceum, a ich pierwsze proste przygody, to były niewybredne kpiny z kolegów, rysowane w zasadzie tylko dla nich. Tak zabawa w gronie przyjaciół. Nigdy bym wtedy nie przypuszczał, że takie – wydawałoby się – hermetyczne żarty trafią do szerszej widowni, i że bohaterowie uniezależnią się od swoich pierwowzorów.
Wilq to specyficzny superbohater, taki na miarę naszych czasów i możliwości. Dlaczego zdecydowaliście się akurat na konwencję superbohaterską? Czy stwarza ona dodatkowe możliwości?
TM: – Komiks Wilq, jego humor i wartość są oparte na mechanizmie kontrastu. I do tego konwencja superbohaterska jest idealna. Bo cechuje się ona skrajnym patosem i tematycznym gigantyzmem. Wszystko tu jest największe, najgroźniejsze, najbardziej niebezpieczne, heroiczne i dramatyczne. Wystarczy teraz to zestawić z banalnym życiem na opolskim blokowisku, z tuzinkowymi postaciami, marazmem, nieporadnością, głupotą, tym co codzienne, siermiężne, tak zwykłe, że aż wstydliwe. I mamy Wilqa.
W najnowszym, dwudziestym już zeszycie serii na pierwszy plan wysuwa się gwiazda planu drugiego, czyli komisarz Gondor. W końcu możemy zobaczyć jak zaczynał karierę, poznać jego mentorów… Wówczas to była jeszcze Milicja Obywatelska. Czy to wasz głos w sprawie 25-lecia transformacji?
BM: – Szansa, żebym – sam z siebie – pomyślał o jakiejś rocznicy, jakiejś transformacji wynosi mniej, niż szansa, że betonowa latarnia uliczna nagle ożyje i tego samego dnia wygra w totolotka. A co dopiero mówić o zabieraniu w tym temacie głosu. Tomek napisał scenariusz, który bardzo mi się spodobał, bo bawił się prawdziwymi i mitycznymi obrazami PRL-u. Dodatkowo to czas naszego dzieciństwa, więc dostaliśmy dodatkowy bonus w postaci nostalgicznej podróży w przeszłość. Z tym, że dosyć dziwacznej podróży.
TM: – Korciło mnie od jakiegoś czasu, żeby opowiedzieć więcej, o którejś z postaci, orbitujących wokół głównego bohatera. Kumpelskie relacje Wilqa z Entombetem, Mikołajem i Alcmanem nie potrzebują dodatkowego opisu. O słabym Wielbłądzie było już trochę w „Rapierze Miłości”. Co innego komisarz Gondor. Muszę się przyznać, że do tej pory traktowałem go trochę instrumentalnie, na równi z sygnałem świetlnym wzywającym Wilq’a. Kiedy jednak usłyszałem Gondora, mówiącego głosem Mariusza Dziędziela, kiedy nagrywaliśmy jego kwestie na  potrzeby animacji, zacząłem sobie zadawać pytania – kim tak naprawdę jest ten facet. Fakt, że mamy do czynienia z rokiem 1982 to kwestia drugoplanowa.
Najnowszy zeszyt ma iście kryminalną okładkę i taka też jest jego zawartość. Po jakie jeszcze gatunki sięgaliście w ciągu dwunastu lat prowadzenia serii?
BM: – Wilq jako komiks jest w dużej mierze pastiszem. Pastiszem różnych gatunków. Są one bardzo często bazą dla kolejnych odcinków. Najczęściej sięgamy po klasyczną konwencję superbohaterską i kryminał. Poza tym podpieraliśmy się już, takimi gatunkami, jak: science fiction, horror, thriller, film przygodowy, opowieść katastroficzna, romans… A w planach mamy na przykład… western.
Wilq wyszedł już poza ramy komiksowego zeszytu. Ma swój fanpage na Facebooku, gdzie pojawiają się jedno lub kilkukadrowe żarty rysunkowe. Cieszą się ona chyba jeszcze większą popularnością, niż sam komiks?
TM: – Jednorysunkowe żarty, czy mini komiksy są prostsze w odbiorze. Dłuższy komiks trzeba umieć czytać. Trzeba mieć okazję i chęć, żeby się tego nauczyć. Niewiele osób w Polsce przyswaja komiksy. I zapewne jest to populacja na wymarciu. Za to ogromne zainteresowanie budzą (za sprawą Internetu) żarty w formie zdjęć, rysunków, montaży pojedynczych lub zestawionych w mini komiksy. Są atrakcyjne, bo w zasadzie składają się z samej pointy – można je szybko skonsumować i od razu sięgnąć po następne. Nasze żarty, mimo że bardzo tradycyjne, załapują się na tę modę.
Chociaż jest dwumiarowy, Wilq wkroczył też na ekrany. W ubiegłym roku zagrał w reklamie Hoop Coli. Zapowiadaliście także krótką animację z jego udziałem. Jakie są jej losy i jakie nadzieje z nią wiążecie?
BM: – Animacja jest gotowa i  planujemy premierę w czerwcu tego roku. To tylko ośmiominutowy film, więc mamy ogromny apetyt na więcej. Okazuje się, że Wilq i jego świat ma duży potencjał. I tu wracamy do tematu komiksu, jako bariery. Na pewno jest wiele osób, którym spodobałby się nasz humor, ale go nie poznają, bo nie przebrną przez komiks. Ale film, to zupełnie inne medium. Stokroć bardziej popularne i naturalne w odbiorze. Gdyby udało się przenieść Wilq’a – na ekran na przykład w postaci serialu – zyskałby nowe życie i nowych odbiorców.
Ekranizacja tak specyficznego komiksu jak „Wilq Superbohater” to nie lada wyznawanie, a fani bywają okrutni. Udało się? Z czego, jeśli chodzi o film „Wilq Negocjator”, jesteście najbardziej zadowoleni?
BM: – Ja z zachowania „ducha komiksu”. Trudno opisać czym ów duch jest, ale udało się go przenieść do filmu w stu procentach.
TM: – Duża w tym zasługa Leszka Nowickiego, który nam Wilq’a zanimował i wyreżyserował.
BM: – To nie jest adaptacja Wilq’a czy jego animowana wersja. To jest kontynuacja, przedłużenie naszego komiksu. No i udało nam się znaleźć idealne głosy dla bohaterów. Trafiliśmy w dziesiątkę z castingiem. Każdy kto to usłyszy, niezależnie od tego, jak sobie dotychczas wyobrażał głos superbohatera z Opola, będzie musiał się zgodzić, że Eryk Lubos jest Wilq’iem, w każdym calu.
TM: – Jak nie za pierwszym, to za drugim na pewno. Kiedy piszę scenariusz słyszę te wszystkie dialogi. Mam je w głowie. Szczerze – dziś nie pamiętam, jak mówił nasz bohater wcześniej. Teraz Wilq mówi głosem Eryka Lubosa.
Prosta kreska, wyszukane wulgaryzmy, abstrakcyjne poczucie humoru. Czy to przepis na sukces?
BM: – Nie. To są jedne z wielu składników naszego komiksu. Chyba nie ma sensu analizować pełnego składu, tym bardziej, że nawet my nie do końca umielibyśmy go podać. A na sukces nie ma przepisu. Jak mawia trener Piechniczek: „Sukces jest dzieckiem zwycięstwa”.
TM: – Ja zawsze powtarzałem, że Wilq jest tak pisany, rysowany, żeby nas śmieszył w pierwszej kolejności. Wypada się cieszyć, że ten rodzaj humoru trafia także do innych.
„Dziwnym nie jest”… Od lat nie mieszkacie w Opolu, tylko w Krakowie, ale Wilq nigdy się z Opola nie wyprowadził. Skąd czerpiecie inspiracje do nowych historii?
MB: – Opole to uniwersum naszego komiksu. Centrum wszechświata… Opole to ziemia, reszta – to kosmos (z Mysłowicami jako czarną dziurą). Pomysły na nowe fabuły pojawiają się zazwyczaj same i nie wiadomo skąd (mogę tylko wyjawić, że najlepsze wpadają mi do głowy w łazience, lub w tramwaju), ale jak już są, to od razu „zawozimy” je do Opola.
TM: – Szkoda, że nie ma łazienek w tramwajach, wydawalibyśmy pięć zeszytów na rok.
Wpadam od czasu do czasu do Opola, mam kontakt z przyjaciółmi, którzy tam mieszkają –znajomymi ze szkoły podstawowej i średniej. To się nie mieści w głowie, o czym mogą rozmawiać poważni ludzie, których łączy szczeniacka przeszłość. To właśnie jest ten bezpretensjonalny klimat, którym Wilq jest przesiąknięty. Resztę dopowiada życie, w którym absurdów nie brakuje.
Czytelnicy Wilq’a mają swoje ulubione postacie – Alcmana, Entombeta, Mikołaja czy samego Wilq’a. A którego z bohaterów serii wy lubicie najbardziej?
BM: – Ja najbardziej lubię Wilq’a. I jeszcze tego anonimowego policjanta, który na drugim planie wyciąga ze spodni penisa i macha przyjacielsko do czytelnika.
TM: – Ja lubię Słabego Wielbłąda. To wspaniała, godna szacunku postać. Szkoda, że trafiła do takiego komiksu.
Oprócz dwudziestu zeszytów, wydaliście też dwa kolorowe albumy w twardej oprawie. Czy w planach jest kolejne kolekcjonerskie wydanie?
BM: – Chcielibyśmy to kontynuować i zebrać wszystkie Wilq’owe historie w kolorowych albumach. Dajemy sobie na to 86 lat.
TM: – Ja daję sobie 89. Jestem młodszy od Bartka.’
Rozmawiała Agnieszka Minkiewicz

Share This: