WKKM 23 – Hulk – Planeta Hulka


Historia, jaką serwuje nam Greg Pak ma bardzo proste założenia. Zielony zostaje (w końcu!) uznany za na tyle poważne zagrożenie, że trzeba się go pozbyć. Illuminati przez lata operowali w całym wszechświecie i kilku wymiarach (patrz Negative Zone czy Limbo), ale uznali że alter ego Bannera najłatwiej będzie wysłać w kosmos. Też mi geniusze. Nie wiem na co liczyli, ale moim zdaniem nie było to zbyt mądre. Wysłali go niby bardzo daleko, jednak wiara w to, że nie wróci wygląda gorzej niż ostatni popis blogerów na modowej imprezie w stolicy. Niemniej jednak, to tylko prolog do historii właściwej.


Obdarty bohater, chyba gdzieś to już widziałem
Hulk zawsze był niepokorny, a powitanie w stylu na kolana od samego początku nie wróżyło dobrze jego wycieczce na Saakar. Jak się okazuje, nawet na wielkiego bydlaka zawsze znajdą się mocni, a gdzie ludzi kupa… Tak czy siak, nasz zielony heros trafił do klatki, a stamtąd bardzo szybko na arenę gladiatorów. Dalej było już standardowo. Wspaniałe walki, oddani fani, konflikt z imperatorem, a potem rebelia rodem ze Sparkatusa. Równie dobrze moglibyśmy wymalować Russela Crowe’a na zielono, naszprycować sterydami i dać mu szaleć na kosmicznym zadupiu.
Nie zrozumcie mnie źle. To nie jest słaby komiks. Czytelnik dostaje kolorową historię opartą na znanych motywach. Ot taki topos czy jak to na polskim było. Ci, którzy zamierzają szukać tu epickiej fabuły, miliona zwrotów akcji i wielkiej intrygi, mogą przestać czytać już w tym miejscu. Planet Hulk z całą pewnością ich nie zadowoli. Ten album to typowe dzieło kultury masowej. Brutalna papka dla Amerykanów, którzy historii Rzymu i tak nie znają, więc dla nich to niemalże odkrywcza fabuła. Jeśli lubisz niezbyt wyszukany – HULKOWY – humor nie zawiedziesz się lekturą tego komiksu.


Kilku pancernych i Hulk
Nawet zielony Mr Hyde nie byłby w stanie przeprowadzić rewolucji w pojedynkę. W nieznane zakątki wszechświata został wysłany po to, by odnaleźć spokój i samotność. Podczas swojej podróży znienawidził ludzi, cieszył się brakiem jakiegokolwiek towarzystwa. Jak to zwykle w życiu bywa, rzadko możemy radować się tym, co dla nas dobre. Zielony szybko został zmuszony do zaprzyjaźnienia z bandą kosmicznych dziwolągów. Wśród jego kompanó1) znajdziemy m.in. chodzącą kupę kamieni znaną jako Korg, dwóch robali i tajemniczego kosmicznego mnicha. Na szczęście gromadka nie jest tylko na pokaz i ma naprawdę spory wpływ na poczynania Zielonej Szramy (swoją drogą głupi ten przydomek Hulka!)


Kciuk w górę?
Czytelnicy, którzy nie kupują regularnie WKKM muszą wiedzieć o jeszcze jednym fakcie. Ten tom, to nawet nie połowa historii, która będzie nam zaserwowana, a jej trzecia część. Nie wyobrażam sobie, że po przeczytaniu dwóch tomów Planet Hulk, fan komiksu nie sięgnąłby po World War Hulk, które jest jakby nie patrzeć jednym z największych wydarzeń w historii Marvel Universe. Właśnie choćby dla WWH warto sprawdzić ten tom.
Warto jeszcze wspomnieć o dodatkach, które zaserwowało nam wydawnictwo. Na ostatnich stronach znajdziemy takie cuda jak opis planety Sakaar, mapę królestwa, w którym sieją trwogę nasi bohaterowie oraz krótkie charakterystyki znajomych Hulka. Nareszcie ten dział wygląda tak, jak powinien.
Mariusz