Mały astronauta – can you hear me Major Tom?

Mały astronauta

Dawno żaden komiks tak mnie nie wzruszył jak Mały astronauta. Ciepły, spokojny, sprawiający, że chce się kogoś przytulić. W emocjonalny sposób wydawnictwo Lost in Time wchodzi w segment komiksów obyczajowych (co wydali do tej pory? zajrzyjcie tu – klik).

Space Oddity

Tytułowym Małym astronautą jest Tom, chłopczyk którego imię zainspirowała piosenka Davida Bowiego, Space Oddity z 1969 roku. Major, o którym śpiewa brytyjski artysta, zostaje wystrzelony w kosmos, po czym traci kontakt z bazą, w ostatniej transmisji przekazuje tylko wiadomość do żony, po czym pochłania go pustka. Piosenka inspirowana filmem Kubricka miała opowiadać o alienacji, ale stała się hymnem podróży kosmicznych.

Can you hear me Major Tom?

Tom z Małego astronauty to chłopczyk, u którego wykryto mózgowe porażenie dziecięce. Podróż w kosmos i utrata łączności to przenośnia, której Jean-Paul Eid używa do zobrazowania problemów komunikacyjnych, jakie ma chłopak. Gdzieś za zasłoną z ciepłego spojrzenia, tkwi dzieciak, który nie może się porozumieć ze światem zewnętrznym. Tom nie mówi, ma trudności z poruszaniem, ale jest czułym i inteligentnym dzieckiem potrzebującym miłości.

Historia małego astronauty opowiadana jest z perspektywy Juliette, starszej siostry Toma. Okładka pokazuje 20-letnią dziewczynę, która przyjeżdża co roku rowerem w okolicę, w której dorastała. Wszystko po to, aby odświeżać zacierające się wspomnienia. Powrót do znanych miejsc wywołuje karuzelę retrospekcji, przelatujących przed oczami czytelnika. Niektóre są wypłowiałe, z wygaszonymi kolorami, inne barwne, zarażające dobrym nastrojem, a inne pałają nerwowością.

Mały astronauta

Mały astronauta i Juliette

W ten sposób serwowana jest opowieść, a punkt widzenia zmienia się wraz z dorastaniem Juliette. Najpierw jest dzieckiem, które cieszy się z rodzeństwa, później jest zdezorientowane, nie wie, co się dzieje, a szereg mądrych słów i określeń nie wiele jej mówi. W dalszej części znajduje swój niepowtarzalny sposób komunikacji ze swoim bratem (w fabule zaszyte są komiksy. o tak!), a na koniec jest niezwykle mądrą, młodą kobietą, akceptującą i rozumiejącą wiele.

Mały astronauta dzięki fantastycznemu wątkowi zapewnia miękkie lądowanie w świecie trudnych spraw. Dusznych kolejek do specjalistów, z których większość przekonuje, że wszystko jest w porządku, nie ma czym się martwić i uważa przerażonych rodziców za nadpobudliwych. Nerwowych sytuacji i niewygodnych rozmów z osobami, które nie chcą mieć problemu na swojej głowie. Strachu przed stratą, wśród dziwnych i nieprzewidzianych napadów.

Mały astronauta

Paleta różnych nastrojów

Paletę nastrojów od promyków szczęścia, do rozedrganego dzwonka telefonu, który miał się odezwać, tylko w przypadku, gdy będzie coś nie tak, uzupełnia gorzka refleksja nad sensem zmagania się z tym wszystkim. Może i tchórzliwe rozwiązanie, ale scenarzysta pozwala się zastanowić czy warto jest znosić to całe cierpienie, zmagania, udręki i swojej, i dziecka.

Mały astronauta zanurzony jest w melancholii, nieco wymuszonej przez konstrukcję scenariusza. Sam nie raz wracam do wspomnień z dzieciństwa. Łapię się coraz częściej na tym, że gdzieś odpływam w myślach. Odwiedzanie miejsc, w których nie było się od dawna, działa jak wehikuł czasu, choć niektóre pomieszczenia, które wydawały się ogromne sprawiają po latach wrażenie dużo mniejszych.

Mały astronauta

David Bowie i inni kosmici

Przyznam, że z przyjemnością wyłowiłem nawiązania do twórczości Davida Bowiego. Space Oddity nie jest moją ulubioną piosenką tego artysty, dużo wyżej cenie sobie późniejszą twórczość. Możliwe że Ziggy Stardust nigdy by się nie narodził, gdyby Brytyjczyk nie zaśpiewał wcześniej o kosmosie. Dodam jeszcze, że pojawia się malowanie twarzy, takie jak na płycie Aladdin Sane, ale są też inne nawiązania, m.in. do Małego Księcia.

Mały astronauta to niebanalny komiks obyczajowy, dotykający spraw rozgrywających się w odległości spojrzenia od czytelnika. Niepełnosprawni są wśród nas, często wywołują obawę, albo i nawet strach. Nikt o zdrowych zmysłach, nie chciałby przeżywać, tego co oni, ale niepełnosprawność nie jest przecież chorobą zakaźną. Przejmującą i wiarygodną historię, jaką zaserwował Jean-Paul Eid zapamiętam na długo, a ładne ilustracje jeszcze przez chwilę pokołyszą się w mojej pamięci.

Sylwester

Dziękuję wydawnictwu Lost in Time za udostępnienie egzemplarza do recenzji

Share This: