Bomba – „I stałem się śmiercią, niszczycielem światów”
„I stałem się śmiercią, niszczycielem światów”, „Jestem rozżarzonym ogniem piekielnym, jestem wstrząsem”, „Jestem stworzycielem nicości”, „Jestem tym, który sprawił, że słońce zaszło nad cesarstwem wschodzącego słońca”. Tak przedstawia się bohater komiksu, którego okładka wybucha, wzbudzając strach. Tak przedstawia się Bomba.
Co w artykule?
Co ma do powiedzenia Bomba?
Panowie scenarzyści, Alcante i Bollée Laurent-Frédéric też często oddają głos najbardziej zabójczej broni, jaką kiedykolwiek człowiek wynalazł. Aby dobrze opowiedzieć historię, trzeba sięgnąć do samego początku, mimo że niektórzy twierdzą, że wtedy nic nie było. Może tak, ale pierwiastki uranu już tam były. Uśpione, czekały.
Po migawkach z przeszłości kartkowany niczym w przypływie furii kalendarz zatrzymuje się w okresie międzywojennym. Oto jedna z najbardziej znaczących osób odgrywających rolę w tym dramacie. Leó Szilárd, węgierski naukowiec, genialny teoretyk żydowskiego pochodzenia, który opisał w swoich pracach reakcję łańcuchową przy przekroczeniu masy krytycznej. Przez narastające niepokojące nastroje w Europie zmuszony do emigracji do Stanów Zjednoczonych, gdzie doprowadził do rozpoczęcia prac nad bombą atomową.
Kulisy powstania bomby atomowej
Scenarzyści w filmowy sposób prowadzą wątki, historia bomby atomowej to dreszczowiec pełny intryg, ale też poparty naukowymi rozważaniami wyłożonymi w taki sposób, aby zwyczajny zjadacz bułek mógł je zrozumieć (z czego w jednym momencie nawet sobie zażartowano). Po ludziach co prawda można było się tego spodziewać, że naukowe odkrycie, które mogłoby służyć inaczej, zostaje wysłane na wojnę, ale przecież Leó Szilárd wcale nie marzył o tym, aby stworzyć śmiercionośną broń. Pragnął źródła energii, umożliwiającego kosmiczne podróże.
Autorzy pokazują procesy, które doprowadziły do stworzenia i zrzucenia bomb na Hiroszimę i Nagasaki. Nie ma mowy o nudzie i suchym wykładaniu faktów. Bomba to opowieść wielowątkowa, która ma różne oblicza. W trakcie spotkań na różnych szczeblach dochodzi do wnikliwego teoretyzowania, w którego trakcie można doświadczyć, w jaki sposób funkcjonowały najtęższe umysły na kuli ziemskiej. Jak przewidywano następne ruchy na międzynarodowej arenie. W jaki sposób zmieni się myślenie, gdy pojawi się tak potężna broń. Metalicznie wybrzmiewa rozdźwięk między rozumowaniem naukowym, które w centrum ma dobro ogółu, a wojskowym, gdzie chodzi o przechylenie szali zwycięstwa na swoją stronę. Analiza, która prowadzona była z różnych punktów widzenia, zostaje zamknięta w amerykańskim wojskowym obiekcie, a wszelkie przecieki uznawane są za zdradę.
Lekcje historii
Między głównymi wydarzeniami wyłowić można migawki historyczne, wykonane na podstawie zdjęć, które znaleźć można w podręcznikach od historii. Takie jak np. wojsko niemieckie przekraczające polską granicę 1 września 1939. Ta część kronikarska prowadzi do wybuchów nad Hiroszimą i nad Nagasaki oraz pokazuje ich wynik. Ogrom zniszczenia i cierpienie ludności cywilnej.
Bardzo ważnym wątkiem jest domniemana historia japońskiej rodziny, odciągająca od myślenia, jaki to ten naród jest zły. Mimo że Japonia pojmowana jest tu jako wróg, to jednak ludność tego kraju to przecież zwykli ludzie, odczuwający troskę o swoich najbliższych, czy ból po stracie bliskich na froncie. Jest to najsmutniejsza część tego komiksu, zawiera wiele mocnych, emocjonalnych akcentów i wiedzie do cienia na schodach banku, który dla fabuły nie był końcem, a początkiem.
Odpowiedzialność za przelew krwi
Główne wątki uzupełniane są przez poboczne wydarzenia, ważne z punktu widzenia całości, jak np. sabotowanie równoległych prac nad bombą atomową prowadzonych przez faszystowskie Niemcy. I tu wypływa na wierzch, że wyścig zbrojenia pociągał decyzje, w wyniku których ginęli niewinni ludzie, jak np. w trakcie transportu, tzw. ciężkiej wody.
Kolejną gorzką kroplą są badania nad wpływem radioaktywnych pierwiastków na ludzi, wykonywane bez zgody pacjentów, kończące się śmiercią. Co prawda najczęściej wybierano pacjentów cierpiących na śmiertelne choroby, ale wśród nich byli też robotnicy, którzy przebywali w szpitalu po nieszczęśliwych wypadkach na terenie tajnego kompleksu wojskowego w okolicy Los Alamos. Szokujące i budzące obrzydzenie, nawet biorąc pod uwagę uzyskaną w ten sposób wiedzę oraz świadomość ile istnień udało się tak uratować.
Bomba nie stroni od krytyki polityki Stanów Zjednoczonych, kończąc na wysunięciu pytania, czy bombardowanie było konieczne. Japonia po kapitulacji Niemiec i Włoch utrzymywała się na powierzchni areny wojennej tylko dzięki honorowi. Tu znowu pojawia się Leó Szilárd, wskazując, że zwykły pokaz bomby dla rządzących państwami doprowadziłby do kapitulacji Japonii, ale nie udało mu się zatrzymać już podjętych decyzji, mimo że próbował z całych sił.
Świetnie wyglądająca Bomba
Na koniec dwa ukłony do samej ziemi. W stronę ilustratora. Bomba została wykonana w czerni i bieli, czuć, że Denis Rodier tworzył wcześniej amerykańskie komiksy mainstreamowe. Świetnie pracuje cieniem i doskonale steruje perspektywą, dobierając kształt kadru. To tworząc panoramę do pokazania miejsca wydarzeń, tak aby można było się porozglądać. To zwężając klatkę, aby pionowo pokazać wspinaczkę. Zwłaszcza w pierwszej połowie sporo jest sekwencji teatralnie podkreślających przebieg wydarzeń. Jak choćby obrazując upływ czasu w scenie oczekiwania na audiencję u prezydenta.
Te kapitalne ilustracje świetnie prezentują się na sztywnym papierze bez połysku i w dużym formacie. Co prawda szymel plansz bardziej pasuje do amerykańskiego formatu, ale choćby ze względu na ilość tekstu, na niektórych planszach, większa kartka to absolutny mus. Rozmach tylko temu komiksowi pomaga, zwłaszcza że napięcie konsumowane jest bez słów, pozwalając, aby rysownik radził sobie sam. A radzi sobie genialnie. Podsumowując. Bomba!
Scenarzysta: Alcante, Bollée Laurent-Frédéric
Ilustrator: Denis Rodier
Tłumacz: Jakub Syty
Wydawnictwo: Kultura Gniewu
Stron: 472
Oprawa: twarda
Format: 210×285 mm
Druk: czarno-biały