Ex Machina. Tom 1
Brian K. Vaughan na trzeciej planecie od Słońca zdołał już zdobyć rozgłos jako twórca komiksowy, wizjoner i wichrzyciel. Za swoje prace otrzymał już dziesięć nagród Eisnera, komiksowego odpowiednika Oscara, a jego przebojowe bestsellery zostały przetłumaczone też na język polski. Nie powiem, nazwisko tego autora znam już z Y-eka, Lwów z Bagdadu, czy Sagi, choć wymienione tytuły nie wspięły się wysoko w moim osobistym rankingu. Lekkość jego pióra można poznać dzięki nowemu tytułowi, na który porwał się Egmont. Pierwszy tom Ex Machina jawi mi się jako szklanka chłodnego piwa, której wilgotne ścianki odbijają refleksy bursztynowej cieczy. Piana oczywiście na dwa palce, ale po kolei…
Ex Machina
Piwo zawiera węglowodany łatwo przyswajalne, które organizm trawi niezwykle szybko. Dzięki temu gasi pragnienie dużo szybciej niż woda, ale wzmaga też apetyt. Nowy (przynajmniej dla mnie) komiks Vaughana skonsumowałem na trzy duże hausty. Przez 276 stron przechodziłem w ekspresowym tempie, mimo że niektóre strony naszpikowane są tekstem. Fakt, był moment, że chciałem komiks odłożyć i więcej do niego nie wracać, ale o tym za chwilę.
Autor konstruuje interesującą fabułę wokół nowego superbohatera, opowiadając o nim dwutorowo. Zabieg znany mi doskonale z książek, w komiksach rzadziej wykorzystywany. Oba opowiadania dzieją się w jednym miejscu, ale innym czasie, wydarzenia separuje atak na World Trade Center z 9/11. Po tym tragicznym wydarzeniu w mentalności amerykanów nic nie jest już takie samo, wyraz tego znajdziemy i tutaj. Na pierwszej osi Mitchell Hundred działa jako zamaskowany mściciel, Potężna Maszyna, na drugiej startuje na urząd burmistrza Nowego Jorku. Między tymi dwoma głównymi wątkami krąży jeszcze nitka motywu romantycznego. Doskonały przepis na… sukces.
Vaughan wyciąga wnioski, których zebranie Marvelowi zajęło dziesięciolecia. Działalność superbohaterska oprócz założonych efektów (vide ratowanie uciśnionych) przynosi skutki uboczne. Z politowaniem obserwowaliśmy Jonaha Jamesona, oskarżającego Spidera o przestępstwa. Po zastanowieniu trzeba jednak przyznać mu rację. Jak inaczej nazwać uszkodzone budynki, przywłaszczenie mienia, czy uszczerbki na zdrowiu (często też tych, których stara się uratować)?
Tak samo jest też z Potężną Maszyną, który nieporadnie zaczyna działać jako superbohater. Szybko zaczynają go ścigać regularni stróże prawa, a oczy otwiera mu Komisarz Policji. Jako że ducha nie tak łatwo złamać, Mitchell postanawia pomagać, ale w inny sposób. W ten sposób pojawia się kandydat na burmistrza, odpowiednio rozreklamowany, ale skok popularności i końcową wygraną zapewnia mu dopiero atak 9/11. Dzień, w którym Potężnej Maszynie nie udało się zapobiec zamachowi na drugą wieżę. Co się stało, jaką traumę przeżył bohater – sprawdźcie sami.
Ta barva, ta piena, jak iskrzy
Tony Harris i Tom Feister zadbali o warstwę wizualną albumu i jest naprawdę dobrze, być może nawet za ładnie. Choć na komiks Ex Machina miło popatrzeć niczym na wspominaną już szklankę pełną złocistego napoju, to piana, którą postanowił ubić Vaughan, już mi się tak nie podoba. Polityczny aspekt Ex Machina jest wyrażony w udzieleniu przez Burmistrza Mitchela parze homoseksualnej ślubu. Przy okazji wygłaszane są, rozciągnięte na pełne strony, manifesty gejowskie, argumentowane w moim odczuciu w złym guście. Przy porównaniach gejów do mańkutów przecierałem oczy ze zdumienia, to nie może być na serio.
Pogarda do tradycyjnego modelu rodziny, sakramentów, czy Drugiego Listu do Koryntian dotyka mnie osobiście. Vaughan, na spółkę ze swoim bohaterem, podejmują polityczne ryzyko. Nie można stanąć po obu stronach barykady, choć zdaję się, że autor wybrał dobrze. Na korzyść zysków ze sprzedaży i na korzyść wygranej w wyborach. Trudno przejść obok tego obojętnie, choć zdaję sobie sprawę, że moje odczucia znajdują się daleko od obiektywnej oceny.
No koniec zacytuję Cosmopolitan: Piwo jest jak wyraz twarzy Putina – nigdy do końca nie wiadomo, co się za nim kryje. Wychodzi na to, że jednak nie ma to jak napić się wódki. Cóż, i taki rodzaj napoju ma swoich zwolenników. Na chwilę obecną, mimo sporych walorów serii, nie jestem w stanie przewidzieć czy sięgnę po drugi tom Ex Machina. Cóż, tak to już z tą polityką jest.
Sylwester
Dziękuję Wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.