Hawkeye. Odmieniony (All-New Hawkeye) [Recenzja]

Jedną z najlepszych rzeczy, jakie czytałem od Marvela, jest seria Hawkeye Matta Fractiona z rewelacyjnymi rysunkami Davida Aji. Po tej lekturze miałem poczucie niezwykłej satysfakcji, ale i tego lekkiego smutku, kiedy kończymy swój ulubiony serial albo ukochaną książkową sagę. Towarzyszy nam wtedy swego rodzaju poczucie pustki. Zadajemy sobie pytanie „co teraz? Pewnie długo nic nie będzie w stanie mi się tak spodobać”. Z niepewnością, ale i cichą nadzieją sięgałem po kolejny tom przygód Clinta i Kate Bishop od całkiem nowej ekipy kreatywnej. Kto jednak miałby dać radę udźwignąć oczekiwania jak nie Jeff Lemire? Za rysunki odpowiada Diego Perez i od razu pierwsza strona zaskakuje świeżością i zmianą klimatu. Dostajemy po oczach wspaniałą akwarelową rozkładówką w pastelowych barwach. Od tej pory wszystkie moje wspomnienia staram się przywoływać właśnie w tak piękny sposób. Moje prywatne doświadczenia nie są jednak tak dramatyczne, jak te Clinta Bartona.

Tutaj odniosę się jeszcze raz do seriali. Często po kapitalnym pierwszym sezonie twórcy często sięgają wstecz i ukazują nam przeszłość bohaterów. Co ich zbudowało, dlaczego są tacy, jacy są, co miało wpływ na ukształtowanie ich charakterów i wybór ścieżki życiowej? Lemire również wybiera to rozwiązanie i ani przez sekundę się nie gubi. Szczególnie w relacjach ze starszym bratem, który miał sporą rolę w ulepieniu charakteru Hawkeye’a. Lemire wie, jak rozpisać postać początkowo uległą, zależną od łaski brata i poszukającą wzoru do naśladowania. Clint na naszych oczach w tych kilku zeszytach przechodzi kurs przyspieszonego dojrzewania. Powoli kształtuje się charakter i ukazuje się ważne moralne sito, które pozwoli mu już na zawsze odcedzić dobro od zła. Chłopak dość szybko musiał nauczyć się podejmować ważne decyzje, które są trochę jak te specjalne strzały z jego ekwipunku. Każda trudna decyzja w życiu Clinta, prędzej czy później, po rykoszecie, trafia wprost w niego.

Często jego pozorny brak odpowiedzialności i strach przed trudnymi decyzjami jest polem do interakcji z drugim Hakweyem, Kate Bishop, dla której Clint stara się być jak najlepszym mentorem. Mimo że sam nie miał szczęścia do rodzin zastępczych, opiekunów prawnych czy godnych wzorów do naśladowania. Pierwsza akcja tej dwójki, wysłanej przez S.H.I.E.L.D. na tajną misję, szybko przypomina, jakie są pomiędzy nimi relacje. Charaktery dwóch Hawkeye’ów są zgoła inne. Pewnie dlatego dynamika między nimi działa tak dobrze. Wysłanie ich na akcję jest tylko pretekstem do zderzenia tych dwóch różnych temperamentów na płaszczyźnie kolejnego dylematu moralnego. Walka tu większa ta w głowie, z sumieniem, aniżeli z wielkim, potężnym złym.

Naszym Clintem Bartonem często rządzą wspomnienia. Współczesne poczynania bohaterów przenikają się z przeszłością. Lemire ciekawie przemyślał sprawę, zazębiając tak wątki. Poszczególne odczucia, czy konkretne wybory teraz i kiedyś zdają się grać na tych samych emocjonalnych strunach, a historia zataczać koło. Jest tu mnóstwo małych, fajnych rzeczy, z którymi bawią się twórcy. Warto choćby z tego powodu przeczytać komiks więcej niż raz. Szczerze powiem, jak nie jestem wielkim fanem retrospekcji, tutaj jednak interesowały mnie one bardziej niż główna fabuła z misją od S.H.I.E.L.D.

Akwarelowy styl wspominkowej historii małego Clinta to prawdziwa uczta dla oczu, ale to nie jedyne atuty strony wizualnej. Perez nie bał się skopiować stylu fenomenalnego Davida Aji. Efekt jest świetny. Czułem się dzięki temu jak w domu, szczególnie jeśli wróciliśmy właśnie do mieszkania Clinta. Do tego bałaganu, gry na konsoli, psa Fuksa i imprez z sąsiadami na dachu kamienicy. Bardzo spodobał mi się sposób przedstawienia momentu, kiedy Clint stracił swój aparat słuchowy. Białe plansze i dymki bez słów rewelacyjnie przedstawiły pustkę głuchoty.

Hawkeye Odmieniony to dość krótki tom, mający jednak sporo do zaoferowania. Zwykły łucznik w świecie superbohaterów, którego życie nigdy nie oszczędzało, to idealna postać do tego, aby pokazać trochę obyczajówki i problemów w kwestii trudnych decyzji i ich konsekwencji. To też krótka historia z porcją akcji i humoru w tle, która pokazuje, że nie trzeba posiadać supermocy, ani nawet strzelać perfekcyjnie z łuku, żeby być bohaterem. O tym decydują małe rzeczy, trudne wybory, które finalnie określają, po jakiej stronie w odwiecznej walce dobra ze złem staniemy.

Dziękuję wydawnictwu Egmont za przesłanie egzemplarza do recenzji.

Share This: