Jak (z)robić komiks historyczny?
Ostatnio na łamach recenzji trzeciego tomu Bradla rozwodziłem się nad tym, jak zostałem skrzywdzony w szkole i jak skutecznie obrzydzono mi historię (kraju, ale i nie tylko). Mimo że cykl sygnowany przez Muzeum Powstania Warszawskiego to nie jest stricte komiks historyczny, jednak nawiązuje do faktów i z nimi koresponduje. Co najważniejsze, Bradl jest ciekawy. Skoro o dawnych wydarzeniach można opowiadać w sposób interesujący, dzisiaj chciałbym zajrzeć do niszy wydawniczej, jaką są komiksy opisujące prawdziwe wydarzenia. Wiadomo, chcieć to móc, ale trzeba jeszcze wiedzieć jak! Do nierównej walki obok siebie położyłem dwa albumy w formacie A4, sygnowane przez dwa osobne duety. Jednym blisko ideałowi, drudzy ledwo odbili się od poziomu murawy. Jak robić komiks historyczny, a jak nie – odpowiem na przykładzie Monte Cassino (tom pierwszy z trzech – bo ten akurat mam) i Jeden do Jednego.
Temat lekcji – komiks historyczny
Od razu zaznaczę, że nie będzie punktacji, nie będzie wyniku rozgrywki, bo mecz zakończyłby się miażdżącą przewagą jednego, mimo tytułu drugiego, który sugeruje remis. Przejdę jednak krok po kroczku, spoglądając na różne aspekty tworzenia historii obrazkowych. Oczywiste jest, że aby dokądś pójść, trzeba najsampierw wyznaczyć sobie kierunek. Zbigniew Tomecki obrał wektor na Monte Cassino, Sebastian Sęk wskazał podwarszawskie Piaseczno. Tu można oczywiście się podśmiewać, bo z jednej strony mamy epicką, jedną z najbardziej krwawych i heroicznych bitew II Wojny Światowej, z drugiej zaś ledwie konspiracyjny mecz piłki nożnej. Nie przekreślałbym żadnego z tematów, wręcz przeciwnie. W obu widzę spory potencjał i możliwość opowiedzenia ciekawej historii. Nawet bym powiedział, że dla Monte Cassino zadanie jest ułatwione, w drugim komiksie trzeba było się dużo bardziej napracować. Pomysły jak dla mnie oba dobre, nawet bardziej kibicowałbym temu drugiemu, jako że przez lata wychowywałem się w gminie Piaseczno i chętnie bym poczytał o historii tego miejsca.
Scenariusz
Skoro mamy tytuł, to trzeba napisać scenariusz. Tu warto się przyłożyć, komiks jako medium znajdujące się gdzieś pomiędzy książką a filmem nie może polegać tylko na obrazie. Musi ciekawie opowiadać, przyciągać, elektryzować. Zbigniew Tomecki wspiął się na górę i nie chodzi mi tylko o wzgórze bitewne. Po pierwsze, bitwy, które opisuje, sięgają realności Szeregowca Ryana. Czuć, że doświadczamy prawdziwej wojny. Obok nas wybuchają granaty, a psychika ludzka gnie się niczym tatarak na wietrze. Po drugie, autor spina wątki militarne w zgrabną, kronikarską klamrę. Jednostka, która ma za zadanie spisać wydarzenia sięga do notatek, opisuje zdarzenia, a w międzyczasie opowiada też swoją historię. No i tu trzeci ważny i wykwintny akcent, bo scenarzyście udaje się opowiedzieć coś jeszcze, za sprawą niesamowicie zgrabnej tezy, dotyczącej opowiadania historii, której detale dopasowuje się do odbiorcy, któremu akurat się ją opowiada. Tymczasem w Jeden do jednego, no, przepraszam za brutalność, ale narracja leży niczym reprezentacja polski po meczu. Żółte prostokąty, kojarzące mi się z Marvelem lat 70. Historia, w której gdyby nie padła nazwa mojej rodzimej miejscowości, nie zainteresowałoby mnie nic. Gdzieś z tyłu jest to coś, ta iskra, będąca zapalnikiem, niestety na powierzchnię nie wypływa.
Jak Cię widzą, tak Cię piszą
Całkiem niedawno komiks Jeden do jednego wpadł w ogień krzyżowy krytyki, głównie za warstwę graficzną, która jednoznacznie jest paskudna. Serio, rysunki Macieja Zadrąga nijak nie mogą się podobać, to nie jest kwestia gustu, prosta kreska, karykaturalne postacie, w większości płaskie rysunki, bez kompozycji, bez perspektywy, bez planu. Przydałyby się zajęcia z geometrii wykreślnej (tak na początek). Jeszcze zrozumiałbym, gdyby nie chodziło o komiks historyczny. Tu w moim odczuciu wymagany jest styl realistyczny, a nie grazmołki (określenie zapożyczone z jednego z portali komiksowych). I tu wystarczy spojrzeć na Monte Cassino, pani Gabrielo – brawo! To jest to, o co chodzi. Przy niektórych kadrach zatrzymywałem się niczym podziwiający zabytki turysta. Spojrzenie przez muszkę – mistrzostwo!
Kolor czy non kolor
Twórcy Monte Cassino (przynajmniej w pierwszym tomie) postanowili zrezygnować z koloru i wydać komiks czarno-biały. No cóż, dobrze to się komponuje z całością. Jeszcze jak się nałoży na to fakt, że wydarzenia historyczne przedstawiane są głównie na czarno-białych fotografiach (choć w czasach II Wojny Światowej fotografia kolorowa już raczkowała) to uzyskuje się spójną całość. Jedno spojrzenie na Jeden do jednego wystarczy, aby zrozumieć, że z kolorami można przedobrzyć. Choć przyznam, sposób, w jaki narysowane jest Monte Cassino, aż prosi się o pokolorowanie. Tylko nie jaskrawe, ale brudne, szare, z przebijającą czerwienią.
I wszystkie inne
Szkoda mi Jeden do jednego, widać chęć do tworzenia, pasja zagrzebana jest jednak pod festiwalem małych potknięć. Bo oprócz poważnych błędów mnóstwo jest też małych, jak chociażby rozmieszczenie dymków. Monte Cassino może też nie jest komiksem idealnym, ale do ideału brakuje mu naprawdę niewiele. Przede mną jeszcze dwa tomy tej spółki, mam nadzieję, że uda mi się do nich dotrzeć. Zwłaszcza że trzeci tom jest kolorowy. Aha, bym zapomniał. Dystrybucja! Daleko aby którykolwiek komiks historyczny, znalazł się w materiałach obowiązkowych do nauczania w szkole. Mimo wszystko komiks pokazuje się w szkole i to mnie bardzo cieszy. Widać na przykładzie Jeden do jednego, że warto mieć za plecami wpływowego patrona. Komiksy mogą być mądre i niech takie będą! Mądrze też niech postępują twórcy.
Sylwester