Reedycje komiksów z czasów TM-Semic – przewodnik

Nowe, wypasione wydanie

Jest styczeń roku 1991. Za kilka miesięcy skończę 10 lat. Wszystko jest takie jak pogoda za oknem. Szare, bez wyrazu, pochmurne, błotniste i smutne. Nie mam bladego pojęcia co to ten komunizm, ani tym bardziej wyidealizowana, wkraczająca demokracja. Oczywiście pamiętam kartki na jedzenie i że mama narzekała na malejące porcje. Świat zaczyna się zmieniać. W Piasecznie, tuż obok baru mlecznego, w którym jadłem kiedyś mdłe pierogi ruskie, zostaje postawiona drewniana budka. Już sama nazwa zwiastuje powiew zachodu: Bar Donald. Flagowym daniem z tejże budki są frytki. Chrupiące, słone, o zapachu, który czuć było nawet w autobusie, mijając to miejsce. Przechodząc obok kiosku znajdującego się przy przystanku autobusowym, zauważam coś na wystawie. Wielki czarny cień i czerwone litery współgrają z odchodzącym widmem ze wschodu, choć ja oczywiście tego nie rozumiem. W końcu mama ulega, aby wydać nie bagatelną sumę 9900zł na nowe, wypasione wydanie komiksu The Amazing Spider-man. Tak to się zaczęło…

Smaki dzieciństwa #3 – frytki

W ponad 27 lat po tym wydarzeniu, Baru Donald od dawna w Piasecznie nie ma. Nie pozostał nawet ślad po drewnianej budce, z której pysznie pachniało. W pył obróciła się także cała moja kolekcja komiksów TM-Semic, w mozole pomnażana w latach 1991-1998. Ostatnim numerem kupionym przeze mnie w kiosku był Spawn 4/98, do czasów (chciałoby się rzec) współczesnych nie przetrwało nic. Spider-Many, Mega Marvele, Wydania Specjalne, Punishery, kilka X-menów, czy wspomniane Spawny przepadły – ze wstydu nie napiszę co rzeczywiście się z nimi stało. A że odkryłem, że dorosłe życie nie do końca musi się wiązać z samymi nudnymi pasjami, zatęskniłem za smakiem frytek z dzieciństwa. Dzisiaj to jest pełen luksus, na każdym rogu znajdziemy prawdziwego, oryginalnego, niepodrabianego McDonalda. Jest szansa na nowe, wypasione wydanie.

WKKM

Kolekcja Hachette, zarówno dla mnie, jak i dla wielu innych, także i polskich fanów Marvela, była nowym początkiem. Już samo to, że w pierwszym numerze za rysunki był odpowiedzialny JR JR, uderzało w nutkę nostalgii. No a mieć Mega Marvela w grubej oprawie i to wydrukowanego na najwyższej jakości papierze, to idylla, która 20 lat temu nie mogła mieć miejsca. Wkrótce pojawiły się tytuły, które były w moim młodzieńczym Top 10. Broń X i Ostatnie Łowy Kravena powróciły do mnie w formie kolekcji Hachette, jako nowe, wypasione wydanie. I co się okazało? Wydanie TM-Semic było lepsze. Choć papier kredowy to jest coś, co tygryski lubią najbardziej, przy tych dwóch tytułach egzaminu nie zdaje. Głównie przez kolory, zaprojektowane w oryginale do papieru offsetowego. W nowym wydaniu obie klimatyczne historie, pstrząc się niczym paw w łazienkach, totalnie zabijają ducha opowieści. Dodać należy, że stare tłumaczenie, choć nie bez wad, było jakieś fajniejsze.

E jak Egmont

Kolos polskiego rynku komiksowego ruszył szybko do kontrataku, wypuszczając klasykę zarówno od Marvela jak i DC. W serii wydawniczej DC Deluxe pojawił się kolejny hicior z dawnych lat: Lobo. Zrażony odkurzaniem klasyków długo się wahałem i gdyby nie fakt, że jadąc na jesienny Comic Con zapomniałem zabrać z domu Slaina, to pewnie nowe, wypasione wydanie Portretu Bękarta na mojej półce by nie wylądowało. W tym przypadku nową formę łykam bez popity. Powiększony format, okładka z obwolutą, a w środku nie jedna, nie dwie, a trzy opowieści z Czarnianinem. No i to w końcu Lobo, więc jak go nie kochać, Kurde Bele! A no i w środku sam autor namazał mi swoje nazwisko.

W sieci

Moje półki zapełniły się obrazkowymi historiami, nadal jednak zza kolorowych grzbietów wyzierała czarna dziura. Cholernie brakowało mi moich najulubieńszych tytułów, jakimi były Spider-Man: Torment oraz Daredevil: The Man Without Fear. Ale panie, dzisiaj to Ameryka, dwa kliknięcia i kupujesz komiks z zagramanicy. Wielkie, ogólnoświatowe platformy jak eBay, czy Amazon pomogą wydać Ci pieniądze. A Multiversum i Atom Comics jeszcze bardziej to ułatwią. Oczywistą zaletą oryginalnych wydań jest brak tłumaczenia. Przykładowo, po latach dowiedziałem się, że Foggy oglądał w akademiku Star Trek TOS, czego polskie wydanie nie zdradzało. Może dlatego, że polskie telewizje zaczęły transmisje od The Next Generation. Wszystkie historie z nowych wydań zawierają materiały, które TM-Semic pomijało. W Daredevilu były to całe strony, gdzie indziej okładki. Praktycznie za każdym razem dostajemy bardziej kompletny materiał.

Mimo wszystko

W kilku przypadkach sięgnąłem po stare wydanie. Czemu? Część z moich ulubionych komiksów nie ma nowego wydania, nawet na rynku zachodnim. I tak, aby poczytać Wzloty i Upadki Sępa, trzeba było zapolować na aledrogo. Widocznie Sal Buscema na całym świecie ma tylu przeciwników, co wyznawców. Innym przypadkiem lepszej dostępności polskiego, starego wydania jest Hearts of Darkness, który niestety spowodował u mnie srogi zawód. Mimo że JR JR był wtedy w najlepszej formie i graficznie nadal jest to petarda, to historia po tych kilku latach wydaje się opowiadać dosłownie o niczym. Chciałoby się iść dalej, zapomnieć o reszcie. Nadal jednak jest luka. Batman vs. Predator, X-Cutioner Song, czy Ghost Rider 2099 – czy kiedykolwiek powrócą?

Sylwester

Share This: