Vicious. Nikczemni – Rewolucja (?)

Gdy byłem dzieckiem, często śniło mi się, że latam. Zjawisko przybierało różnorakie formy, od wysokiego podskakiwania ze swobodnym opadaniem w korkociągach, przez latanie na kawałku styropianu, po swobodne fruwanie. Łączyło je jedno – uczucie nieważkości z satysfakcją rozpościerającą się w moim umyśle wraz z okrzykiem JA LATAM!!! Mimo że w międzyczasie nauczyłem się rozpoznawać stan śnienia, to sny o lataniu nigdy nie wzbudzały we mnie żadnej wątpliwości. Zawsze były naprawdę i działy się rzeczywiście! Podczas lektury książki Vicious. Nikczemni zadałem sobie pytanie: gdybym mógł wybrać jakąkolwiek superbohaterską moc, to jaką bym wybrał? Czy byłoby to latanie, czy może jednak coś innego, hmmm np. czynnik gojący?

Domena komiksowa

Superbohaterowie jednoznacznie kojarzyć mi się będą z komiksami, pomimo tego wielkiego szału, jaki robią teraz awendżersi na ekranach kina. Film pozostanie dla mnie dodatkiem, czymś pomimo, niewymagalnym, ładną naklejką po wizycie u lekarza. To przecież medium komiksowe doskonale przyjęło ich w latach 30. XX wieku i pielęgnowało przez długie dekady. Po wielu próbach wtargnięcia do telewizji, czy kina, w końcu się udało. Niech im będzie, ale wolę papier, jak już tu jesteśmy. Vicious. Nikczemni to pierwsza książka o superbohaterach, jaką kiedykolwiek przeczytałem. Nie dokumentalna, nie o tworzeniu, nie kronika. Pełnowartościowa opowieść o nadludziach. Teraz można krzyknąć: ale jak to? Tak zupełnie bez ilustracji? Ano, właśnie tak!

V.E. Schwab mimo kiepsko brzmiącego nazwiska przyjacielsko zaprasza nas do zapoznania się z jej wersją superbohaterów. Nie lubię butnych zapewnień mających przyciągnąć czytelnika i reklamować książkę, a które to zawadiacko zadzierają nosa z okładki. Kup mnie, bo jestem w stylu Bestsellera New York Timesa, a niniejsza opowieść jest epicka i porywająca (jak wiele klasycznych komiksów). Nie ufam tego typu deklaracjom. Trzeba jednak przyznać, autorka kreśli swoją wizję przekonująco, choć w kilku miejscach jej teoria o genezie superbohaterów jest cienka niczym rosół z chińskiej zupki. Mówimy o nadludziach, element fantastyki i nieprawdopodobieństwa musi się pojawić, ale nagromadzenie Ponad Przeciętnych (zgodnie z nomenklaturą książki) tak nagle, w jednym miejscu, każe powątpiewać w taki stan rzeczy. Serio? Każda rewolucja musi zaczynać się Stanach Zjednoczonych w obrębie jednej miejscowości?

Vicious. Nikczemni

Autorka wykorzystuje narrację, która od lat służy jako oręże Quentina Tarantino. Różne perspektywy, oddalony czas wydarzeń, akcja na kilku płaszczyznach. W pierwszym rozdziale książki nie znajdują się najwcześniejsze wydarzenia, całość zamknięta jest poprzez zgrabną klamrę. Powyższe pozwala pisarce wciągnąć czytelnika w lekturę, która coraz silniej nakręca bączek wydarzeń i prowadzi do dramatycznego finału. Poznajemy całkiem wiarygodne motywy kolejnych postaci, gdzie na pierwszym planie lśnią Victor i Eli, a wokół nich zbierają się małe grupki superbohaterów. Co najbardziej urocze, autorka nie osądza, nie klaruje podziału na dobrych i złych, a z książki też nie wynika to jednoznacznie. Mimo to, od pierwszych stron kibicowałem Victorowi. Czemu? Chyba po prostu nie lubię narcyzowatych, zbyt pewnych siebie typów takich jak Eli.

OA

Jak wiemy z komiksów, aby zostać superbohaterem trzeba albo urodzić się na innej planecie, albo dać się użreć radioaktywnemu pająkowi, tudzież dać sobie wstrzyknąć serum superżołnierza. Tymczasem w Vicious. Nikczemni eksplorowana jest teoria o zdarzeniu bliskim śmierci, podobnie jak ma to miejsce w netflixowym serialu OA. Co prawda okoliczności oraz schemat różnią się diametralnie, ale autorzy obu tytułów są zgodni. Ci, którym udało się zawrócić w połowie drogi do zaświatów, dzierżą ze sobą coś, czego zwyczajni śmiertelnicy nie mają. Nadzwyczajną moc, którą uzyskali poprzez wymianę. Bynajmniej, nowej umiejętności nie otrzymuje się za darmo.

Po setkach przeczytanych komiksów szczerze wątpię, aby pani Schwab udało się przedefiniować superbohaterów. Wystarczy sięgnąć po Invincible, aby otrzymać kawał dobrze napisanego, ekscytującego Ponad Przeciętnego. Chyba też nie porzuciłbym czytania historii obrazkowych na rzecz, nawet nie wiem jak dobrze napisanej, książki. Vicious. Nikczemni wciągnęli mnie na kilka wieczorów w swój świat, ciągnąc za ucho do emocjonującego finału. Czy przeczytałbym ciąg dalszy? A, niech już im będzie, pewnie tak!

Sylwester

Dziękuję Wydawnictwu We Need Ya za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Share This: