Poznać Valiant na RAZdwaTRZY

Valiant Comics to amerykańskie wydawnictwo komiksowe, które do niedawna było dla mnie całkiem nieznane. Dlatego też, zanim przejdziemy do istoty tego tekstu, czyli komiksów, przedstawię wam krótki rys historyczny wydawnictwa. Dziecko to przyszło na świat w 1989 roku, jego ojcem był dość znany opinii publicznej Jim Shooter — wieloletni edytor Marvela, wylany z tegoż w 1987. Firmie udało się odnieść pierwsze sukcesy na początku lat 90. dzięki takim tytułom jak Magnus, Robot Fighter, czy Solar, Man of the Atom. Ciekawostka: to w nowym wydawnictwie Jima pojawił się zwyczaj wydawaniu numerów #0 oraz wydawanie wariantów z pozłacanymi lub posrebrzanymi okładkami. Nazwa imprintu zdaje się, że została wybrana genialnie, bo maluch musiał dzielnie walczyć z takimi gigantami jak Marvel, czy DC. W 1994, po tym, jak wyproszono ojca założyciela za drzwi, firmę wykupiło Acclaim Entertainment. Valiant wrócił w 2005 roku. Komiksy, które przenoszone są na polski rynek, to produkty po restartach z nowymi załogantami na pokładzie. Jakie tytuły do tej pory otrzymaliśmy? Trzymajcie się mocno… jedziemy!

Złudne Fantasmagorie

Valiant

Valiant został przedstawiony polskiemu czytelnikowi przez nikogo innego jak przez upadłe Wydawnictwo Fantasmagorie. Tytułem, który załoga z Białegostoku wybrała na pierwszy ogień, był Quantum and Woody. Podtytuł „Najgorsi superbohaterowie na świecie” mówi sam za siebie, otrzymujemy superbohaterską serię z przymrużeniem oka. Formuła, która wprowadziła na salony Deadpoola, sprawdza się tu doskonale. Przyrodni bracia, którzy bardziej już nie mogą się różnić, zostają wkręceni intrygę, w której wirze ich życie zmienia się na zawsze. Najpierw ginie ich ojciec, później w przypadkowo wywołanej eksplozji zyskują supermoce, następnie dołącza do nich koza, kolejna ofiara eksperymentów, a zarazem… najpotężniejszy członek tej załogi. Pierwsze cztery zeszyty, które dane jest nam przeczytać, zalane są slapstickiem i niesmacznymi żartami. Gdyby ktoś dał mi do wyboru Quantum and Woody i Deadpoola z Marvel Now!, wybrałbym pozycję z Valiant, słowo daję…

Głównym przeciwnikiem najgorszych superbohaterów świata okazały się Wojownicze Żółwie Ninja. Przez kłopoty wydawnicze firma zniknęła z rynku, a ich strona informuje, że witryna jest nieosiągalna. Valiant trafił w niebyt polskiej sceny komiksowej, na szczęście na niezbyt długo, bo przy dźwięku doskonale znanej onomatopei pojawiło się nowe wydawnictwo… KBOOM. Przez chwilę na komiksiarzy padł strach, czy to czasem nie maska, pod którą kryją się starzy, dobrze znani bandyci. Podejrzenia padały głównie przez zapowiedziane tytuły: Underwater Welder, Klaus, no i w końcu komiksy z wydawnictwa Valiant. Szybko uspokojono nastroje i w ten sposób do humorystycznego tomiku dołączyły dwa dzieła, które zwróciły moją uwagę jednym nazwiskiem – Lemire (twórca moich najukochańszych Trillium i Underwater Welder).

Valiant, czyli Waleczni

Valiant

Tytuł tego komiksu brzmi jak tania reklama wydawnictwa i po trosze tak niestety jest. Valiant to komiks, w którym ujrzymy każdego (chyba) superbohatera wchodzącego w skład uniwersum wydawnictwa. Tak jakbyśmy przeglądali broszurę ze zdjęciami i krótkim rysem postaci. Niektórzy, jak Ninjak X-O Manowar, czy Wieczny Wojownik, odgrywają tu ważne role, inni pojawiają się tylko w migawce (tak jak znani już nam Quantum i Woody). Co nieciekawe, gdybym nie wiedział, że ten komiks napisał znany mi Kanadyjczyk, w życiu bym tego nie odgadł. Walecznym daleko do ekstrawagancji Trillium, nie ma napięcia znanego z Underwater Welder, czy tajemniczości Czarnego Młota. Do mniej więcej ¾ tomiku dostajemy dość mdły crossover, jakich w Marvelu, czy DC wiele, stworzony wg znanego schematu. Nadchodzi ogromne zagrożenie, trzeba ratować dziewczynę w opałach, bohaterzy jednoczą się (czasem w dziwnych okolicznościach), rozpierducha na całego. Na domiar złego, prawie cały komiks zobrazowany jest dość płasko, sterylną kreską, która nijak mi do Lemira nie pasuje. Komiks ratują dwie rzeczy. Retrospekcyjne wstawki z dzieciństwa nowej geomantki, która to jest w głównych tarapatach (tu pojawia się rozedrgana kreska). Z drugiej mańki uderza nas dość nieoczekiwane, dramatyczne zakończenie, w którym kluczową rolę odegrał…

Bloodshot

To zdecydowanie najlepszy komiks z wymienianej trójki. Odrodzenie zaczyna się dokładnie tam, gdzie skończyli się waleczni. Różnica klasy jest jednak dostrzegalna na pierwszy rzut oka. Mico Suaya, odpowiedzialny za warstwę graficzną, wyrzeźbił niesamowicie ostre postacie. Nie żałował do tego ołówka i nakreślił niesamowicie szczegółowe oraz dynamiczne widowisko. Lemire (po prawdzie nie wspiął się na swój szczyt) zabiera nas w podróż z dna, na które spadł superbohater. Dodał jednak szczególne elementy, które odróżniają tę opowieść od setki podobnych. Bloodshot upadł tak boleśnie, że ucierpiało nie tylko jego ciało, ale i psychika. Aby poradzić sobie z uszkodzeniami, mózg uruchomił procesy, dzięki którym Bloodshot już nigdy nie będzie sam :p

Valiant

Jeżeli miałbym Bloodshota do kogoś porównać, umieściłbym go gdzieś pomiędzy Deathlockiem i Punisherem. Wpływ technologiczny na bohatera jest ogromny, mamy tu nanotechnologię, zamiast sztucznych kończyn, bo i czas najwyższy cybernetykę przenieść na nowy poziom. Twardy charakter bohatera, głęboka skaza na duszy, wymalowany symbol na klacie, oraz zamiłowanie do broni palnej przywodzi na myśl Franka Vendettę. Jedyną niechęć, jaką odczuwam do Bloodshota, powoduje fakt, że w jego rolę wcieli się Vin Diesel, jeden z dwóch najgorszych aktorów świata. Fuj!

Na koniec mamy dla was małą niespodziankę. Każdy z opisanych pokrótce komiksów, czyli Quantum and Woody tom 1, Waleczni oraz Bloodshoot Odrodzenie Tom 1 Kolorado będzie można wygrać, odpowiadając na jedno, krótkie pytanie konkursowe. Szczegóły już wkrótce na naszym blogu. Obserwujcie nasz fanpage na FB. Zafoliowane, pachnące komiksy czekają na was.

Sylwester

Share This: