Kafka. Komiks biograficzny
Kafka jest biografią, która śmiało rozpycha się w ramach definicyjnych komiksu, ale zbytnio ich nie nadwyręża. Podchodzi bardziej analitycznie, niż kronikarsko, na szczęście z zachowaniem literaturoznawczego umiaru. Graficznie nie jest to może sto procent możliwości Roberta Crumba, ale też wybrany temat tego nie wymaga. Typowe dla Kafki znerwicowanie, niepokój i deformacje rysownik wizualizuje bardzo adekwatnie. Świetnie dopasowana kreska do klimatu i treści utworów praskiego pisarza. Kolory zbędne.
Zastanawiająca forma
Warto mieć już za sobą bodaj chwilowe rozważania typologiczne na temat komiksów, bo Kafka może się nie zmieścić w zbyt ciasnej definicji medium. Album można pewnie uznać za ilustrowaną książkę, pół komiks, pół książkę, albo i inną hybrydę, zagadkę jednak zostawiam co bardziej dociekliwym teoretykom, jak choćby prof. Szyłakowi, którego do tej pory kojarzyłem z wydawcą. Słowo/obraz terytoria uderza tutaj wręcz zgodnością swojej nazwy z publikowanym dziełem. Zaczyna się od pojedynczego kadru, ale już od początku widzimy, że spore fragmenty tekstu, frywolnie rozmieszczane w przestrzeni strony i jedynie okraszone ilustracjami, przeplatają się wraz z kilkuplanszowymi, w całości komiksowymi sekwencjami. Niecodzienna forma, może nie eksperyment, ale coś bardziej awangardowego. Zdecydowanie na terytoriach słowa, obrazu oraz ich ziem wspólnych.
Kafka na chłodno
Zarówno dogłębność wyciąganych wniosków, jak i poziom pewności przy orzekaniu na temat tego, co autor miał na myśli, dla mnie osobiście akceptowalne, a mam uczulenie na nadgorliwość w tym względzie. Nie cierpię, kiedy literaturoznawcy zagalopowują się i zbyt dużo podają w formie twierdzeń, zamiast opinii i domysłów. Kafka pod lupą Mairowitza (scenarzysty) nie jest ani zbyt wyidealizowany, ani krytykowany, ani w ogóle jakoś mocno szturchany, raczej po prostu oglądany. Takie literaturoznawstwo to ja lubię. Uwypuklanie pewnych czynników kształtujących tożsamość pisarza moim zdaniem zbędne, ale to chyba z założenia mocno indywidualne. Grunt, że nikt nie wpycha mi do gardła własnoręcznie ukutych związków przyczynowo-skutkowych. Komiks, jak go określam omijając teoretyczne dywagacje, stara się pokazać całość życia wewnętrznego żydowskiego autora, bez stawiania granicy pomiędzy jego wizjami artystycznymi a codziennymi myślami, nieustannie koślawionymi przez nerwice, lęki i dysfunkcje społeczne. Myślociąg, który Kafka ma w głowie, rysowany na bieżąco przez Roberta Crumba.
Kafka to nie tylko relacja z ojcem
Zamiast natarczywości w dowodzeniu słuszności własnych tez, której spodziewałem się po opisie życiorysu i dorobku pisarza, komiks po prostu zgrabnie streszcza jedno i drugie. Ocena jest pozostawiana czytelnikom, ale ułatwiana przekrojowym podejściem. Dowiadujemy się nie tylko o relacjach z ojcem, Kafka miał w końcu też innych członków rodziny, pracę, mniej lub bardziej intymne związki z kobietami, itd. Tutaj miałem drobny zgrzyt, bo przy omawianiu tego, jak facet mamił je iluzjami przyszłego związku, narzeczeństwa, małżeństwa, a w rzeczywistości nie umiał do tego doprowadzić, o czym sam dobrze wiedział, Mairowitz jak gdyby wzdycha tylko pod nosem nad niesfornym urwisem. „Ach, ten nasz Franz, haha!” zamiast „co za obłudnik, to karygodne, jak tak można?!”. Cóż, ocena w gestii czytelnika, jak wspomniałem. Męczyło mnie wielokrotne nawiązywanie do żydowskiego pochodzenia pisarza, którego nie uważam za filar osobowości. Jasne, wiele warunkowało, tym bardziej w kontekście historycznym, również pod kątem miejsca zamieszkania, ale Kafka nie tworzył dlatego, że był Żydem, nie tworzył dla Żydów, ani też po żydowsku. W komiksie podkreślone jest, że pisarz miał typowo żydowskie poczucie humoru, ale autoironia nie jest przecież zmonopolizowana przez jedną kulturę. Niemniej, są to jedynie zgrzyty, nikt, podkreślam, na siłę nic nie wciska, jedynie wskazuje palcem pewne szczegóły.
Dla kogo?
Konrad
Dziękuję wydawnictwu słowo / obraz terytoria za udostępnienie egzemplarza do recenzji.