Czerwona Róża – ilustrowana biografia Róży Luksemburg
Wystarczyło spojrzenie na okładkę komiksu Kate Evans: Czerwona Róża. Ilustrowana biografia Róży Luksemburg, aby wzbudzić moje głębokie zainteresowanie. W sylwetkę tytułowej bohaterki wpleciono kilka innych obrazów, związanych z wojną. Naloty, ostrzał, atak na barykadę, przemarsz piechoty. Mina kobiety wyraża ogromny ból, tak jakby konflikt rozgrywał się rzeczywiście w jej ciele. Proste i wymowne, taki właśnie powinien być komiks, czy powieść graficzna, jak chce wydawca. Rewers zdobi równie mocne zdanie, napisane przez bohaterkę: „mam potrzebę pisać tak, aby działać na ludzi, jak piorun”. Po takim przedstawieniu się jedno jest pewne. Będzie gorąco!
Czerwona Róża
Ilustrowana biografia Róży Luksemburg
Jak to w biografiach bywa, wystarczy kilka chwil, by cofnąć się w przeszłość. Szelest paru stron zabiera nas do roku 1871. Na ulicach Paryża trwa właśnie zryw rewolucyjny ludności, tymczasem w Zamościu, w polskiej rodzinie żydowskiej, przychodzi na świat Róża Luksemburg, a właściwie Rozalia Luxenburg (ach Ci urzędnicy, zawsze coś pokręcą). Pisałem to już kilkukrotnie i powtórzę jeszcze (a niedługo znowu będzie okazja, bo w kolejce czeka Raport W), komiks to doskonałe medium do przedstawiania prawdziwych, historycznych wydarzeń oraz biografii. Do tygla wrzucamy twardą wiedzę, suche fakty, daty (to, co niestrawne), a z drugiej strony dorzucamy to, co komiksiarze lubią najbardziej. Ilustracje. Jak dobrać proporcje? O, to jest dobre pytanie. To już musi wyczuć autor, czy autorka, jak w przedmiotowym przypadku. Jak dochodzi do ułamków, to w mojej głowie pojawia się od razu złoty podział: dwie porcje z trzech.
Podtytuł komiksu Kate Evens Czerwona Róża. Ilustrowana Biografia Róży Luksemburg podpowiada, że na czytanych planszach nie znajdziemy zbyt wiele przestrzeni. I rzeczywiście, na większości stron umieszczono ściany tekstu (tak na oko na 2/3). Już w opowieści o chorobie dziewczynki, której niepoprawne leczenie spowodowało niedorozwinięcie się lewej nogi, dominują litery. Gdy dochodzimy do teoretyzowania Róży w kierunku ekonomii socjalistycznej, strony przygniatają ciężarem. Mimo że autorka stara się ubarwić twardą wiedzę choćby ilustracjami z łyżkami (pomysł zaliczam do udanych), albo suche fakty z życia bohaterki scenami łóżkowymi (zdecydowanie jestem przeciwny, po prostu nie wyszło), to jednak przebrnięcie przez większość plansz to nie lada wyczyn.
W moich oczach winę za przeciążenie w Czerwonej Róży ponoszą dwie strony. Kate Evans rzuca dużo treści, choć i tak zadziałała srogo nożyczkami. Dużo tekstu przenosi do przypisów, sporo faktów pomija, w końcu ilustrowana biografia socjalistycznej ekonomistki zamyka się w 179 stronach, tymczasem spokojnie można napisać o tym grubą książkę (albo trzy). Część postaci została połączona w jedną, a bieg wydarzeń, jak dowiadujemy się ze wstępu, czasem zostaje zawrócony, aby dodać dramaturgii. Gdy tylko autorka zmienia tempo narracji z klasyki sześciokadrowej, od razu lektura staje się przyjemniejsza. Wystarczy rozejrzeć się po pnących się po stronach kamienicach, podążyć za myślami bohaterki krążącymi między murami więzienia, albo odprowadzić jej ciało w „orszaku żałobnym” do Landwerhkanal. Są to trzy moje ulubione sceny komiksu, w których autorka popuszcza zarówno cugle wyobraźni, jak i narzucone jarzmo formy komiksowej.
Trzeba jednak dodać, że to nie tylko żelazne, teoretyczne wykłady Róży Luksemburg, przeniesione przez Kate Evans do komiksu, stanowią o ciężarze plansz. Z całym szacunkiem dla wydawnictwa, trzeba zaznaczyć, że sprawę liternictwa pokpiono, zwłaszcza w planszach obładowanych literami. Choć czcionki zostały zaakceptowane przez autorkę, pogrubione liternictwo w dialogach przygnębia. Dobrane kroje gryzą się ze sobą, nie pasują, odstają, ma się wrażenie walki na wyrazy między dialogami a narracją. Oryginalne plansze, z tekstem pisanym kursywą, wyglądają sporo lepiej, zwłaszcza że słowa nie są zamykane w klasycznych dymkach, a wlewane są bezpośrednio w kadr. Do postaci wiedzie tylko krótka kreseczka. W związku z tym to tekst gra często główną rolę estetyczną.
Mimo że tylko 1/3 komiksu Czerwona Róża uważam za dobrze wykonany, to nie określiłbym całości jako złej. Nieco karykaturalna kreska Kate Evans ma coś w sobie, są plansze przy których szeroko otwierałem i oczy, i usta. Narracja usuwa się w kąt, a autorka popisuje się swoją wyobraźnią, używając w doskonały sposób medium komiksowego. Tu do okładkowej grafiki (pojawia się też w środku i to na dwóch stronach) dorzucę genialną ilustrację płaczącego bawołu, w którego ślepiach przemaszerowują wojska. Być może działa złoty podział i ta jedna część na trzy stanowi o wartości ogółu. Przyznam, że dowiedziałem się sporo o Róży Luksemburg, postaci dotąd dla mnie anonimowej. Poszerzyłem swoją wiedzę dotyczącą historii Polski i I Wojny Światowej. Pomimo że nie jestem zwolennikiem socjalistycznych, marksistowskich teorii, kilka tez wyciągniętych przez Różę Luksemburg, a powtórzonych przez Kate Evans, uważam za co najmniej interesujące (choćby tę o wartości i wartości użytkowej). A może rzeczywiście, nie ma co tego komiksu brać aż tak na poważnie, skoro bohaterka kończy „na moim nagrobku, mogą znaleźć się tylko dwie sylaby: ćwir-ćwir”.
Sylwester
Dziękuję wydawnictwu Heterodox za udostępnienie egzemplarza do recenzji
Jak zrobić komiks historyczny? Oto jest pytanie! Próba odpowiedzi TU.