Armada. Tom 6
Ponad rok przyszło czekać na kolejne wydanie zbiorcze, ale rynek komiksowy nie znosi próżni – Armada. Tom 6 wpada jakby nigdy nic. Oczywiście, w międzyczasie pojawiły się przygody młodej Navis, ale jeszcze po nie nie sięgnąłem. Głównie dlatego, że nie przepadam za kreską José Luisa Munuery, choć pewnie prędzej czy później nadrobię zaległości.
Co w artykule?
Zmiany w serii
Między piątą a szóstą częścią zmiany są zauważalne, choć głównie dotyczą technikaliów – sama podstawa pozostaje niezmienna. Navis, agentka specjalna Armady, wielkiej floty statków i planet, wyrusza na kolejną misję. Pierwsza różnica to liczba oryginalnych odcinków – tym razem dostajemy trzy, a nie cztery, choć Egmont i tak poczekał, aż materiału zebrało się więcej. Z tego, co kojarzę, planowano wydawać tomy z dwoma odcinkami, ale dziwnie by to wyglądało na półce. Różnica 50 stron raczej nie będzie aż tak widoczna.
Jest jednak dobra wiadomość – Armada. Tom 6 zawiera premierowy materiał, obejmujący tomy 21–23: Ewakuacja, Przeniesienie i Sprawa Osobista. W odróżnieniu od tomów 1–20, te historie wcześniej nie pojawiły się na naszym rynku. Dla mnie to nie robi większej różnicy, bo poznawałem serię w wydaniach zbiorczych, ale część z was pewnie czekała na tę kontynuację. Egmont potraktował wszystkich równo – kontynuacja będzie i tak różnić się od poprzednich tomów.
Jest jeszcze jedna istotna różnica, która nie zależała już od polskiego wydawcy. Po 21. odcinku serię opuścił Morvan, a Buchet przejął rolę scenarzysty. Czy da się to odczuć? Zdecydowanie tak, i to bez większego problemu. Pod względem graficznym wszystko pozostało bez zmian – strony nadal wypełnione są szczegółowymi kadrami, a Navis z impetem przelatuje przez kolejne sceny, obijając krzywe gęby parszywych łotrów. Oczywiście, zdarza się, że w międzyczasie kogoś ratuje, tuląc delikatnie, by nie skrzywdzić tych już pokrzywdzonych przez los… ale łotrów wciąż obija z impetem!
Brutalna rzeczywistość
Buchet, co prawda, literacko rozbija akcję na dwa tory wydarzeń, które na początku wydają się niezwiązane, ale w końcu znajdują swoje połączenie. Jego scenariusze są zauważalnie lżejsze i bardziej przygodowe. Natomiast 'Ewakuacja’ – ostatni odcinek napisany przez Morvana – to gęsta krytyka polityki emigracyjnej. Choć osadzona w realiach science fiction, nie trzeba wielkiej wyobraźni, by dostrzec, o czym tak naprawdę pisze scenarzysta.
Ledwie szczelne kontenery (tak, kontenery – nie statki kosmiczne) przeprowadzane przez wrota do 'lepszego’ świata mocno przypominają ciasne dostawczaki lub pontony, które ledwo opierają się silnym falom. Wyzyskiwana nacja cierpi z powodu chciwych przewoźników, niewinni giną, konwoje z cywilami są ostrzeliwane, a rodzice zmuszeni są patrzeć na krzywdę swoich dzieci, a czasem nawet na ich śmierć. To mocny, brutalny obraz, który pod płaszczykiem science fiction ukazuje bolesną rzeczywistość wojenną naszego świata, a nie jakiegoś hipotetycznego.
Navis sprzymierza się tutaj z dziennikarką, co dodaje historii nowy wymiar. Z jednej strony mamy bohaterkę, która bezwzględnie działa w terenie, stawiając na bezpośrednią walkę. Z drugiej strony jest dziennikarka, której orężem są informacje i która często musi szukać kompromisów, bo nie wszystko da się pokazać w mediach. To wyważone kombo może zdziałać naprawdę wiele, choć początkowo między bohaterkami mocno iskrzy
Gotowość na dalsze przygody
Po przejęciu pełnej kontroli nad serią, Buchet zrobił to, co rysownik mógł zrobić najlepiej – wykorzystał moment i rozpoczął sekwencją w stylu 'suit up’, która potwierdza gotowość Navis do kolejnej misji… i dalszego ciągu serii. Akcja toczy się szybko, a Navis rusza tropem rasy zmiennokształtnych, przy okazji zostając zawodniczką nielegalnej, ale dochodowej federacji sztuk walki, podobnej do współczesnego MMA. Wszystkie chwyty są dozwolone, a nasza bohaterka pokazuje kilka swoich firmowych ciosów, w tym słynny kopniak w pionowo wyprostowaną nogą.
Buchet radzi sobie całkiem nieźle również z aspektem science fiction, szczególnie jeśli chodzi o wątek podwójnego układu słonecznego z planetami przeskakującymi po orbitach. Jedyne, do czego mógłbym się przyczepić, to niektóre dialogi – momentami są tak proste, że najlepiej byłoby je wyrzucić poza kadr. Mimo wszystko, muszę przyznać, że krótsze wydanie zbiorcze czytało się dobrze i nie odczuwam niedosytu. Teraz pozostaje tylko czekać, aż uzbiera się więcej materiału na kolejne tomy.
Scenarzysta: Jean-David Morvan, Philippe Buchet
Ilustrator: Philippe Buchet
Tłumacz: Maria Mosiewicz
Wydawnictwo: Egmont
Seria: Armada
Format: 216×285 mm
Liczba stron: 148
Oprawa: twarda
Egzemplarz udostępniony przez wydawnictwo