Czarne serce

Czarne serce

„Czarne serce” zrobiło na mnie wrażenie kilka razy. Pierwszy raz okładką. Ciężko wyobrazić sobie lepszy front tego komiksu – połączenie sił z Unką Odyą świetnie zadziałało. Co prawda tytuł lepiej wygląda w wersji angielskiej, bo w polskiej znikają te charakterystyczne kwadraciki, ale obie edycje są dostępne w sprzedaży, więc nie ma co rozpaczać. Kolejne wrażenia przyszły już podczas lektury. O tym poniżej.

Krwawy komiksowy horror

„Czarne serce” to rasowy horror, w którym rzeczywistość miesza się ze światem nierealnym, istniejącym w podpłaszczyźnie. Dzieli je niewidzialna bariera, ale oczywiście ktoś w końcu znajduje klucz i przechodzi na drugą stronę. Podczas lektury najczęściej przychodził mi do głowy „Hellraiser”, bo u Godlewskiego w centrum opowieści również znajduje się kostka, którą trzeba otworzyć, rozwiązując zagadkę. A kiedy już się to zrobi, otwiera się piekielny wymiar, w którym nieszczęśnik doznaje tortur, a powrót do rzeczywistości wymaga krwi. Tylko zamiast gości z powbijanymi gwoździami w głowę i odzianych w skóry, mamy istoty powiązane z wierzeniami Indii – zwłaszcza Kali.

Czarne serce

„Czarne serce” to bardzo krwawy komiks, i to nie tylko ze względu na litraż posoki ludzkiej i zwierzęcej przelanej na kartkach. Plansze najczęściej toną w czerwieni, cieniowanej tuszem i szarościami. Znowu zaskakuje mnie oko jako narząd – bardzo szybko przyzwyczaja się do takiej oprawy graficznej i, mimo że nie jest to komiks realistyczny, czyta się go właśnie w taki sposób. Zwłaszcza tam, gdzie autor serwuje zwykłą obyczajówkę.

Zwyczajne bohaterki

Bohaterkami są siostry, Victoria i Claire, które pracują razem w jakiejś korporacji w Detroit. Trochę zaskakuje, że autor nie umieścił akcji w Polsce, ale może miało to znaczenie dla rozwoju fabuły. Choć niekoniecznie. Siostry są bardzo różne – zarówno zewnętrznie, bo jedna jest brunetką, druga blondynką, jak i charakterologicznie. Victoria jest przebojowa i uzależniona od używek, Claire spokojna i pracowita. W jakiś sposób to działa, choć nie bez poważnych problemów i balansowania na skraju załamania nerwowego. Widząc, co się dzieje, Claire postanawia pomóc Victorii i zdradza jej w sekrecie, że dla rozrywki odwiedza tematyczne, nielegalne aukcje z tajemniczymi przedmiotami z całego świata. A temat następnej to… seks.

Czarne serce

Łukasz Godlewski skutecznie zaciekawia czytelnika i wciąga go do wykreowanego świata. Pod tym względem „Czarne serce” to komiks, który po prostu działa. Sekwencje układają się w głowie jak film, a scena, w której napastnik odjeżdża ze szkatułką pożądania spod domu Victorii, ze zbliżeniem na boksujące koło, to czysty komiksowy geniusz.

Komiksowe lore

Bardzo podoba mi się, jak Łukasz Godlewski buduje swoje komiksowe lore. Przede wszystkim mam tu na myśli dwóch Polaków, Henryka Lowelskiego i Gabriela Kruksa, których losy splatają się z bohaterkami po aukcji, ale także dbałość o tempo komiksu i przeniesienie wszelkich informacji o postaciach oraz tle kulturowym opowieści do dodatków. I muszę to powiedzieć – takie dodatki to ja rozumiem! Czytałem je z ogromnym zainteresowaniem i momentami było tam więcej grozy niż w samym komiksie. Może dlatego, że autor opisał w nich również prawdziwe wydarzenia. Ciarki wywołują zwłaszcza opisy składania ofiar z ludzi, do których dochodzi do dziś.

Komiksy Łukasza Godlewskiego nie są mi obce – czytałem „Rotmistrza Polonię” z jego rysunkami, niestety „Malarza” ominąłem, ale mam nadzieję, go niedługo nadrobić. „Miłość” pojawiła się akurat w czasach, gdy prawie nie zaglądałem do komiksów. Niemniej gdy na scenę wszedł Henryk Pankracy Lowelski, od razu uderzyło mnie wrażenie, że skądś go znam. Zagadka rozwiązuje się w dodatkach – i faktycznie, przypominał mi awatara autora z mediów społecznościowych. Zabawnie wypada to połączenie Godlewskiego z Lowelskim (już nie wspominając o konotacjach z Lovecraftem), zwłaszcza gdy bohaterka zarzuca mu na koniec komiksu, że to wszystko jego wina. No, bynajmniej.

Czarne serce

No i jeszcze kilka słów o Gabrielu Kruksie, który przewija się przez komiksy Godlewskiego już od jego pierwszych, szczeniackich prób. Jego pojedynek z wielkim Hindusem odczytałem jako nawiązanie do walk superbohaterskich – choć w wyjątkowo brutalnym wydaniu, bo nadzianie na stalowe ogrodzenie to jednak rzadkość. No, chyba że coś podobnego pojawiło się w „Invinciblu”. Walka kończy się dość slapstickowo, ale sama wymiana ciosów i niezłomność obu stron to już czyste kalesoniarstwo. Rzeczywiście, Łukasz Godlewski stworzył tę postać z myślą o komiksie superbohaterskim, choć z czasem kostium trafił na dno szafy.

Kolorystyka i zakończenie

Przytłumiona kolorystyka utrzymuje się przez większość komiksu, a inne barwy pojawiają się nagle i szokują – jak choćby w scenie naświetlania sypialni Victorii podczerwienią, by ukazać ilość przelanej tam krwi. Mocno daje to po oczach. W finale kolory również eksplodują, co dodatkowo podbija energię końcówki.

Aha, całkiem niespodziewanie album zamyka kilka spostrzeżeń na temat szwedzkiego Dissection. To zespół, który dobrze znam – pierwszą płytę dedykowali Euronymousowi, a w czasach nastoletnich wręcz szalałem za Mayhem. Pamiętam, że w Dziupli na Ząbkowskiej wisiał duży plakat z okładką „Storm of the Light’s Bane”, ale fakty związane z liderem Dissection, zwłaszcza dotyczące jego śmierci wcześniej do mnie nie dotarły. Zresztą ich trzecią płytę znam najsłabiej, a to właśnie na niej znalazł się „Maha-Kali”.

Trochę mi wstyd, że nie wziąłem udziału w kickstarterowej zbiórce – mojego nazwiska nie znajdziecie na końcu komiksu. W akcie pokuty zachęcam całym sercem, jeśli jeszcze tego nie zrobiliście – sięgnijcie po „Czarne serce”. Nie spodziewałem się, że ten komiks tak długo będzie za mną chodził i tak obszernie zajmie moje myśli. Zwyczajnie – mocna rzecz! Aha, co właściwe dla horrorów, furtka dla kontynuacji została uchylona – co mnie zwyczajnie cieszy!

Scenarzysta: Łukasz Godlewski

Ilustrator: Łukasz Godlewski

Wydawnictwo: BESTCOMICS

Format: 180×240 mm

Liczba stron: 224

Druk: kolor

Egzemplarz udostępniony przez wydawnictwo

Share This: