Wiedźmin. Dom ze szkła. Tom 1
Z taką właśnie opowieścią mamy do czynienia w przypadku najnowszego komiksu od Dark Horse – Wiedźmin. Dom ze szkła. Scenarzysta komiksu Paul Tobin przedstawia nam Geralta bez szczególnego określenia czasu, w którym dzieją się wydarzenia, pozostawia to więc swobodę w interpretacji pewnych zachowań bohatera. Rzecz zaczyna się od spotkania Geralta z Jakubem, myśliwym. Obaj Panowie zasiadają wspólnie do ogniska i posilku, przy którym Jakub dzieli się z Geraltem tragiczną historią o swojej żonie. Marta żona Jakuba zginęła i została Bruxą (czymś w rodzaju wampira) – a przynajmniej tak było według prostego myśliwego, który na potworach za bardzo się nie zna. Geralt bez wdawania się w szczegóły wysłuchuje opowieści Jakuba, a następnie po odpoczynku, proponuje wspólną podróż. Po krótkiej rozmowie obaj Panowie wyruszają w drogę, podczas której gubią się na moczarach. Tam za sprawą potyczek z Babą cmentarną i Leszym trafiają do tytułowego Domu ze szkła.
Takie przydługie wprowadzenie powinno dać Wam pogląd na to czego można spodziewać się po tym komiksie. Szczerze mówiąc, ja spodziewałem się o wiele więcej. Komiks miejscami się strasznie dłuży i zalicza dość poważne mielizny.
Komiks miał być wzorowany na horrorach Mike Mignoli (autora okładki), co miało być wytłumaczeniem tych przestojów. Nie trafiło to do mnie zupełnie, dłużyzna pewnych wątków wydawała mi się wymuszona, podobnie jak finał spotkania Geralta z Varą ponętnym sukkubem. Rozczarowuje również zakończenie w którym okazuje się, że tylko czytelnik miał być zaskoczony, bo wszyscy o wszystkim wiedzieli i cala intryga jaka się odegrała była tylko na pokaz. Spore zastrzeżenia mam też co do wykreowania postaci Geralta, którego znamy raczej jako ponurego gbura, tutaj jednak był nadzwyczaj gadatliwy. W komiksie co prawda pojawiło się sławne, ironiczne poczucie humoru, jednak jego żarty również wydawały się wymuszone i raczej nie porywały.
Sporo narzekam na ten komiks, nie zrozumcie mnie jednak źle, komiks jest całkiem przyzwoity, o ile nie ma się do niego tak wysokich oczekiwań jak np. co do gry komputerowej o tym samym tytule. Album został wydany z nadrukowaną cyferką 1 na grzbiecie co jasno wskazuje, że będą wydawane jego kolejne części. W samej treści nie znalazłem jednak żadnego niedokończonego wątku, który mógłby być w ciekawy sposób podjęty w dalszej części serii, dlatego ten komiks swobodnie można traktować jako one shot.
Pod względem graficznym ten album również mnie porwał, wiem że rysunki są celowo wzorowane na stylu Mike’a Mignoli jednak, pomimo że lubię styl np. z Hellboya, to Wiedźmin narysowany taką kreską wydaje mi się nie atrakcyjny. O ile kolorystyka jest dobrana świetnie to jednak brak szczegółów i typowe niechlujstwo całkowicie mnie zraziły. Dużo bardziej podobałby mi się te komiks w wykonaniu Dana Panosiana i Dave`a Johnsona, którzy współpracowali przy okładce pierwszego zeszytu. Poza stylem, który nie za bardzo mi odpowiadał na niekorzyść komiksu świadczy również jedna poważna wpadka. Otóż w komiksie Geralt kilkukrotnie używał wiedźmińskich znaków Igni i Aard przedstawionych graficznie w ten sposób. Odpowiednio Aard kolorem niebieskim, Igni czerwonym.
Jednak na koniec zdarzyła się wtopa i ktoś rysownik lub kolorysta nie odróżnił kolorów i powstał taki kadr.