Kaczki. Dwa lata na piaskach

Kaczki. Dwa lata na piaskach

Pierwsza recka w 2024 i od razu coś EKSTRA! Kaczki. Dwa lata na piaskach to komiks autobiograficzny, który od zeszłego roku zdążył już narobić szumu. Po lekturze muszę przyznać, że wszystkie zachwyty oraz szereg nagród przyznanych autorce i jej komiksowi są całkowicie należne. Jest to opowieść o ciężkiej pracy, próbie przeżycia w ekstremalnych warunkach, traumie i hartowaniu ducha.

Z determinacją w dorosłe życie

Kate Beaton po obronie licencjatu na Mount Allison University podejmuje twardą decyzję naznaczoną determinacją o spłacie studenckiego kredytu. Co prawda trudno to przenieść na nasze realia, bo w Polsce studiować można niemalże za darmo, ale podróż za pieniądzem na zachód, a nawet do Kanady to już wielu Polaków zna. Autorka pozostawia piękne wschodnie wybrzeże z Cape Breton i wyjeżdża na roponośne piaski na drugim krańcu kontynentu. Studenckie życie przechodzi bezpośrednio w ciężką pracę w Fort McMurray.

Kaczki. Dwa lata na piaskach to szczery do bólu przekaz. Szarość podkreślona w kolorach komiksu to zwykła codzienność. Poranne wstawanie, wyczekiwanie na autobus, szorstki szef i chłodny magazyn narzędziowni. Może i nic ekstra wyszukanego, takie realia zna wielu ludzi na świecie. Szybko jednak obnaża się okrutna i brzydka prawda o pracy w obozach na piaskach, która przypomina eksperymenty odseparowania grupki ludzi z dala od cywilizacji i obserwowanie przez kamerę jak wypływają ich pierwotne instynkty. Na nieszczęście dla autorki jest jedną z niewielu kobiet w załodze. Samotność w męskim, robotniczym świecie to coś kompletnie przerażającego.

Z kamerą wśród… mężczyzn

Zdarzyło mi się przebywać w męskim otoczeniu i to praktycznie ciurkiem przez dekadę i muszę przyznać, że jest to coś całkowicie dewastującego. Co prawda szkoła średnia, czy uczelnia techniczna to nie budowa, czy kopalnia, ale z opowieści Kate Beaton wygląda na to, że w obu przypadkach tworzy się taka sama dżungla, w której każda kobieta jest na świeczniku. Chamskie żarty, napastliwe spojrzenia, niemoralne propozycje nieskrywane za żadną gardą z ładnych słówek. Prosto, grubiańsko, bez żadnej ogłady.

Kaczki. Dwa lata na piaskach

Wejściem do tego świata jest bardzo przyjemna okładka z lakierowanymi elementami (odkrycie połyskującej kaczki przyniosło mi dużo radochy). Piękny, dziki krajobraz przysłania w połowie ogromny, górniczy transporter, na który wspina się autorka. W środku co prawda zdarzają się takie momenty, zarówno z potężną technologią, jak i zachwycającymi naturalnymi widokami, ale są one tylko przerywnikami, czy punktami na złapanie oddechu, bądź kulminacją wydarzeń. W większości narracja zamknięta jest w pomieszczeniach lub środkach transportu, a czytelnik przysłuchuje się ogromnej ilości dialogów.

Prosto, ale dobitnie

Kreska Kate Beaton jest prosta, autorka zwraca uwagę na kilka wyróżniających detali, przez co w połączeniu z opisem własnych przeżyć, Kaczki. Dwa lata na piaskach to taki komiks krztoniowy. Przy lekturze kołatały mi się jeszcze skojarzenia z Edytą Bystroń i Falauke, bo w środku znajdziecie trochę aktywizmu, ale i mnóstwo scenek sytuacyjnych rozgrywających się w miejscu pracy, lub po niej. Zdaje się, że Kate Beaton to swojska babka, aż dziw bierze, że jej przodkowie wyemigrowali ze Szkocji, a nie z Polski.

Szeroka narracja, w której kanale płyną dialogi, oprócz przerywników z otoczenia zawężana jest czasem do wąskiego, pojedynczego okienka, zwracając na wagę wydarzenia. Okropnego, traumatycznego, zmieniającego patrzenie na cały świat. I to nie jest tak, że jest to wypadek przy pracy. Przypomina mi się prezentowana w komiksie piramida BHP, obrazująca poziomy nieostrożności i zaniedbań prowadzących do ekstremum, jakim jest śmierć. Ogólnie panujące wynaturzenie doprowadza, że seksualne wykorzystanie koleżanki z pracy nie jest czymś, po czym można mieć jakiekolwiek wyrzuty sumienia i nie wybija się ponad poziom mułu, którym obłożone są wszystkie relacje w obozie.

Kaczki. Dwa lata na piaskach

Nadal Kaczki. Dwa lata na piaskach to nie jest opowieść, w której autorka rozlicza się z przeszłością. No, może nie tylko. Podczas przerwy od pracy w obozie, Beaton wskazuje na antologie Helen Creighton, stwierdzając, że te, co bardziej pikantne, czy niestosowne fragmenty zostały wycięte, co podkreśla, że autorka nie chce popełnić tego samego błędu i pokazuje wszystko. Inaczej na co komu, by była taka opowieść?

Po tych wszystkich okropieństwach Kate Beaton przyznaje jednak, że mimo wszystko są to „jej ludzie”. Też przyjechali tu zarobić, zostawili swoje rodziny, dali się pozamykać w ciasnych mieszkankach i zwyczajnie im poodbijało. Autorka balansuje między obiektywizmem a wpędzeniem w syndrom ofiary, który pokazuje się choćby w scenie przepraszania kierownika, za to, że nie miała ochoty pracować w miejscu, w którym ustawiła się kolejka robotników, tylko po to, by na nią popatrzeć. Zresztą nie trzeba jechać do kopalni, aby stać się częścią toksycznego środowiska, Beaton daje mądrość i siłę, aby nazywać rzeczy po imieniu i nie bać się o nich mówić.

Skąd się wzięły te „kaczki”?

Na koniec chciałbym odcyfrować tytuł, jeśli chcecie mieć niespodziankę, to skończcie czytać tutaj. Czemu ten komiks nazywa się Kaczki, a nie Weź się w garść (pomijając to, że już taki komiks jest, więcej tu – klik)? Na początku zdaje się, że chodzi o jedno z określeń, jakie przypinane były do kobiet pracujących na piaskach. Później jednak wydarza się incydent, który jest parabolą do podsumowania socjalnego eksperymentu, który przy okazji został tu przeprowadzony. Około trzysta kaczek ginie w wodnym zbiorniku pełnego zanieczyszczeń koło Syncrude. Czego tam szukały? Miejsca do życia, pożywienia, a może czegoś innego? Zwyczajnie nie wiedziały, jakie niebezpieczeństwo tam na nie czeka, przyciągnęła je srebrna tafla wody.

Kaczki. Dwa lata na piaskach

W środku znalazło się małe żartobliwe nawiązanie do innego komiksu Kate Beaton: The Princess and the Pony, zmyślnie wplecione w pierwsze próby rysunku na dostępnych pod ręką kartkach. Czy Kaczki. Dwa lata na piaskach przyniesie inne tytuły tej autorki na nasz rynek? Nie ukrywam, że moja ciekawość jest na tyle rozbudzona, że chętnie bym sprawdził, co Kate Beaton ma jeszcze do powiedzenia.

Scenarzysta: Kate Beaton

Ilustrator: Kate Beaton

Tłumacz: Aga Zano

Wydawnictwo: Kultura Gniewu

Format: 165×235 mm

Liczba stron: 436

Oprawa:miękka ze skrzydełkami

Druk: kolor

Share This: