Kasia i jej kot 2
Czy są na sali właściciele kotów? Świetnie. To teraz ja ogłoszę coś ważnego, a Wy będziecie udawać, że o tym nie wiedzieliście i w końcu przyznacie innym rację. Koty rządzą w Waszych domach. Rządzą i już.
Prawda ujrzała światło dzienne
Cazenove, Richez i Ramon. Zapamiętajcie te nazwiska, bo właśnie oni obnażyli świat kociarzy. Oto autorzy serii o Kasi, rezolutnej, bezkompromisowej dziewczynce i jej kocie. Ja trzymam w ręku drugi tom multikolorowej, pięknie wydanej książeczki komiksowej, jeśli mogę tak ją określić bez obrazu uczuć wszystkich wielbicieli komiksów. Otóż komiks ten bez pardonu i lukrowania (mimo tego, że w kolorystyce przeważa kolor różowy, ale to zmyła!) pokazuje nam jak ważny – spojler: najważniejszy- jest kot w gospodarstwie domowym, które zamieszkuje.
Kici, kici
Sam tytuł Kasia i jej kot pokazuje nam uniwersalność przedstawianych historii. Wszak Kasia to niezwykle popularne imię, a kot z tytułu został pozbawiony imienia, więc to może być każdy, absolutnie każdy sierściuch. Swoją drogą imię ma ciekawe – Sushi. Niby potrawa z surowej ryby, ale ponoć koty najlepiej reagują na głoski szeleszcząco – szumiące, więc „s” i „sz” w kocim imieniu jest rozwiązaniem idealnym. Ja tam zawsze chciałam mieć Puszkina, ale los zamiast kota dał mi alergię. Wracając do tematu, Kasia i jej kot jest zbiorem krótkich migawek z życia rodziny posiadającej kota. Na początku taka forma mnie trochę zbijała z pantałyku, ale na szczęście migawki te tworzą spójną całość. Myślę, że taka forma krótkich, filmowych wręcz ujęć, jest korzystniejsza, kiedy czytamy komiks dzieciom – w każdej chwili można przerwać lekturę i wrócić do niej później, bez potrzeby odświeżania sobie tego, co działo się w ostatnich „rozdziałach”. Oprócz tego język dostosowany jest do dzieciaków, chociaż nie jest infantylny, obrazki są naprawdę piękne, w ciepłych, przyjemnych barwach, a sama historia, oprócz despotyzmu kota, pokazuje inne, ważne i trudne dla dzieci tematy.
Koci survival
Zacznijmy od tego, że Kasia jest wychowywana tylko przez tatę. Być może w pierwszym tomie jest wyjaśnione, co stało się z mamą Kasi, ale tego nie wiem. Tak więc Kasia, Sushi i tata przeprowadzają się do nowego domu. W tekście odnajdujemy mnóstwo rozwiązań na odwieczne problemy z kotami. Między innymi: jak rozwiązać kwestię wychodzenia do weterynarza, czy co zrobić, żeby kot nie zjadł nam kurczaka przyrządzonego na kolację i pozostawionego na stole. Oczywiście większość z tych porad należy traktować z przymrużeniem oka, ale tak też zostały przedstawione, że nawet dziecko to wyłapie. Kolejnym, obok samotnego rodzicielstwa i przeprowadzki, trudnym tematem dla dziecka przemyconym wokół „kocich spraw” jest pojawienie się w życiu taty nowej partnerki. Oczywiście partnerka miała podwójnie trudne zadanie, bo oprócz wkupienia się w łaski potencjalnej pasierbicy, musiała jeszcze przejść trudny test akceptacji u kota. Czy się udało? To musicie już sami doczytać.
Bez alergii
Nie będę owijać w bawełnę, dla mnie lektura komiksu Kasia i kot to było ponad 100 stron świetnej zabawy. Chylę czoła przed autorami, którzy tak kapitalnie wykorzystali temat kota i perypetii, z jakimi każdy właściciel tego zwierzęcia musi się liczyć, żeby pokazać trudne zmiany, jakie mogą przytrafiać się w życiu dziecka. Oczywiście moje pedagogiczne wykształcenie sprawiło, że właśnie to skradło moje serce, ale nie mogę nie wspomnieć, że cała książka jest wydana po prostu pięknie, a treść zapewnia rozrywkę i małym i dużym czytelnikom. Lektura ta zdecydowanie zachęciła mnie, żeby szybko nadrobić pierwszy tom i z niecierpliwością oczekiwać na kolejny. Wszak wygląda na to, że Sushi jest jedynym kotem, na którego nie reaguję alergią.
Karolina
Dziękujemy Wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji