Myszka Miki. Miki kontra Przymierze Złoczyńców
Kolejny odcinek z cyklu: Stare Chłopy czytają komiksy dla dzieci. Kto by się przejmował jak to brzmi, skoro czasem w tym dużo frajdy i zabawy z medium. „Miki kontra Przymierze Złoczyńców” to kolejny album tworzony przez europejskich twórców. Jeśli jesteście przyzwyczajeni do Gigantów, to zamiast małej, opasłej książeczki, dostajemy smukły tom w dużym formacie w twardej oprawie miejscami polakierowanej.


Co w artykule?
Miki w przyszłości jak z Jetsonów
Miki wyciągany jest ze swojego naturalnego środowiska na różnych płaszczyznach. Chyba najprościej to traktować po aktorsku, bo Miki kontra Przymierze Złoczyńców to mógłby być komiks o mieście przyszłości z zupełnie innym zestawem bohaterów. A tak w roli głównej została osadzona najsłynniejsza myszka Miki. W roli głównego złola wybrano Fantomena, ale po akcji godnej „Prison Break” dołączają też inni. No bo choćby Czarnego Piotrusia czy Braci Be w Przymierzu zabraknąć nie mogło.


Od Pothiera i Pileta otrzymujemy świat przyszłości. Ultra wysokie wieżowce, dzięki którym żyje się wysoko w chmurach, i latające auta, no bo drogi są daleko w dole. No, ewentualnie rakiety. Jak patrzę na te wszystkie przeszklone kopuły i przecinające powietrze pojazdy, to momentalnie kojarzą mi się Jetsonowie z ich retro-przyszłością. I to właśnie dźwięki z tego serialu ciągle słyszałem przy lekturze Mikiego.
Kreska ponad wszystko
Nie mam nic przeciwko wesołym książeczkom, ale umówmy się: daniem głównym w tych albumach jest kreska. Oczywiście Barks czy podążający za nim Don Rosa to mistrzowie krągłej, sympatycznej kreski, ale na zupełnie inną wizję patrzy się bardzo przyjemnie. To odświeżające, niczym zmiana wody w wannie po kilku myciach.


Chociaż gdy pokazałem ten komiks synowi, to wykrzywił się i stwierdził, że Myszka Miki bez zakoli to nie jest to, o co w tym wszystkim chodzi. I rzeczywiście główny bohater został tu potraktowany najśmielej. Kaczor Donald zyskał ledwie lifting, a Pluto został zcybernetyzowany. Graficznie przemycono też kilka elementów retro, jak choćby wszędobylskie kropeczki i pożółkłe strony. Pewnie gdyby Egmont zastosował papier offsetowy zamiast kredy, to byłoby jeszcze klimatyczniej.
Retroprzyszłość
Świeże pomysły zabarwione na retro, ale panowie nie zapominają o wieloletniej spuściźnie. Co prawda Pilet jest dużo bardziej bezpośredni niż Don Rosa, niemniej ucieszyłem się, gdy zobaczyłem Jezioro Barksa. Pothier bawi się słowami, a czasami tłumacz idzie na łatwiznę i zostawia grę słów po angielsku, ale w sumie to mi bardziej pasuje, niż przeszkadza.


„Miki kontra Przymierze Złoczyńców” przypomina zabawę figurkami, coby nie powiedzieć – laleczkami. Jak duzi faceci, tak duże muszą być zabawki, a robot znajdujący się w centrum najczarniejszego z czarnych planów jest wręcz ogromny. A duży robot oznacza duże baterie. No i duże ilustracje, które cieszą oko.
Tu wręcz chodzi o zabawę i o to, żeby czytelnik, zamykając komiks, pomyślał sobie: „fajne”. Miki w kosmosie? Czemu nie. Skoro wymyśla się nowe przygody, niech chociaż jedna będzie nie z tej ziemi.
Scenarzysta: Nicolas Pothier
Ilustrator: Johan Pilet
Tłumacz: Maria Mosiewicz
Wydawca: Egmont
Format: 21.6×28.5cm
Liczba stron: 56
Oprawa: Twarda
Druk: kolor
Papier: kredowy
Egzemplarz udostępniony przez wydawnictwo










