Przypadek pana Marka


Zaraz po tym, jak „Przypadek pana Marka” wylądował w moich rękach, pokazałem jego okładkę żonie. Zerknęła na postać dozorcy i skwitowała: „zabużony”. Spojrzałem na biedaka i odparłem, że nieeeee. Normalny gość stojący z grabkami. „No, ale przecież to od razu widać”. Nie poddawałem się, obróciłem książeczkę w rękach i spojrzałem na opis. Zacząłem czytać: „Tytułowy bohater jest niepozornym osiedlowym dozorcą. Wiedzie skromne, spokojne życie… do czasu, gdy z powodu swojej chorobliwej nieśmiałości…” – i tu przerwałem. Nie trzeba było dodawać żadnego słowa, dyskusję przegrałem.
W pułapce systemu
Jan Mazur to doskonały obserwator, znany w środowisku komiksowym ze swoich komiksów rysowanych prostym, oszczędnym stylem, bardzo bliskim patyczakom. Jeśli ktoś będzie tu szukał kolorowych, dynamicznych, ekspresyjnych rysunków, to się zawiedzie. Za to te skromne plansze mają moc – mimo prostoty są tak realne jak rzeczywistość. Już w pierwszą scenę w komiksie można się bez problemu wczuć i zapomnieć, że trzyma się w rękach książeczkę, a nie stoi w sklepie za nieśmiałym gościem, który ma trudności, aby wyartykułować, że nie lubi Ementalera. Milczenie oznacza zgodę na to, by ktoś inny podjął decyzję.


Niestety, wszechświat jest tak skonstruowany, że nawet osoby, które nikomu nie wadzą i spokojnie wykonują swoje obowiązki, nie mogą liczyć na spokój. A może tym bardziej przyciągają kłopoty? Pan Marek staje się pionkiem w walce o władzę we wspólnocie mieszkaniowej i niestety bierze udział po obu stronach. Po jednej stoi dotychczasowy prezes Andrzej, po drugiej Adam – nowy kandydat, przybyły niedawno cwaniaczek paradujący w okularach przeciwsłonecznych.
Ani jeden, ani drugi nie zamierza się poddawać. Pomysłów mają mnóstwo, a wszystko zaczyna się od posadzenia drzewek, które można zobaczyć już na samej okładce. Gdyby jeszcze naprawdę wzięli się do pracy i starali się realnie zmienić życie wspólnoty, mogłoby to nie być takie złe – mieszkańcy by tylko skorzystali. Niestety, całą robotę musi odwalić pan Marek, a z biegiem akcji obowiązków ma coraz więcej. W końcu, mimo swojej wrodzonej dokładności, zaczyna popełniać błędy, przez co spada na niego fala krytyki.
Wszyscy jesteśmy Markami?
Tak, dno opowieści można przebić, by dostrzec, że nieustannie jesteśmy wplątywani w rozgrywki polityczne i walkę o władzę. To obywatele wykonują całą robotę, dajemy sobą manipulować, a nawet skaczemy sobie do oczu w imię idei, poglądów politycznych, programów, obietnic i przekonania, że „moja racja jest najmojsza”, jak trafnie zauważył Marek Koterski. Zresztą Adaś Miauczyński i pan Marek pełnią podobną rolę – obrazują znerwicowane, sfrustrowane polskie społeczeństwo.


Czego potrzebuje pan Marek? Spokoju i zrozumienia. No i miłości. Chyba jak każdy. Nie każdy potrafi błyskawicznie formułować myśli, nie każdy z łatwością zjednuje sobie otoczenie. Jego relacja z panią Anielą wypada boleśnie – miała szansę się rozwinąć, ale zabrakło akceptacji i zrozumienia. Nawet dobrze intencjonowana propozycja terapii zamiast zbliżyć, tylko pogłębiła dystans. A może to rzeczywiście byłoby jakieś rozwiązanie? A może wystarczyłoby dać Markowi czas, by relacja ułożyła się sama?
Potrzeba zrozumienia
Jan Mazur to świetny komiksiarz i narrator. Kapitalny jest wątek trójkątnego psa, pojawiający się co jakiś czas między głównymi wątkami. Dziwny to pies – ma nietypowy kształt, a zamiast szczekać… kaszle. W innych psach budzi agresję. Jak to czytać? Może jako metaforę nietolerancji w polskim społeczeństwie – jeśli ktoś się wyróżnia, od razu ma pod górkę. W końcu jednak losy trójkątnego psa i pana Marka się splatają. Dwie postacie odrzucone przez swoje środowiska odnajdują się nawzajem i tworzą prawdziwą przyjaźń – taką, która nie pęka mimo różnic i dziwactw. Szczęśliwe zakończenie? No… tak jakby.


To już trzecie wydanie tego komiksu. Wersja od Kultury Gniewu ma przyjemną okładkę, skupioną na postaci tytułowego dozorcy. „Przypadek pana Marka” to niewielka książeczka, którą można nabyć za nieduże pieniądze, ale jej wartość zdecydowanie przewyższa cenę okładkową. A jakby tego było mało, w styczniu ukazało się także nowe wydanie „Tam, gdzie rosną mirabelki”. Warto? No cóż, lepiej nie zadawać mi takich pytań, bo jeszcze wyjdzie, że mam problemy z agresją – jak pan Marek.
Scenarzysta: Jan Mazur
Ilustrator: Jan Mazur
Wydawnictwo: Kultura Gniewu
Format: 148×185 mm
Liczba stron: 80
Oprawa: miękka
Druk: czarno-biały
Egzemplarz udostępniony przez wydawnictwo