Scott Pilgrim. Tom 6 – uściskać na pożegnanie


Czas na łzy, także te radości, i uściski na pożegnanie. „Scott Pilgrim. Tom 6„, a inaczej „Scott Pilgrim. W godzinie chwały”, to ostatni tom serii opowiadający o pierwszych krokach w dorosłość i nawiązywaniu poważnych relacji w sposób godny najbardziej zatwardziałego nerda. Specjalnie nie piszę „młodzieżowy”, bo dla obecnych młodocianych opisane przez Bryana Lee O’Malleya pokolenie zapewne jest już „boomerskie”.
Pożegnanie pełne emocji
Punkt wyjściowy przed finałem jest dość skomplikowany. Wszystkie założenia, które prowadziły do zakończenia, są zawieszone w próżni. Do pokonania został ostatni były chłopak Ramony, ale Scottowi wcale do pojedynku nie śpieszno. Pogrąża się w samotności i grach, a to dlatego, że dziewczyna, o którą miał walczyć, zapadła się pod ziemię tak mocno, że nie ma po niej śladu. Ni widu, ni słychu. Ponadto ostatnio rozwalił swój bas, więc kapela też poszła w odstawkę. Na szczęście jego przyjaciel Wallace z niego nie zrezygnował, choć raczy bohatera dość nierozsądnymi radami.


Zaczynający się leniwie finał nabiera tempa i wciąga Scotta w wir akcji, choć początkowo tylko obija się od ścian koryta rzeki, zamiast podążać z nurtem. Nie wiem, czy to celowe zagranie, ale współgra z ponurym otwarciem – cały tom jest tym razem czarno-biały, nawet na początku nie ma kolorowych stron. No niby nie należy zapominać, że na rynku zachodnim istnieje edycja w pełnym kolorze. Kto wie, może i my się jej kiedyś doczekamy. Póki co, z tyłu znajdziecie zapowiedź „Seconds” tego samego autora – premiera już na wiosnę!
Finał nabiera tempa
Lubię gry, także te stare, bo kojarzą mi się z dzieciństwem, dlatego wręcz zachwyca mnie pomysł, że Scott musi walczyć o swoją miłość w rytm arcade’owych pojedynków. W końcu dochodzi do starcia z Gideonem, a szósty tom wręcz trzęsie się od zadawanych ciosów i szalonych zwrotów akcji – łącznie z przegraną i uzyskaniem dodatkowego życia. Jednak dla takiego starego zgreda jak ja to byłoby za mało, by się zachwycić. Mimo że lubię kung-fu.


Bo najważniejsze w tym tomie jest jednak rozegranie emocjonalne – i tu O’Malley pokazuje, że jest mistrzem obserwacji i oddawania prawdy o młodym pokoleniu. Pokoleniu zatopionym w nierealnym świecie, oderwanym od rzeczywistości, kreującym się, dodającym sobie mocy w podprzestrzeniach, a jednocześnie nieradzącym sobie z życiem i relacjami. Scott egzystuje w mieszkaniu wynajętym przez rodziców, a po zniknięciu Ramony odbija się od swoich byłych dziewczyn, trącając struny, z których ostatnie dźwięki wybrzmiały już dawno.
Rachunek sumienia przed wielkim finałem
Przed finałowym pojedynkiem autor serwuje swoisty rachunek sumienia – podsumowuje wydarzenia z życia Scotta i jednocześnie podkreśla upływ czasu. To emocjonalne pożegnanie na wielu poziomach – nie tylko czytelnicy żegnają się z serią, ale także sam O’Malley. Pewnie można by ciągnąć tę historię w nieskończoność albo otworzyć nowy cykl, ale zamknięta formuła ma swoją dynamikę i emocjonalne akcenty, które rozmyłyby się, gdyby Scott zmienił się w tasiemca.


Najpierw Scott napotyka Knives Chau, która nie jest już młodziutką nastolatką płynącą na fali zachwytu nad tytułowym basistą i jego kapelą. Później spotyka jeszcze Envy Adams – obecną supergwiazdę – oraz Kim Pine, sympatię z dzieciństwa. Za każdym razem rzuca rozedrganymi, nieadekwatnymi do sytuacji tekstami, wywołującymi nerwowe i niezręczne momenty. Podobnie desperackie pocałunki mają jedynie zatkać ogromną dziurę po zniknięciu Ramony. W końcu to żarliwe uczucie do dziewczyny, która odeszła, zostaje – jak widać na okładce – przekute w miecz, który odegra kluczową rolę w decydującej fazie tego tomu.
„Scott Pilgrim. Tom 6″ to definitywny koniec – dalej już nic nie będzie. Jeśli jednak jeszcze nie widzieliście, możecie obejrzeć film „Scott Pilgrim kontra świat” (2010), który w miarę wiernie podąża ścieżką wyznaczoną przez komiks. Jest też netflixowy serial, który serwuje alternatywną, ale bardzo przyjemną woltę. „No i tak”. To koniec. Tak po prostu. Bohaterowie znikają w bieli kartki, zamykając rozdział swojego życia – pełen emocjonalnego rozhuśtania i momentami jazdy bez trzymanki.
Scenarzysta: Bryan Lee O’Malley
Ilustrator: Bryan Lee O’Malley
Wydawnictwo: Nagle Comics
Seria: Scott Pilgrim
Format: 127×189 mm
Liczba stron: 248
Oprawa: miękka
Papier: offset
Druk:czarno-biały
Egzemplarz udostępniony przez wydawnictwo