Komiksowe podsumowanie 2017r. – Sylwester Wilk
Komiksowe podsumowanie 2017 roku. Co mnie zachwyciło, co rozczarowało, a czego mi ciągle mało i mało.
Najlepszy polski komiks 2017: Wit Stwosz Między blaskiem a cieniem
Polską topkę otwiera Wit Stwosz. Między blaskiem a cieniem (więcej tu – klik). W komiksie rzeźby mistrza ożyły, obrazując życie i bliskich artysty, tym samym próbując odgadnąć, kto pozował Witowi. Komiks został wydany w mojej ulubionej formie, czarno-biały druk w powiększonym formacie, na grubym papierze offsetowym. Historię i przeżycia mistrza zobrazowały nie tylko fragmenty jego dzieł, znaleźć można też wiersze Herberta, K.I. Gałczyńskiego, czy fragmenty tekstów Klausa Mitffocha. Historia obfituje w szereg przeżyć opierających się zarówno o geniusz, jak i obłęd, chwałę i upadek. Oby to nieostatnia taka inicjatywa, dzięki której widać jak nasza historia jest bogata, a co nader ważne, ciekawa.
Najgorszy polski komiks 2017: Pusty obszar
Tu niestety przyjdzie mi posypać głowę popiołem. W 2017 roku nie przeczytałem aż tyle polskich komiksów, aby wskazać na ten najgorszy. Chciałbym jednak tu wspomnieć Pusty Obszar – komiksową wystawę Daniela Chmielewskiego, która miała miejsce na Przystanku Komiks w Piasecznie. Choć same prace były świetne, to kontekst niestety zasługuje na naganę. Tu nawalił organizator, bo sam artysta nie miał, zdaje się, żadnego wpływu na przebieg festiwalu. Sala, w której zostały wystawione prace, została wykorzystana też na rozdanie nagród w komiksowym konkursie Pokaż swój komiks. Obie inicjatywy uważam za godne pochwalenia, mimo to skrzyżowanie ich wypadło niefartownie. Tuż za plecami małych dzieci dyndał sobie wisielec i truchło kota, pozostawiając niesmak.
Najlepszy zagraniczny komiks 2017: Czarny Młot
Czarny Młot jest jak zarzucony nad przepaścią pomost, łączący ze sobą klasyczne elementy komiksu żywcem wzięte ze srebrnej czy nawet złotej ery, ze współczesnym podejściem do tego medium. Jest zarówno przepiękną laurką dla heroicznych bohaterów z dawnych lat, jak i opowieścią o zwykłych ludziach, takich jak ja, czy Ty. A to, co Jeff Lemire robi najlepiej, to nadawanie bohaterom rumieńców, wprawiając ich w ruch w strefie emocji. Takiego mieszania jest tu bardzo dużo, chociaż nie jest to love story jak Trillium, czy rozliczenie relacji ojca i syna w Underwater Welder. Czarny młot jest odpowiedzią na pytanie, czy grupę superbohaterów łączy coś więcej niż chęć obrony wartości, ale czy stanowi wartość w czystej istocie. Rodzinę. Po więcej zapraszam tu – klik.
Najgorszy zagraniczny komiks 2017: Grimm Fairy Tales #6 Zbójecki narzeczony
Najgorzej opracowany komiks, Archie, w moim rankingu niesław został wyprzedzony przez Grimm Fairy Tales, a konkretnie szósty zeszyt, pt.: Zbójecki narzeczony. Wydawnictwo Okami robi naprawdę dobrą robotę bo sam zeszyt prezentuje się znakomicie i miło trzymać go w rękach. Zawartość za to woła o dobicie, niczym zdychające zwierzę na pustyni. Niby zapowiadało się świetnie. Znakomite baśnie, okraszone kreską w stylu Todda McFarlane’a! Niestety to, co bracia starali się zachować jak najbliżej i jak najbrutalniej w ludowym podaniu, zostało zinterpretowane we współczesną papkę dla dziesięciolatków, okraszone ledwie poprawnymi ilustracjami. Na dodatek nie unikając wpadek w stylu wychodzenia ze ściany, czy organizowania imprezy w domu bez mebli. Nic to, na koniec kwaśnego dania otrzymać można jeszcze mdły morał.
Największe zaskoczenie: komiksy dla dzieci
Niektóre czytałem, gdy byłem dzieckiem. Później szukałem pozycji mniej infantylnych, dojrzalszych. Aż tu pewnego dnia wpadł mi w ręce Amulet. Pierwsza próba przeczytania tego komiksu była zupełnie nieudana. Wystarczyło zmienić podejście, usiąść z komiksem na kanapie w towarzystwie dzieciaków i zacząć czytać. Stworzyło to zupełnie inny kontekst opowieści i pozwoliło się cieszyć z historii, w zdawałoby się, utartych schematach. A dodać trzeba, że na tym polu rok 2017 dał wiele okazji. Oprócz Amuletu wspólnie przeczytaliśmy jeszcze Gnata, Hugo, Mysią Straż, a obecnie jesteśmy przy lekturze Kosmicznych Rupieci. No bo cóż to za przyjemność, której nie da się dzielić z innym?
Największe rozczarowanie: wydawnictwo Fantasmagorie
Weszli na rynek komiksowy, skrzyknęli fanów, wobec których zaciągnęli kredyt zaufania, po pewnym czasie wydumane nadzieje huknęły o ziemię, aż zatrzęsło. Mistrzowie pyskatego PR-u podsycali ogień niekończącymi się zapowiedziami, podkładając pod nos pozycje w przedsprzedaży. Żółwie Ninja zaliczyły katastrofalne opóźnienie, a Archie, no cóż, ukazał się z etykietą innego wydawnictwa (Ultimate Comics). Największym rozczarowaniem jest dla mnie jednak nie byle jaki PR, czy opóźnienia, a upadek idei internetowego głosowania na następny tytuł w katalogu wydawnictwa, bo być może dałoby się w przyszłości wywalczyć jakiś ciekawy komiks, którego nikt inny nie chce wydać.
Sylwester