Borka i Sambor Myszy Recenzja
Jest rok ’94 Mimo że jestem najniższy w klasie, to siedzę w ostatniej ławce. Pan Kluś rozdaje kartkówki, wyczytując nazwiska i przekazując kartki do siedzącego w pierwszej ławce kolegi Pawła. Wilczek – mówi pan od historii. Cztery – krzyczy rówieśnik. Niestety jest to tylko niemiły żart. Szybko się okazuję, że dostałem kolejną dwóję z historii. Rok 2000 jest ostatnim, w którym uczę się historii w szkole. Jedyne co zapamiętam z lat szkoły średniej, to fakt, że za ten sam referat, przepisany słowo w słowo, dostaję tróję, a dwóch moich poprzedników cztery i pięć, ale nie liczy się jak kto zaczyna, tylko jak kto kończy. Mój historyk każdą lekcję kończył zdaniem „… i tym pozytywnym akcentem kończymy naszą lekcję”. Do następnej lekcji historii mija tuzin lat, w ręce wpada mi płyta z napisem Powstanie Warszawskie. Niesamowicie dobra muzyka w połączeniu z dobrze napisanymi tekstami powodują u mnie historyczną gorączkę. Zbieram informacje, czytam w internecie, zaliczam wizytę w muzeum. Zapalam się na historię, szał trwa, choć około roku 2018 trochę gaśnie. Teraz w moje ręce wpada komiks Borka i Sambor: Myszy, wydany przez Muzeum Początków Państwa Polskiego w Gnieźnie. Czyżby był to nowy początek?
Przerwana lekcja historii
Uwielbiam to, że muzea inteligentnie formułują lekcje historii. Przez wiele, wiele lat nauka o minionych czasach nudziła mnie niemiłosiernie, nie znajdowałem niczego interesującego w faktach w stylu: Hannibal jeździł na słoniach po Europie, a Napoleon po epickich bitwach umarł sam w więzieniu na Wyspie Św. Heleny. W szkołach nadal nie wiedzą jak uczyć historii, ale w muzeach już tak. Wystarczy unikać nudnych wykładów zasypanych faktami i datami, a informację podać w nowoczesny, strawny sposób. Tak jak to robi Muzeum Powstania Warszawskiego przez wydawnictwa muzyczne, bardzo ciekawą ekspozycję muzealną, zachęcającą do podróży po kartkach historii, film, czy kończąc na medium komiksowym. Za ideałem z Warszawy idzie Muzeum Początków Państwa Polskiego z Gniezna. Zainteresować najmłodszych historią, nie jest to Mission Impossible, a historyjka obrazkowa zdaje się być do tego idealna. Pierwszy krok, zwrócenie uwagi, za nami. Zaglądam do środka.
Borka i Sambor
Borka i Sambor to komiks sięgający czasów Piasta, znanego z legend o dynastii Piastów. W pierwszym zeszycie byliśmy świadkami postrzyżyn, tymczasem drugi zeszyt przynosi nam historię pt. Myszy. Gdyby sięgnąć do Kroniki Gala Anonima, pierwszego polskiego kronikarza, znaleźlibyśmy kilka zapisków, z których dowiedzieć się można o historii Popiela, łamiącego zasadę gościnności poprzez nie zaproszenie dwóch pielgrzymów na postrzyżyny swojego syna. Dowiedzielibyśmy się też, że to ci sami wędrowcy postrzygli syna Piasta, nadając mu imię Siemowit, a na końcu znaleźlibyśmy informację, że Siemowit zrzucił Popiela z tronu, którego na wygnaniu w wieży zagryzły myszy.
Myszy
Moglibyśmy, ale dzięki Elżbiecie Żukowskiej i Karolowi Kalinowskiemu, autorom komiksu Borka i Sambor, nie musimy tego robić. Wystarczy otworzyć komiks, aby przenieść się w okolice Gniezna w czasach IX wieku. Autorzy napracowali się strasznie, aby w 32 stronach napakować mnóstwo akcji i wydarzeń. Oprócz lekko ubarwionej historii o myszach, bohaterowie, czyli rudowłose rodzeństwo Borka i Sambor, natkną się na wiedźmę, ekhem, znaczy się – zacną znachorkę. Swoją obecność wyjawi Goplana. Powróci także Wodnik, zmagający się z egzystencją w ludzkiej postaci, a kluczową rolę odegra tajemnicze jajo, które już w pierwszym zeszycie naważyło sporo piwa. Mimo dość zawiłych perypetii, bohaterowie prezentowani są dosyć oszczędną, kreskówkową wręcz kreską, a powiększony format A4 i momentami ubogie tła niestety to podkreślają. Na osłodę zostaje podana dosyć przyjemna pastelowa paleta barw, dzięki której odetchnąć można jesiennym, wiejskim powietrzem, gdzieś na wsiach niedaleko Gniezna.
To nie koniec przygód. Drugi zeszyt serii Borka i Sambor kończy się paskudnym cliffhangerem, co oznacza tylko więcej nadchodzącego dobra. I owszem, czekam na kontynuację w trzeciej odsłonie, uzupełniam kolekcję o pierwszy zeszyt – Postrzyżyny. Jeżeli jeszcze macie wątpliwości czy sięgać po tę serię, odpowiadam: warto! Zwłaszcza jeżeli możecie komiks podsunąć dzieciakom. Mimo technicznych niedoskonałości, seria niesie dość sporą dawkę emocji związanych z przygodą. A gdzieś w ogonie ciągnie się dodatkowa, ukryta wartość obcowania z historią naszego rodzimego kraju. Niech to trwa i rozwija się jak najwięcej.
Sylwester
Dziękuję za udostępnienie egzemplarza do recenzji.