Kaczogród Carl Barks

Przyznam się szczerze, nie jestem wielkim znawcą komiksów Disneya  z przyjaznymi kaczorkami w roli głównej. Nie licząc może małych, lśniących papierków dodawanych 25 lat temu do gumy do żucia. Dużo bliżej mi do animowanych wersji, mnogo pokazywanych w polskiej telewizji, czy to w dobranockach, czy w sobotnim oknie disnejowskim. Oczywiście z czasów, gdy w ramówce telewizyjnej nie było programów dedykowanych dla dzieci. W zeszłym roku przeczytałem Życie i czasy Sknerusa McKwacza (dalej będę je nazywał w skrócie Czasami), w którym Don Rosa wymalowuje list miłosny do komiksów swojego mistrza, Carla Barksa. W tomie wydanym przez Egmont zbiera wspomnienia dobrze znanego liczykrupy Sknerusa McKwawcza i układa je chronologicznie, zaczynając od jego dzieciństwa, a kończąc na (hmm) tzw. czasach obecnych.

To, jak dobrym komiksem są Czasy, skłoniło mnie, aby sięgnąć do źródła, czyli do komiksów Carla Barksa, w których Don Rosa szukał inspiracji. Podobnie musiało pomyśleć więcej czytelników. Egmont też wyczuł biznes, bo na rynku pojawiły się zgrabne, antologiczne tomiki z napisem Kaczogród Carl Barks. Do dzisiaj wyszły już trzy tomy, Egmont nie zwalnia tempa nawet na chwilę. Twarda oprawa, kolorowa okładka, czerwony grzbiet i sympatyczne kaczory na okładce to wspólne cechy tomików. Tytuły zostały wybrane poprzez inspirację najlepszymi historiami, które znalazły się w środku. W ten sposób ledwie otworzymy pierwszy tom Powrót do Klondike, Sknerus zabiera nas do miejsca, w którym lata temu poszukiwał złota. Moją snów dolinę otwiera historia o tym samym tytule, jedynie Siedem miast Ciboli skrywa opowieść o tym samym tytule w środku. Oczywiście są też inne historie, tych jest całkiem sporo, gdyż objętościowo zajmują od jednej do dwudziestu kilku stron.

Carl Barks kontra Don Rosa 3:1

Wkrótce po tym, jak otworzyłem pierwszy tom, już byłem zadowolony, że czytanie antologii Kaczogród Carl Barks poprzedziłem przeczytaniem Czasów Dona Rosy. Z tegoż to powodu, że historia Powrót do Klondike rozpoczyna się dokładnie w tym samym momencie, w którym Don Rosa zakończył swoją opowieść. Sknerus McKwacz, mając problemy z pamięcią, odwiedza lekarza, który przepisuje mu pigułki przywracające wspomnienia. W ten sposób w głowie liczykrupy pojawiają się Złotka O’Guilt, Dolina Białej Śmierci, cztery kamienie i przynajmniej dwieście kilo czystych samorodków. Brygada w składzie Sknerus, Kaczor Donald i jego siostrzeńcy wyruszają na przygodę, śmiało wkraczając w strefę przeszłości starego wujaszka. Obszar ten znam już doskonale dzięki Rosie. Jako że ja i inni czytelnicy Czasów już zdążyliśmy się emocjonalnie związać ze Złotką, jedyną miłością Sknerusa, (nie licząc pieniędzy – oczywiście), pierwszy tom Kaczogrodu Carla Barksa rozpoczynamy z miłym uczuciem towarzyszącym powrotowi do domu.

Antologie mają to do siebie, że zbierają materiał stojący na całkowicie różnym poziomie. Koncentrują się za to na zebraniu historii po kolei. Kaczogród Carla Barksa startuje w 1952, a każdy tom zbiera historię z kolejnych, półtorarocznych okresów. W trzecim tomie jesteśmy już w 1955 roku. Fakt, że te daty nie nastrajają optymistycznie. Stare komiksy nie kojarzą mi się z niczym dobrym. Tymczasem przekonać się można na własnej skórze, w jaki sposób Carl Barks wyrobił swoją markę. Całe trzy tomy łykam niczym pigułkę z węglowodanami, bo wszystkie zaprezentowane historie reprezentują stały, dobry poziom. Kaczogrody można czytać bez troski o swoje zęby, żadna strona z tych prawie dziewięciuset już wydanych nie zainicjuje zgrzytania. Nie ma w nich też tyle cukru, by spowodować próchnicę, ot, zbilansowany, smaczny posiłek.

Gdzie są rodzice tego dziecka?

Choć raczej należałoby spytać, gdzie są rodzice tych kaczorków? Hyzio, Zyzio i Dyzio, tych trzech łobuziaków wychowuje się u boku dwóch wujaszków. Kaczora Donalda, którego bardzo łatwo wyprowadzić z równowagi, choć w Tańczących z nartami długo trzymał swoje nerwy na wodzach. Wszystko po to, tylko aby w końcówce eksplodować. Drugim z kaczorów mających wpływ na chłopców jest stary kaczor po przejściach, trzymający swoje pieniądze w ogromnym skarbcu i dbający o każdego centa Sknerusz McKwacz. Tej piątce głównych bohaterów wymyślane są cały czas nowe przygody, czasem związane z poszukiwaniem skarbów, jak w Siedem miast Ciboli, czy Tajemnicach Atlantydy. Czasem bazujące na przyziemnych sprawach szarej rzeczywistości, gdy Donald próbuje rozkręcić swój własny biznes w Zepsuj to sam, albo gdy siostrzeńcy uciekają ze szkoły w Wielkich wagarach. Carl Barks obdarowuje nas uśmiechem, poruszając się w slapstickowym charakterze historii. Choć momenty, w których Donald wychodzi na fajtłapę kosztem ciągłego szczęścia u Gogusia, powodują u mnie chłodne uczucie w żołądku. Całe szczęście, los i dla szczęściarza przygotował niespodziankę, co jeszcze bardziej wzmacnia salwę śmiechu na końcu historii.

Stary centuś

Polskim ekwiwalentem skąpych szkotów są krakusy, choć niektórzy mylą się, że poznaniacy wiodą tu prym. Na dowód mam pewną anegdotę, dowodzącą moich słów. Pewien krakus zdziera tapety ze ściany, wpada sąsiad i się pyta – Co sąsiedzie, remont? Nie – odpowiada krakus – wyprowadzam się! Carl Barks prezentuje nam migawki z bycia przedsiębiorczym i szanowania każdego centa. Te stronicowe, krótkie historyjki, w których głównym bohaterem, co jasne, jest Sknerus McKwacz, niosą jasny morał, w jaki sposób dorobić się bogactwa. Po co inwestować w drogą kosiarkę, skoro wystarczy owca, która jest Szczytem techniki. W tygodniu gościnności najkorzystniej zaprosić zjadacza żyletek, tak jak w Zaproszonym gościu, a Dużo siana może pomóc nawet w sytuacji, gdy brakuje nam drabiny. Przyznam szczerze, że są to moje ulubione fragmenty Kaczogrodów. Na jednej stronie autor ma tylko 7-8 kadrów. Musi się mocno skupić i nagimnastykować, aby przeprowadzić czytelnika przez początek, rozwinięcie i wywołujące uśmiech zakończenie. Na tych pojedynczych stronach Carl Barks błyszczy i w pigułce pokazuje, w czym jest najlepszy.

Czekam na następny tom, polecam zapoznać się z jednym z już wydanych. Bez znaczenia czy wybierzecie kremową, zieloną, czy niebieską okładkę. W środku czeka na was ponad 200 stron bardzo przyjemnych chwil. Jedynie, co mi pozostaje, to ostrzec was, bo na okładce zdaje się, że podobna formułka się nie znalazła. UWAGA! Grozi uzależnieniem. Po jednym tomie będziecie mieli ochotę na więcej. Jestem przekonany, że na jednym tomie się wasza przygoda z Kaczogrodem się nie skończy.

Sylwester

Dziękuję Wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksów Kaczogród Carl Barks do recenzji.

Share This: