Invincible tom 4 Fantastyczna 4 Recenzja
Wyobraź sobie taką sytuację. Budzisz się wczesnym rankiem, ale nie tak wcześnie, jak dotychczas. Tylko o takiej porze, o której normalnie przewracasz się na drugi bok, a wewnętrzny zegar wskazuje Ci jeszcze kilka kwadransów do wyspania się. Otwierasz oczy, a na brzegu Twojego łóżka siedzi sympatyczny, okrągły koleś z brodą. Nie wiesz czemu, ale zaraz po uczuciu niesamowitego zdziwienia nachodzą Cię myśli żeglugi po Missisipi, masz ochotę zjeść kurczaka z głębokiego tłuszczu, a w środku coś woła i przekonuje, że tylko w jedności siła, bo w podziałach to tylko słabość. No i dobra, w końcu koleżka się odzywa i powiada, że pora odkryć przed Tobą prawdę. Według jego wyjaśnienia całe Twoje życie to kłamstwo, pochodzisz z obcej planety i, co najważniejsze, posiadasz supermoce. O czym to wszystko świadczy? Od razu odpowiadam, zgadza się. Przesadziłeś zeszłego wieczoru z lekturą do poduszki. Wiem, nie można było się oprzeć tak wielkiej pokusie, jaką jest Invincible tom 4. Trzeba było przeczytać od deski do deski.
Invincible tom 4
Czytanie serii o młodym Viltrumianie osiadłym (o, zdziwko) w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej przynosi mi niezmiennie dużo radości. Jest to na tyle zaskakujące, że odrzuciłem już od siebie myśl, że jakaś opowieść o kalesoniarzach spodoba mi się aż tak bardzo. Robert Kirkman nie wynajduje koła. Elementy, które znajdziemy w Invincible tom 4, komiksiarzom są doskonale znane. Bez problemu wymienimy stare zeszyty komiksowe, mogące służyć jako bibliografia. Latanie i pochodzenie z innej planety – było. Drużyna bohaterów zbierająca młodych członków, wypierająca starą gwardię – było. Uwikłanie superbohaterów w rządowe machlojki – też było. I na koniec, prowadzenie podwójnego życia, skupiając się równomiernie na galaktycznej naparzance, w równym stopniu jak na wątpliwościach występujących w związku – jak najbardziej też było.
Cytaty
No to skoro wszystko już było, czemu Invincible czyta się aż tak dobrze? Odpowiedź jest prosta. Robert Kirkman jest królem cytatów. Układa poszczególne części w zmyślną figurę, obracając kolejne klocki i dokładając je w dokładnie wymierzonym kącie. Jest też dobrym strategiem, zwłaszcza w roli mistrza opowieści. W czwartym tomie widać doskonale, że pewne ruchy w fabule scenarzysta przygotował sobie już wcześniej, tom albo dwa temu. Inne wątki dopiero zostają rozpoczynane, czasem tylko mrugając przed oczami. Są też takie, które zostały napisane wyłącznie na potrzeby czwartego tomu. Nie ma jednak pewności, czy autor kiedyś do nich nie wróci. Przed nami jeszcze osiem tomów, czyż to nie świetne? Pola więc dużo, a Robert jest doskonałym siewcą, choć żniwo z dotychczas rozrzuconych ziaren jest już spore.
Fantastyczna czwórka
Nie, w Invincible nie znajdziemy drużyny, która ma wyjątkowego pecha co do ekranizacji. Jednakże, jako że na grzbiecie kolejnego tomu zalśniła czwórka, wybiorę z oddziału postaci kręcących się po kartkach komiksu Roberta Kirkmana cztery, na które warto zwrócić uwagę. Pierwsza to Atom Eve, manipulująca materią rudowłosa piękność, skrycie podkochująca się w bohaterze, choć ten nic by o tym nie wiedział, gdyby mu nie powiedziała podstarzała wersja dziewczyny, pochodząca z alternatywnej rzeczywistości. Cecil Stedman, szef Invincibla i, jak się okazuje w przedmiotowym tomie, wyjątkowo śliski typ. Allen the Alien, oficer pracujący dla Koalicji Planet, w tym tomie występujący w napakowanej, badassowej wersji. No i mój ulubieniec, młodszy przyrodni brat Marka, Oliver Grayson, który podobnie do swojej matki starzeje się szybciej niż ludzie, już posiada supermoce, a w piątym tomie wskoczy na okładkę. O tak! Czekam!
What if…?
A gdyby Robert Kirkman naprawdę do mnie przyszedł pewnego ranka. Gdyby dał mi wybór co do supermocy, co bym wybrał? Latanie? O tak, jak najbardziej! Sny o lataniu są jednymi z przyjemniejszych, to by było coś niesamowitego poszybować nad swoją miejscowością. Odkrywać nieznane dotąd miejsca i docierać gdzie się tylko zechce. Supersiłę? Tu bym się już zastanowił. Możliwe, że podobnie jak Invincible, szybko bym odkrył u siebie problemy ze złością. Choć nie powiem, jedną czy dwie szczęki chętnie bym wyłamał.
Sylwester
Dziękuję Egmontowi za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
O dotychczasowych tomach przeczytacie na czasnakomiks.