Wystarczy jak powiem, że ten komiks jest lepszy od najnowszego filmu? Pewnie nie, bo co to za informacja – lepiej niż źle. Brakuje precyzji. No, to jest średnio, ale jeśli ktoś bardzo lubi zarówno Gwiezdne Wojny, jak i Jamesa Bonda, to może się nawet bardzo podobać. Star Wars Legendy. Agent Imperium – Żelazne zaćmienie to bezpardonowe “bondowanie” po starwarsowemu.
007 zgłoś się do odległej galaktyki
Fani wiedzą, że Expanded Universe pomieści najdziksze fantazje twórcze. W galaktyce zaludnionej przez użytkowników Mocy, tysiące ras oraz droidy jest miejsce na przeróżne konwencje, o czym nie raz mogliśmy się przekonać. Komedie, dramaty, romanse, horrory, ale przede wszystkim akcja, przygoda. Agent Imperium to specyficzna akcja i przygoda, bo w rytmie bicia serca tytułowego specjalisty od zadań specjalnych. Żwawo, rzekłbym. Jak głosi napis na oryginalnej okładce: szturmowcy są młotem Imperium, natomiast ten człowiek jest jego skalpelem. Owszem, trafny, zgrabny opis, ale można dobitniej. Agent Imperium to po prostu ichny 007, dosłownie gwiezdnowojenna wersja Bonda. Nie ksero, bo to by się pewnie nikomu nie spodobało, do tego byłoby nielegalne, ale inspiracja całkowicie jawna.
Agent Imperium vs agent królowej
Jahan Cross, bo tak się nazywa tytułowy bohater, rozpoczyna historię pewny siebie, bezczelny i brawurowy. Dokładnie tak, jak niejednokrotnie robił to – szkoda mi użyć innego określenia – jego pierwowzór. W fabule pojawiają się piękne kobiety, jest też oczywiście scena łóżkowa. Jest granie na nosie lokalnym oficjelom, są pościgi, bójki, strzelaniny. Gadżety, a jakże, nasz agent Imperium posiada, z tą jedynie różnicą, że w jego świecie tak mocno nie zaskakują. Jest też swego rodzaju Q od tych zabaweczek. Główny czarny charakter ma złowieszczy plan, który należy zniweczyć, podejmując ryzykowne działania. Słowem: wszystko czego możesz oczekiwać od komiksu anonsowanego jako “James Bond spotyka Gwiezdne Wojny”. Wyróżniki uniwersum są wszędzie. Seksowna intrygantka jest Twi’lekanką. Strzelaniny blasterowe, nie pistoletowe. Pościgi na wehikułach repulsorowych, nie motocyklach. Zamiast znanych aktorów, czy królowej Elżbiety we własnej osobie (patrz: otwarcie Igrzysk Olimpijskich 2012), pojawiają się inne znane postacie – Han Solo i Chewbacca.
Prosta rozrywka
Nie oceniam tego, czy to dobrze, czy źle, że Jahan Cross i James Bond są ulepieni z tej samej gliny. Nie wypada to koślawo, różnią się, po prostu fach mają ten sam, ale historie i relacje inne. Agent Imperium ma na przykład wiernego droida na obcasach, którego Bond w tej czy innej postaci nigdy nie miał, jak sądzę. Pojawiają się też starwarsowi policjanci, których rolą jest tutaj przegrać i frustrować się w pogoni za Crossem. John Ostrander, scenarzysta, napisał rzecz poprawnie, ale bez rewelacji. Ciężko oczekiwać cudów, skoro podstawowy zamysł jest już mocno ograniczający. Duet imienników odpowiadających za stronę graficzną, Stéphane Créty oraz Stéphane Roux, również nie stworzył niczego z polotem. W paru kadrach widać nawet liefieldowy sznyt, wykręcone kończyny, zachwiane proporcje, itd. Ot, poczytajka, bez błędów fabularnych, bez dramatów rysunkowych, nie zapadająca na zbyt długo w pamięć.
Agent Imperium – dla kogo?
Proste Komu można polecić ten album? Fanom Gwiezdnych Wojen, których ekscytuje lub chociaż ciekawi wizja Jamesa Bonda w tym świecie. To prawdopodobnie niewielka grupa, ale jest tutaj tą docelową. Co z pozostałymi? Dla osób nie znających odległej galaktyki lub znających pobieżnie to raczej marnowanie czasu. Ani tam przyjemności z nerdowskich smaczków, ani żadnego artyzmu. Agent Imperium może jednak ucieszyć całkiem sporą ilość zawiedzionych zwieńczeniem kinowej sagi Skywalkerów. Lepsze to, niż tamten film. Na otarcie łez w sam raz – fabuła się klei, nie zgubisz się pomiędzy wątkami, każda postać pojawia się w jakimś celu. Szczęśliwie jest Expanded Universe, gdzie można trafić na dobre, albo, jak w tym przypadku, średnie historie. Agent Imperium jest średni i narzekać nie ma na co, czasem też jest ochota na przeczytania średniaka.
Dziękuję wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.