Opowieść komiksowa – Nadciągają młode kaczki
Nadciągają młode kaczki – taką wiadomość przesłał do nas Egmont. Wytłumaczeniem tajemniczego stwierdzenia była informacja, że w związku z wykupieniem egmontowego działu książek przez Wydawnictwo Harpens Collins Polska, już 17 czerwca (czyli dzisiaj) trafi do sprzedaży seria książek kryjąca się za sloganem „Opowieść komiksowa”. Nieco mnie to zmartwiło, czy czasem naszemu komiksowemu gigantowi nie przytrafiło się wrogie przejęcie, ale skoro wiązać się to ma tylko z większą ilością tytułów na naszym rynku, to nie mam nic przeciwko. Chyba.
Co się kryje za banerem serii „Opowieść komiksowa” i na co to komu potrzebne? Odpowiedź na pierwszą część pytania już tłumaczę, drugą, mam nadzieję, wywnioskujecie pod koniec tego tekstu. Aha, czeka tam na Was też mała niespodzianka, ale zachęcam do sięgnięcia do niej po przeczytaniu tego tekstu. Za okrzykiem „Nadciągają młode kaczki” czeka na nas poważny facelift, jakiego doczekali się bohaterowie uniwersum Disneya. Ja wiem, ludzie nie lubią zmian, zanim więc zaczniecie rzucać pomidorami i zgniłymi jajami, zatrzymajcie się na chwilę. Błagam! Przecież kaczki urosły do światowego formatu właśnie dlatego, że nie bały się zmian. Przede wszystkim podążały za duchem czasu i nowymi technologiami.
No dobrze, co to jest ta opowieść komiksowa? W końcu książka, czy komiks? I jedno i drugie, tak po trochu. W zależności od tego, o którym z trzech tytułów mówimy. W „Strachosferze”, „Minnie i Daisy: Szpiegomania”, czy „Młodym Kaczorze Donaldzie” proporcje rozkładają się trochę inaczej. Spotykamy znane postacie, oprócz tych wspomnianych wyżej, w tytułach znajdziemy jeszcze trójkę sympatycznych siostrzeńców, Hyzia, Zyzia i Dyzia. Wpada też Goofy, jest i Wujek Sknerus. Oprócz starych dobrych znajomych napotykamy na nowych kolegów, z czego najciekawszy jest chyba Emil, który stworzył swojego złego klona. Każdy tytuł ma do zaoferowania coś nowego i coś innego. Czynnikiem wspólnym jest oczywiście humorystyka i świeża oprawa. Kolejność wspominania tytułów nie jest przypadkowa, ale jako dobry gospodarz, najlepsze wino zostawiam na koniec.
Minnie i Daisy – Szpiegomania
Podwójny Przekręt
Początek przygód Minnie i Daisy nieco mnie zemdlił. Od pierwszych stron wtrącamy się między dialog przyjaciółek i jest to bardzo dziewczyńskie gadanie. Pełne niedopowiedzeń, sekrecików, emocji i nakręcania się, zwłaszcza ze strony myszki. Nie ma co się dziwić, przyjaciółki rozłączył wyjazd jednej z nich do akademickiej bursy, w związku z zakwalifikowaniem do elity studentów pierwszego roku. Dlatego mają sobie do przekazania wielkie pokłady informacji, a nie wszystko da się opowiedzieć przez telefon. Później następuje pewien zwrot akcji, którego zupełnie się nie spodziewałem, a który można przecież wywnioskować z tytułu książki. Nie mamy do czynienia z wesołą opowieścią o studiowaniu, a otrzymujemy rasowy, szpiegowski akcyjniak.
Każda z trzech książek jest takim sobie elseworldem, w którym krąg przyjaciół spotyka się w nowych okolicznościach, każdy z nich można też czytać osobno. Świat stwarzany jest na nowo, świadczy o tym też dobór innych autorów do każdej podserii „Opowieści komiksowych”, dlatego też w każdej z nich proporcje między książką a komiksem są inne. W szpiegowskich przygodach Minnie i Daisy część obrazkowa gra rolę marginalną, ilustracyjną. W wielu miejscach do zrozumienia treści nie potrzeba zamieszczonych na stronach grafik. W kilku momentach nawet warstwy się rozchodzą, podczas gdy narrator informuje o nauce salta w tył, dziewczyny na obrazku skaczą do przodu. Nie pomaga fakt, że oprawa w fioletowe grochy sugeruje target dziewczęcy, choć akcja szpiegowska jest przecież uniwersalna.
Strachosfera
Koszmarna Formuła
Hyzia, Dyzia i Zyzia cenię najbardziej z całego szeregu postaci kaczkopodobnych. Pamiętam, jak co sobotę czekałem na ich przygody, śmieszne, wartkie i zawsze na dobrym poziomie. Mimo że w książce siostrzeńcy wyglądają inaczej niżeli w serialu anonimowanym, który oglądałem przed laty, kilka rzeczy nie zmieni się do końca świata. Kolor ich ubrań oraz wypowiadanie ich imion w określonej kolejności: Hyzio, Dyzio i Zyzio. Tommy Greenwald wybiera środkowego siostrzeńca na narratora. Chłopcy udają się do Niemiec w ramach programu wymiany uczniów MANTO, no bo na kogo innego mogło trafić, prawda?
Trzeba przyznać, że Tommy Greenwald kiepsko czuł formułę książko-komiksu, a swoje uczucia chyba przedstawił w podtytule. „Strachosfera” jest najgorzej zilustrowana i właściwie gdyby usunąć grafiki Elisy Ferrari, książka nic by nie straciła. No, ale też nic nie zyskuje. Chyba że tęsknicie za Kaczorem Donaldem w marynarskim ubranku i chodzącym bez majtek. Chłopcy zamieszkują u niemieckiej rodziny Państwa Keller o imionach Herr i Frau i zaprzyjaźniają się z Zosią (zakładam, że emigrantką z Polski). Wkrótce wpadają na przemiłego Doktora Z produkującego piękne zabawki. Po chwili jednak zaczynają dziać się dziwne rzeczy i przygoda rozpędza się na dobre. Możliwe, że doktor nie jest tym, na kogo wygląda, a zresztą… sprawdźcie sami, jeśli lubicie tego typu historie.
Młody Kaczor Donald
Niefortunne Przypadki
Przechodzimy do mojej ulubionej książki z tego zestawienia. Przede wszystkim dlatego, że formuła książko-komiksu jest tu najbardziej wyważona. Tytuł ten jest też najlepiej napisany, za scenariusz odpowiada Jimmy Gownley i wielkie brawa dla niego. Tekst znajdujący się poza obrazkami nie jest zwyczajną prozą, lecz pełni rolę narratora, dowcipnego, wtrącającego aluzje i dygresje, ale też (co sprawiło mi największą frajdę) dyskutującego z bohaterami i docinającego co jakiś czas Donaldowi (na co ten odpowiada wielkim czerwonym „EJ!”).
Zmiana projektu postaci jest tu tak wielka, że gdyby nie było napisu, że jest to Kaczor Donald, to za Chiny Ludowe bym się nie domyślił. Nadal mamy do czynienia z antropomorficznymi zwierzętami, ale młody bohater nosi teraz czerwoną bluzę z kapturem, ma zadziorną grzywkę i ubiera długie dżinsowe spodnie. Autorzy zajrzeli też mu do głowy. Owszem, ma napady złości i jest uporczywy, ale w zupełnie innym sensie. Dąży do wyznaczonego celu i nie zamierza odpuścić. Jest nim pomoc Babci Kaczce w uratowaniu farmy, a nauka w Akademii KRIP ma mu to umożliwić. Dość sporą zmianą jest wprowadzenie złotowłosej Dolly, która zauroczyła się w Donaldzie i postanawia mu pomóc. Pod koniec pojawia się Wujek Sknerus i jest to chyba jedyna postać, której projekt niewiele odbiegł od oryginału. Nadal całość wygląda bardzo świeżo i nowocześnie, tak jak kaczki jeszcze nie wyglądały.
Z opisu serii można wywnioskować skierowanie jej dla dzieci w wieku 8-12 lat. Przyznam, że nie wiem czy słusznie. Moi młodzi recenzenci, z którymi czytałem te książki, najbardziej byli zainteresowani „Strachosferą”. Mi osobiście najbardziej podobał się „Młody Kaczor Donald”, którego kontynuację chętnie bym przeczytał. Resztę serii zaś – niekoniecznie. Zamiast „Minnie i Daisy” wolałbym już zająć tzw. wolny czas „Kaczogrodem” Barksa (o choćby TYM tomem), albo „Wujkiem Sknerusem” Dona Rosy (albo TYM). Aha, byłbym zapomniał. Obiecana niespodzianka. W dniach 17-24 czerwca, przy zakupie dowolnej książki z serii „Opowieść komiksowa” i wpisaniu kodu: „kaczki”, otrzymacie dodatkowo 7% rabatu na cały koszyk. Mam nadzieję, że pomogłem Wam z wyborem. Jeśli nie, no cóż. Bierzcie wszystkie!
Sylwester
Dziękuję Wydawnictwu Harper Collins Polska za udostępnienie Opowieści komiksowych do recenzji.