Batman. Stan strachu. Tom 5 – miasto w objęciach stracha na wróble
Przeczytałem ostatnio więcej Batmanów niż przez ostatnie pięć lat. Wszedłem w serię Tyniona IV od boku, bo zachęcił mnie spin-off o Jokerze (więcej tu – klik). Postanowiłem nadrobić tylko jeden z tomów, Zabobonną zgraję i mimo że w komiksie Batman. Stan strachu przywoływane są też inne wydarzenia, m.in. z Wojny Jokera, to jednak wiele więcej do zrozumienia historii nie potrzeba.
Co w artykule?
Wprowadzenie stanu strachu
Z tym że znajomość poprzedniego tomu jest wręcz mandatoryjna. Tynion IV przygotowuje sobie wątki w Zabobonnej zgrai i nastawia bombę, która wybucha dopiero w następnym tomie. Strach na wróble opanowuje Gotham, ale czyni to w wysublimowany sposób. Atak szalonego przestępcy następuje nie w bezpośredni sposób, ale dopiero w decydującej fazie, co robi wrażenie dobrze przygotowanego planu.
Batman staje się w Gotham persona non grata. Burmistrz Nakano obiecuje pozbyć się zamaskowanych mścicieli, wskazując na to, jak są niebezpieczni. Wykluczenie superbohaterów z walki z przestępczością wytwarza pustkę, którą zapełnić ma Simon Saint i kierowany przez niego Magistrat. Uzyskiwanie coraz większych uprawnień przeprowadzane jest przez stan strachu, teorię Stracha na wróble, utrzymującą, że przerażenie prowadzi do rozwoju i wydobywa z ludzi ukrytą siłę. Ogólnie cała ta koncepcja przywodzi mi na myśl wprowadzenie w 1981 Stanu Wojennego w Polsce, ale dopuszczam do siebie, że Strach na wróble może mieć trochę racji.
Jak nie Batman, to kto?
Porządku w Gotham ma pilnować wyspecjalizowana jednostka Magistratu. Peacekeeperzy wzmocnieni cybernetycznymi cackami i technologią zdolną do nauki podczas walki. Im dłużej z nimi walczysz, tym masz mniej szans. Jako pierwszy do programu zostaje wytypowany były strażnik Azylu Arkham Sean Mahoney, który przy okazji Dnia A został okrzyknięty bohaterem. Za to całkiem zignorowano jego skłonności do agresji oraz wieloletnie odrzucanie kandydatury na kadeta Policji.
Z bohaterów drugoplanowych najbardziej spodobała mi się Miracle Molly, choć Kolektyw Nadpoczytalności został oparty o dość naiwną ideę wymazania z umysłu wszelkich traum, co umożliwić ma nowe życie. Niemniej przemiana, jakiej doświadcza ta bohaterka, sprawia, że duch rośnie, a małej i zastraszonej Mary Kowalski (no chyba Polka, no) współczuje się i kibicuje.
Ostatnim i bardzo ważnym ogniwem jest Poison Ivy, czy raczej Queen Ivy, która zbudowała pod Gotham zielony raj. Miasto drży w swoich fundamentach i może w każdej chwili runąć. Pomiędzy wątkami poruszają się też inne postacie, ale w gruncie rzeczy mogłoby ich nie być, choć zarówno Oracle, jak i Ghost-Maker zostają dopuszczeni do głosu i ciut podciągają miejscami fabułę do przodu.
Seria główna i tie-iny
Batman. Stan strachu to sześć zeszytów głównej serii z Uniwersum DC (tu swoim realistycznym stylem popisuje się Jorge Jiménez), spiętym w klamrę dwoma zeszytami Alpha i Omega (początek i koniec — ma to sens) oraz uzupełnionym o tie-iny przybliżające kluczowe wydarzenia z życia pobocznych postaci, m.in. opowiedziana jest historia Miracle Molly. W pobocznych zeszytach styl się zmienia, bywa, że używana jest uproszczona krecha, choć tym razem wśród nazwisk nie pojawia się Francavilla (a szkoda), tylko kilku innych twórców. Nie wiem czemu, tak reaguję, podobnie było u mnie z Jokerem, ale za każdym razem przyjmuję zmianę stylu z ultrarealistycznego z wielką radością, choć Jorge Jiménez robi tu doskonałą robotę.
Same założenia fabularne są całkiem interesujące, choć pobrzmiewają już jak coś, co już znam i myślę tu przede wszystkim o rejestracji bohaterów, jaka została rozegrana w Marvelu. Oczywiście Tynion IV poustawiał to po swojemu i wprowadził policyjną jednostkę, ale i tak nie mogę się uwolnić od delikatnego uczucia déjà vu. Natomiast to, co mi przeszkadza w tym komiksie, to fakt, że jest okropnie przegadany. Owszem, pojedynków nie brakuje, ale Tynion IV krąży wokół swoich wątków jak sęp, ciągle coś tam dopowiada, rozwija teorie, ale przez to odnosi się wrażenie przedobrzenia. Zbyt dokładnie jest to opowiadane i znowu, tak jak w Jokerze, mam wrażenie, że postacie się powtarzają.
Nadal Batman. Stan strachu to całkiem niezłe czytadło, zwłaszcza jeżeli połączy się je z Zabobonną zgrają, ale jeśli mi się nie zmieni, to będzie dla mnie zarówno bramą wjazdową, jak i wyjazdową, jeżeli chodzi o człowieka nietoperza fruwającego po głównym uniwersum. Być może przedawkowałem, bo w połączeniu z Jokerem daje to blisko 1000 stron nasyconych oczojebnymi kolorami migawek. Obecnie mam ochotę trzymać się osobnych historii o Batmanie (odłożyłem na bok Ego Cooke’a i trochę żałuję), niż czytać co tam Gacek wyczynia w głównych seriach.
Scenarzysta: Tynion James IV, Ed Brisson
Ilustrator: Jorge Jiménez, Ricardo Federici, Joshua Hixson, Dani, Christian Ward, Christian Duce, Ryan Benjamin, Gullem March, Trevor Hairsine
Kolory: Chris Sotomayor, Tomeu Morey, Roman Stevens, Lee Loughridge, Christian Ward
Tłumacz: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawnictwo: Egmont
Seria: Batman
Format: 167×255 mm
Liczba stron: 320
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Papier: kredowy
Druk: kolor