Spotkanie po latach – Neil Gaiman po przedawkowaniu salcesonu
Każdy, kto ma w latach już z górki, zaliczył z pewnością już taką wizytę. Czy u siebie, czy na wyjeździe. Życie niesie zmiany środowiska, starzy znajomi zastępowani są nowymi, czy to w szkole, czy w pracy, czy w sąsiedztwie. Bywa jednak, że nadarzają się okazje, do tego by recyklingować dawną znajomość, takie jak choćby kupno mieszkania. Powód dobry jak każdy, a liczą się jednak najbardziej chęci. Spotkanie po latach Sieńczyka to powieść o takiej radosnej, acz niezręcznej okoliczności.
Co w artykule?
Towarzyskie reunion
Główny bohater Sieńczyka (a może i on sam) zostaje zaproszony do nowego mieszkania starych znajomych, z widokiem na jakąś fabrykę. Nie wiem, z jakiego powodu ktoś pragnąłby zamieszkać w takiej okolicy, pytanie o sens zostanie wykorzystane tu jeszcze nie raz. Spotkanie z kimś, kogo nie widziało się od bardzo dawna, przypomina mi trochę poznawanie zupełnie obcych ludzi. Życie płynie, wpływa na ludzi, ci, których znaliśmy dobrze, zmieniają się pod wpływem nowych, niedostępnych dla nas przeżyć. Inne środowisko, pojawiają się dzieci, uczucia płyną nowymi korytami. Można próbować starych nitek porozumienia, najczęściej jednak trzeba szukać nowych.
Jestem tu, by opowiadać
Sieńczyk szybko odkrywa prawdziwą naturę swojego komiksu. Ledwie bohater przekracza próg mieszkania, zaczynają płynąć opowieści. Naturalna sprawa, rozmawiamy, opowiadamy, przy każdym spotkaniu przetaczają się historie. W związku z tym, że przez lata nagromadziło się ich bez liku, jest tu ich naprawdę dużo. Wystarczy uścisk dłoni i już pierwsza z nich zostaje wyzwolona. Na dodatek autor uderza od razu swoją najmocniejszą bronią. Absurdem.
Mieszkanie szybko staje się za ciasną areną, mężczyzna wraz z rodziną starych przyjaciół wybiera się na spacer. Napotykane osoby, znajdowane przedmioty, odwiedzane lokacje pociągają kolejne opowieści. Niekiedy dziwne, jak hałdy wilgotnych ubrań, które przemierza maszyna podobna do kombajnu. Czasem pozlepiane z różnych historii jak ta o człowieku zaatakowanym przez piranie, które wyglądają jak zwyczajni, acz nadzy mężczyźni. Bywa, że bez trudu przebić się można do głębszego znaczenia, patrząc na szczotkę, której miękkie poszycie niszczeje pod wpływem obojętności właściciela.
Ty tak na serio?
Cokolwiek Sieńczyk by nie opowiadał, robi to z chłodną powagą. Równoważy w ten sposób każdy wyciekający absurd, ale i nadaje kronikarskiego wydźwięku postaciom i wydarzeniom, które zdają się wciągnięte z rzeczywistości i niektóre rzeczywiście są, jak np. niemiecki zbrodniarz wojenny Artur Greiser. Ochota, by szukać referencji nachodziła mnie całkiem często, ale czasem nie znajdywałem nic, co mogłoby podeprzeć historie Sieńczyka, mimo że taka „Różowa Diwizja” brzmiała znajomo.
Można powiedzieć, że poruszamy się po wyobraźni autora, choć ja nie nazwałbym tego komiksu morzem, czy jeziorem, a raczej ściekiem. Odnoszę wrażenie totalnego wylania pokładów myśli. Maciej Sieńczyk to taki Neil Gaiman, który przedawkował salceson i ogórki kiszone. Siedzi sobie na ławeczce przed blokiem z wielkiej płyty, patrzy na swoje gumofilce i popija herbatę ze szklanki w metalowym koszyczku. Potrafi wyczarować opowieść spod każdego kamienia, ale nie każda z nich opowiedziana jest do końca. Niektóre są pourywane, gdy bezczelnie ktoś przerywa wpół słowa. Dla innych lepiej by było, aby nie wyjawiać całego sedna, by zostawić odbiorcę z wrażeniem niedosytu, zamiast częstować go rozczarowaniem, czy dosadnością.
Co jest na dnie tego kociołka?
Spotkanie po latach to nie tylko platforma do opowiadania niepokojących, absurdalnych historyjek, często, ale nie zawsze bez morału. Przez całość przeciągnięte jest kilka nitek. Jedna z nich to obawa przed rzekomym mordercą, który uciekł z miejsca zdarzenia z pustym wózkiem dla dzieci. Strach nawiedza bohatera przy najróżniejszych okazjach, wyłaniając się delikatnie nad horyzontem wydarzeń. Dochodzi w końcu do konfrontacji, w której okazuje się, że nic nie było takim, jakim się wydawało.
Druga nitka przewleczona przez całą opowieść to relacja bohatera ze znajomą. Między tą parą musiało kiedyś być coś grane, choć z tej relacji zostały tylko spojrzenia, które może coś znaczą, a być może są tylko ułudą, znikającą po mrugnięciu. Do czytania twarzy zachęca zresztą styl ilustratorski Sieńczyka skupiający się na mimice. W zakończeniu wybrzmiewają gorzko różnice między bohaterem, a jego znajomymi, po czym zostają zamknięte drzwi i to koniec. Czy na następne spotkanie znowu trzeba będzie czekać długie lata? Najprawdopodobniej tak.
Scenarzysta: Maciej Sieńczyk
Ilustrator: Maciej Sieńczyk
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Format: 165×240 mm
Liczba stron: 320
Oprawa: miękka ze skrzydełkami