Flash. Misterne plany. Tom 3
Czerwony speedster to pierwszoligowy superbohater DC. Jedna z najstarszych i najbardziej znanych postaci z uniwersum. Jest członkiem drużyny najpotężniejszych herosów, mimo że jego supermocą jest bieganie, co jest prozaiczne i nieekonomiczne, bo każdy wydatek kaloryczny trzeba uzupełnić, jedząc. Niemniej serię, którą pisał Jeremy Adams i najnowszy tom przygód czerwonego biegacza o tytule Flash. Misterne plany można czytać bez znajomości wszystkich linii fabularnych i wszelakich kryzysów, co dla takiego laika niebieskiej strony mocy jest dobrą wiadomością.
Dłuższa fabuła
Tytuł trzeciego tomu Adamsa zwiastuje, że będziemy mieli do czynienia z dłuższą historią, koronkowo przygotowaną, wprowadzoną i rozegraną. I rzeczywiście, znaleźć można główną intrygę, ale zaczynając lekturę, odnosi się wrażenie, że tym razem scenarzysta uderza tylko szybkimi historyjkami, zbudowanymi na pojedynczych zeszytach. Jeśli jest wątek, to pojawia się na drugim planie, ot tak, mimochodem, co robi nawet przyjemne wrażenie, bo w peleryniarzach nie lubię tej całej pompy, zaklinania się, że w życiu bohatera już nic nie będzie takie samo i innego prężenia klaty.
Pierwszy wątek, na jaki wpadamy w tym tomie, jest lekko odklejony od reszty zawartości, co lekko podważa, to co napisałem wcześniej. Tym bardziej że nie zostaje tu wyjaśnione, po co komu była bieżnia chowana w piwnicy Muzeum Prędkości. Światu grozi apokalipsa, ale odkąd na Ziemię (przynajmniej tą znaną w komiksach DC) przybył pewien niemowlak z Kryptona, jest to normalka. Nic wyjątkowego. Kto by się tym przejmował, tym bardziej że nie ma na to czasu.
Pomoc potrzebna od zaraz
W następnym zeszycie Wally West, który jest obecnie głównym Flashem, za namową żony postanawia poszukać pomocnika, głównie ze względu na nadmiar obowiązków. Praca, rodzina i superbohaterowanie to zdecydowanie za dużo jak na jedną osobę, nawet gdy ma się dostęp do Mocy Prędkości. Dla fanów serii na pewno nie będzie to zaskoczeniem, że sidekickiem rubinowego speedstera zostaje Kid Flash, tyle że za żółtą (tak jak czerwoną) maską zmieniają się osoby, tym razem jest to Wallace West.
Po szybkim przybiciu piątek zaczyna wjeżdżać ze swoim wątkiem naczelnik więzienia dla superłotrów Iron Heights o przeuroczym imieniu Gregory Wolfe. Po początku więcej jest pytań niż odpowiedzi, dlaczego w tak pilnie strzeżonym ośrodku mogło dojść do poważnego przeoczenia, w wyniku którego jeden z więźniów uciekł i jakoś tego nikt nie zauważył. Czemu dyrektor kandyduje na burmistrza i czemu uważa, że miastu potrzebne jest przywrócenie porządku, czy jak to się ładnie mówi, ładu, skoro nad wszystkim czuwa Flash? Niemniej speedsterzy ładują draba szybko za kratki, po czym wjeżdża najlepsza część albumu w postaci dwóch przerywników.
Rozrywka w przerwie
Pierwszy ten z Flash #787 to bardzo przyjemna historyjka o galaktycznej telewizji z zawodami wrestlingowymi, wyjęj spod prawa, ściganej przez Korpus Latarni, ale że show musi trwać, to wymyślono kapitalny mechanizm teleportacji na świat, który ulec ma dezintegracji. Jak się nietrudno domyślić pada na Ziemię, a Flash zostaje wplątany w zawody dwóch na dwóch, przez co zostaje nazwany Flasherem (Flash nie ma tego czegoś) i daje łupnia jakimś koksom z obcych światów. Cameo Lobo, fajne, ale szkoda że Czarnianin nie wskaskuje na arenę.
Drugi został pierwotnie opublikowany w zeszycie specjalnym Flash Annual 2022. Serg Acuna ma najbardziej sympatyczną kreskę, ze wszystkich artystów, którzy wpisali się na listę płac przy okazji tego albumu. Najmniej realistyczną, a najbardziej zbliżającą się do cartoonowego stylu, ale dzięki temu najprzyjemniejszą dla oka. Wally West znajduje wreszcie czas dla siebie, zasiada na kanapie z książką swojej żony i oddaje się lekturze. Tu wjeżdża taki komiks w komiksie, nieco zbyt ckliwa opowieść o pewnej dziewczynie, która szuka w życiu szczęścia. Próbuje je znaleźć w małżeństwie, w swoich czterech kątach i pracy reporterskiej. Nie znajduje tego czegoś do czasu, aż wpada na trop potwora z kosmosu i zostaje porwana przez kosmicznych łowców przygód.
Odgrzeweany kotlet jako danie główne
Jeremy Adams nieco wykorzystuje sytuację, bo wątpię, abym kupił jego komiks z opisem jak powyżej, ale nie mam mu nic za złe. Ubawiłem się, mimo że nie jest to rozrywka wysokich lotów, ale znowu nie codziennie można zobaczyć gigantyczną złotą kobrę atakującą statek kosmiczny. Zeszyt kończy wątek rodzinny, który spaja zresztą cały album, sprawia, że Wally West jest bardzo ludzki, troszczy się o swoich najbliższych, ma swoje chwile wycieńczenia i ładuje baterie, siadając na kanapie obok swojej żony i dzieci (których niedługo będzie więcej), dzięki czemu nie jest tylko najszybszym człowiekiem na ziemi, ale też i najszczęśliwszym.
Ostatnie trzy zeszyty to dokończenie wątku naczelnika więzienia, który postanawia zrobić porządek w mieście i tu trochę ponarzekam. Ani to ciekawe, ani oryginalne. Fakt, że wprowadzane jest subtelnie, jak niejedna polityczna zagrywka, ale w sumie, gdybym tego nie przeczytał, to bym nic nie stracił. Resocjalizacja superzłoczyńców i uczynienie z nich specjalnej jednostki policyjnej czuwającej nad miastem i działającej wyżej niż superbohaterowie z jednoczesnym zdelegalizowaniem mścicieli działających na własną rękę, bez żadnej kontroli ze strony państwa to nic nowego, bo przeczytać już można to było choćby u konkurencji, choć polski czytelnik akurat Dark Avengers od Bendisa nie doświadczył (być może wydałaby tę historię Mucha, gdyby nie zaczęła wychodzić WKKM).
Jest tu niby kilka fajnych pojedynków i dynamicznych sekwencji, z Flashem przelatującym przez podwójnego splasha na czele, ale to dla mnie zdecydowanie za mało. Nudziłem się i czekałem na koniec, przy końcówce chętnie włączyłbym turbo prędkość. Podsumowując, Flash. Misterne plany to nierówny album, najbardziej gładko wjechały mi rozrywkowe przerywniki, które swoją funkcję spełniły doskonale, o wątku wilczego naczelnika więzienia wolałbym nie pamiętać. Niemniej kolejny tom Flasha Adamsa z przyjemnością sprawdzę.
Scenarzysta: Jeremy Adams
Rysunki: Fernando Pasarin, Will Conrad, Serg Acuna
Tusz: Matt Ryan, Will Conrad, Serg Acuna
Kolory: Jeromy Cox, Peter Pantazis, Matt Herms
Okładka albumu: Taurin Clarke
Tłumacz: Marek Starosta
Wydawnictwo: Egmont
Seria: Flash
Format: 167×255 mm
Liczba stron: 192
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Druk: kolor