Wiedźmin. Dzikie zwierzęta. Tom 8
W oczekiwaniu na Wiedźmina IV (bo ja czekam – trailer z Ciri jest świetny!) można sięgnąć po nową książkę od samego mistrza albo kolejny komiks od Sztybora. Po drodze pewnie będzie jeszcze wiele atrakcji. Tak czy inaczej, dzieje się. „Wiedźmin. Dzikie zwierzęta” zaprasza rubinową gęstwiną; z listowia wyzierają ślepia i kły, ale Geralt jednak nie rusza się z miejsca. Ani między drzewa, ani na zamgloną polanę.
Co w artykule?
Wiedźmińska podróż wbrew planom
W jaki sposób można wybrać się do jakiejś nieznajomej krainy? Zaplanować podróż, bo ktoś opowie o ciekawych miejscach do zobaczenia. Albo zostać zaproszonym i zwyczajnie wybrać się w odwiedziny, a przy okazji poobserwować krajobrazy. Pod to w sumie można podciągnąć wszelkie zlecenia. Wszystko się zgadza, ale nie tym razem. Geralt trafia na nowy obszar, bo przepływając obok, wdaje się w kłótnię ze swoim zleceniodawcą. No bo jednak wiedźmin to nie jest tak do końca „mieczem do wynajęcia”. Jak coś mu się nie podoba, to od razu mówi, choć tym razem przez to ledwie uchodzi z życiem.
Dalej nie jest lepiej, bo Geralt wpada w sam środek konfliktu między miejscową ludnością dowodzoną przez jarla a aktywistyczną, ekoterrorystyczną bojówką zamieszkującą las i przywdziewającą maski zwierząt. Od czego to wszystko się zaczęło? Trudno powiedzieć – lista zranień i przewinień po obu stronach jest bardzo długa. A że nasz wiedźmin wparował w tę sytuację ledwo żywy, chwilowo musi stać się uczestnikiem tej gry. I to jednocześnie po obu stronach.
Wiedźmin. Dzikie zwierzęta i prawdziwe potwory
Nikt tu nie przebiera w środkach. Porozcinane ciała utopców mają zwabić aktywistów, a na bogu ducha winnych wieśniaków spadają srogie kary – jak choćby odcięcie piersi. Choć sam raczej wzbraniałbym się przed udziałem w takim konflikcie, obie strony wciąż przedstawiają zaskakująco sensowne argumenty. Geralt jednak nie raz już udowodnił, że w takich sytuacjach jego bystrość i inteligencja potrafią zdziałać cuda. Znajdował rozwiązania mądre lub takie, które dopiero po czasie ujawniały swoją siłę.
Mimo przelewającej się przemocy, strony tego komiksu czyta się z przyjemnością, głównie dzięki kresce Natalii Rerekiny. Twarze bohaterów zostały obdarzone bogatą mimiką, oddającą sytuacyjne emocje. Bo przecież jaki byłby z Geralta wiedźmin, gdyby nie potrafił się solidnie zdziwić w sytuacji w stylu: „co tu się odjaniepawla?”. Kadrowanie jest bardzo sprawne, co pozwoliło zmieścić całą historię w zaledwie czterech odcinkach. Dodatkowo kolorysta wraz z asystentami zadbali o to, by wędrówki po lesie były prawdziwą ucztą dla oka.
Absurdalna przemoc i zaskakujący finał
Przemoc w końcówce sięga takich poziomów absurdu, że zaczęła mnie po prostu bawić. W pewnym momencie przewodnik ekologicznej bojówki wymierza komuś kopniaka z półobrotu, który zawstydziłby samego Chucka Norrisa, a zaraz potem odgryza komuś twarz. Oczywiście humoru w tym komiksie jest więcej – sporo tu gry językowej, a szczególnie bawią mnie piraci, którzy zwracają się do siebie poprzez „c’nie?”. Kiedy już zaczyna mi się wydawać, że Sztybor chciał mnie tym razem po prostu rozśmieszyć, nagle nadchodzi finał, który przez dłuższą chwilę pozostawił mnie z rozdziawioną buzią w akcie czystego oniemienia.
Tak to już w wiedźmińskich opowieściach bywa, że morał niespodziewanie obraca się o 180 stopni. Tytułowe „dzikie zwierzęta” wcale nie muszą odnosić się wyłącznie do fauny zamieszkującej las, która notabene ląduje na stołach jednej ze stron konfliktu (a żeby Geralt stanął na nogi, serwowane są nawet wilki). Początkowo podejrzenia kierują się na potwory – wszędzie panoszące się utopce czy jeszcze większe szkaradztwa. Jednak okazuje się, że w braku okazywania wrogości bestiom, te nie są zagrożeniem dla ludzi… no, chyba że są głodne. Niby wiedźmin to ktoś, kto z mieczem staje do walki z potworami, ale czy to oznacza, że nie może, albo nawet nie powinien, być użyty przeciwko ludziom?
Także musi tu chodzić o unoszący się w powietrzu morał, wymierzony bezpośrednio w stronę czytelnika. Przy liczbie ciał, które pojawiają się w tym tomie, Geralt mija osobę, która nieświadomie, a jednocześnie bezmyślnie i okrutnie sprowokowała całe zamieszanie. Co więcej, jej śmierci pragną już wszyscy – nawet własna matka. Wyjście z tej sytuacji okazuje się nie tylko nieoczekiwane, ale wręcz oszałamiające. Czy zbudowanie alternatywnej idylli mogłoby coś zmienić? A może jednak Sztybor ma rację, sugerując, że każda zmiana świata musi zacząć się od zmiany w nas samych?
Scenarzysta: Bartosz Sztybor
Ilustrator: Nataliia Rerekina
Kolory: Patricio Delpeche
Asystenci kolorysty: Jonathan Amarillo, Agustina Vellejo
Okładka: Matt Smith
Strony rozdziałowe: Nataliia Rerekina
Wydawnictwo: Egmont
Seria: Wiedźmin
Format: 170×260 mm
Liczba stron: 112
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolor
Egzemplarz udostępniony przez wydawnictwo