DC Compact. Batman. Zabójczy żart. Człowiek który się śmieje.
Komiks uderza pod strzechy. Egmont ruszył w październiku z linią budżetową, w której znalazły się największe klasyki od DC. W sumie to nie czytałem tylko „Trybunału sów”, ale postanowiłem zajrzeć i tak do innego tytułu. Mój trop jest taki: jeżeli ktoś miałby przeczytać tylko i wyłącznie jeden komiks o Batmanie, to musiałby to być ten. „DC Compact. Batman. Zabójczy żart. Człowiek który się śmieje”, choć najważniejsza jest tu pierwsza część napisana przez Alana Moore’a, Ed Brubaker zgrabnie dopełnia całość.


Mały format, wielka treść
Odmawiając sobie paczki fajek, można teraz wejść w posiadanie największego klasyka. Pod względem jakości, bo format… malutki. Do kieszeni co prawda się nie zmieści, chyba że do dużej kieszeni bojówek, jeśli jeszcze takie robią. Rozmiar podróżny. Wziąłem ten komiks w podróż i w klasie ekonomicznej, w której miejsca niewiele, sprawdził się znakomicie. Ale zważcie na to, że trzymałem ten komiks bardzo blisko twarzy. Oko ludzkie to zadziwiający organ, bo bardzo szybko się przyzwyczaja, przybliża czy oddala zawsze, gdy trzeba, więc rozmiar w zasadzie przy czytaniu nie ma znaczenia.


Dlaczego warto przeczytać „Zabójczy żart” Alana Moore’a i Briana Bollanda? Bo to w zasadzie historia o szaleństwie, czyli bardziej o Jokerze niż o Batmanie, ale w sumie nikt normalny nie biega po mieście w stroju nietoperza. No i traumy z dzieciństwa po zabójstwie rodziców też nie każdy ma. Niemniej: szaleństwo. Bruce Wayne odkrywa w sobie, że jeśli tak dalej pójdzie, to ktoś z dwójki śmiertelnych wrogów, Batman–Joker, w eskalacji przemocy wkrótce zginie.
Jeden zły dzień
No ale zielonowłosy w tym momencie urywa się z więzienia i postanawia udowodnić tezę, że wystarczy jeden zły dzień, aby z wzoru do naśladowania stoczyć się na samo dno. A kto w Gotham jest najbardziej krystaliczny? Komisarz Gordon, oczywiście! No bo nie Batman, bo ten obija rzezimieszkom ryje, jakby chciał wybić najdrobniejsze choćby ciemne myśli. Szczerze? Po takiej terapii to w życiu już bym nawet nie przeszedł na czerwonym świetle.


Przeczytałem „Zabójczy żart” już kilka razy i za każdym razem jest ciut inaczej (zajrzyjcie tu – klik). Zmienia się choćby moje nastawienie do żartu wieńczącego opowieść. Wyrwany z kontekstu zupełnie nie jest śmieszny. Ale gdy cała historia dobrze ułoży się w głowie i dobrze pomyśli się o kontekście oraz o postaciach, które symbolizują bohaterowie kawału, to wtedy nabiera to sensu. Jest co prawda niedopowiedzenie, czy czasem Batman w ostatniej scenie nie zabija Jokera, ale na tę chwilę uważam, że nie. Może kiedyś znowu zmienię zdanie.
Kolory, które dzielą fanów
Album otwiera wprowadzenie Tima Sale’a, jednego z batmanowych twórców, których „Zabójczy żart” widocznie inspirował. Uderzyły mnie przede wszystkim zachwyty nad poprawioną przez Bollanda kolorystyką. Rozumiem, że wizja artystyczna, stonowanie i podkreślanie akcentów, wyciszenie retrospekcji itd., ale oryginalne, nieco psychodeliczne kolory i tak są dla mnie o niebo lepsze. I to nie ze względu na melancholię, bo pierwszy raz tę historię poznawałem sporo lat po tym, jak zaczytywałem się w zeszytach od TM-Semic.


„Człowiek, który się śmieje” Brubakera i Mankhego (tego od „Maski” i od „Tajemnicy Czerwonego Kaptura”) dobrze wpasowuje się tak między w pół zdania Alana Moore’a. No bo mowa o pierwszej akcji zielonowłosego klauna, czyli gdzieś pomiędzy sekwencją utraty rodziny i pierwszego przestępstwa z czerwoną maską na głowie a bezwzględnym wtargnięciem do mieszkania komisarza Gordona i postrzeleniem Barbary. Zresztą gdyby nie ta historia, to ten albumik byłby bardzo krótki, bo „Zabójczy żart” mieścił się przecież w standardowym zeszycie TM-Semic.
DC Compact – dla kogo?
Czy jest to wydanie dla kolekcjonera, czy szeregowego pochłaniacza komiksów? Raczej tylko jako ciekawostka, chyba że ktoś naprawdę musi mieć wszystkie wydania i obok zeszytowego TM-Semic, egmontowego w twardej oprawie, NOIR, czyli powiększonego w wersji czarno-białej, chce postawić też to. A, no i zaraz wyjdzie wersja powiększona w serii DC Limited. Czy mi brakuje jakiejś wersji? No, w sumie tak. Chętnie przytuliłbym edycję z oryginalnymi kolorami, więc może po tę dużą wersję też sięgnę. Ewentualnie można wziąć „Absolute”, bo wyjdzie taniej. Aha, mam nadzieję, że Egmont poprawi literówki do następnego wydania, bo to trochę wstyd, nawet do najtańszego wydania.
Scenarzysta: Alan Moore, Ed Brubaker
Ilustrator: Brian Bolland, Doug Mahnke
Tłumacz: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Egmont
Seria: DC Compact
Druk: Kolor
Oprawa: Miękka
Format: 142×216 mm
Liczba Stron: 128
Egzemplarz udostępniony przez wydawnictwo










