Batman. Failsafe. Tom 1
Moja relacja ze współczesnym Batmanem została porządnie nadszarpnięta. Zarówno przez Tyniona, jak i (a może nawet przede wszystkim) Williamsona. Postanowiłem do Batjaskini przez jakiś czas nie wchodzić, ale gdy zobaczyłem, że stery przejął Chip Zdarsky, pomyślałem jednak, a niech tam. Tylko krowa nie zmienia zdania. Batman. Failsafe nie jest nowym początkiem i w sumie nie jest to jakiś genialny komiks, ale swoje atuty ma i najważniejsze zadania wypełnia.
Co w artykule?
Batman na bogato
Album podzielony jest na trzy części wynikające z bogatej zawartości oryginalnych zeszytów serii Batman #125-130, w których oprócz głównej historii, czyli Failsafe, równolegle pojawiała się opowieść z Catwoman: Dwa ptaki, jeden tron, a później Jestem bronią (ja bym chyba przetłumaczył na Jestem giwerą, albo spluwą, ale niech będzie). W zbiorczaku jest to ładnie uporządkowane, bez potrzeby skakania po poszczególnych zeszytach, aby zachować ciągłość.
Główna historia nawiązuje do Wieży Babel i awaryjnego planu Batmana, na wypadek, gdyby ktokolwiek z drużyny najpotężniejszych superbohaterów świata (w DC jest to Liga Sprawiedliwości) przeszedł na złą stronę mocy, czyli zaczął jakąkolwiek działalność przestępczą (więcej tu – klik). Tym razem rozważania zostają odwrócone. Co by było, gdyby to Batman stał się zły? Czy planowanie najlepszego detektywa świata sięga aż tak daleko? Okazuje się, że tak.
Na wszelki wypadek
Failsafe, czyli bezpiecznik to procedura awaryjna mająca na celu eliminację obrońcy Gotham po popełnieniu przez niego przestępstwa. W rzeczywistości jest to robot zdolny pokonać Batmana w bezpośredniej walce, co nie jest w sumie takie łatwe, bo skoro Bruce Wayne stworzyłby własnoręcznie taką maszynę, to przecież znałby ją od podszewki i wiedziałby, jakie są jej słabe punkty. W tym miejscu zostaje stworzona alternatywna świadomość Batmana Zur-En-Arrh, takiego Batmana bez Bruce’a Wayne’a, z którego pamięci zostaje wymazany proces tworzenia Failsafe’a. Niemniej, gdy robot zostaje uaktywniony po pojedynku z Pingwinem, to właśnie ten bezwzględny, odziany w kolorowy kostium Batman zostaje przywołany i ustawiony do walki.
Gdybym tak patrzył na to, ile bzdur pojawia się w komiksach superbohaterskich, to pewnie już po żaden bym nie sięgnął i tak trzeba przyznać, że Chip Zdarsky wyprowadza dość spójny ciąg logiczny z pomysłami Marka Waida. Ucina też w kilku miejscach pojawiające się pytania, jakby chociaż to, jak powinna działać procedura awaryjna przy fałszywych alarmach i czemu nie zadziałała w tym przypadku.
Batman kontra robot wypytujący o Willa Robinsona
Projekt Failsafe’a bardzo przypomina mi wygląd robota z serialu Zagubieni w kosmosie, głównie przez czerwone neonowe światło, które zajmuje większą część twarzy. Nieco odrzuca mnie ta miejscami zbyt syntetyczna oprawa graficzna, za którą od strony rysunków odpowiedzialny jest Jorge Jiménez. Choć Batmobil wygląda świetnie, tak po sportowemu, a dynamiki oczywiście nie brakuje, ale to tym razem to z Batmana wytłukiwane są ekskrementy, a nie z podrzędnych bandziorów. To też nie jest tak, że obrońcy Gotham można ot tak sobie zagrozić, zaraz zjawia się dość spory zastęp kalesoniarzy, najbardziej ucieszyłem się z Nightwinga, bo seria pisana przez Toma Taylora dostarcza mi sporo przyjemności, jako pierwszy oczywiście przylatuje Superman, ale zostaje szybko spacyfikowany. Właściwie inni superbohaterowie nie mają zbyt wielkiego wpływu na fabułę, ale logiczne jest, że przybiegają na ratunek.
Kulisy głównej historii
W międzyczasie Catwoman zostaje wynajęta do realizacji spadku po Pingwinie i odkrywa kilka ciekawych faktów, mimo że jakimś wybitnym detektywem nie jest. No i ze swoją moralnością podejmuje właściwe sobie decyzje, jak to na włamywaczkę przystoi. Grafiki Ortegi są dużo spokojniejsze i w bardziej klasycznym, ale jeszcze nowoczesnym stylu. Przeciwnie do ilustracji Leonardo Romero, którym najbliżej do Darwyna Cooke’a. A że pokochałem ten styl kojarzący się z komiksami noir i filmami animowanymi, to końcówkę albumu oceniam bardzo wysoko. W Jestem bronią zostaje rozwinięty wątek alternatywnego Batmana, szaleństwa Bruce’a Wayne’a i rozgoryczenia Jokera, bo przecież w tej relacji powaga nie powinna być po jego stronie.
Był taki moment, że chciałem odłożyć Batman. Failsafe i więcej do niego nie wracać. W sumie jednak jest to dość niezłe czytadło z dramatycznym szukaniem rozwiązania w kryzysowej sytuacji i tragicznym podjęciu decyzji w wyniku nieznalezienia żadnej innej opcji. No i w sumie fajnie, choć w nieco odrealniony sposób wyszedł motyw Batmana, który spadł z Księżyca. Co dalej z Batmanem? No tu się robi ciekawie, w sumie to bym chciał się dowiedzieć, co Chip Zdarsky pocznie dalej z obrońcą Gotham.
Scenarzysta: Chip Zdarsky
Rysunki i tusz: Jorge Jiménez, Belen Ortega, Leonardo Romero
Kolory: Tomeu Morey, Jordie Bellaire, Luis Guerrero
Okładka albumu: Jorge Jiménez
Tłumacz: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawnictwo: Egmont
Seria: Batman
Format: 167×255 mm
Liczba stron: 224
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Druk: kolor
Egzemplarz udostępniony przez wydawnictwo