Batman – Trzech Jokerów

Gdzie Jokerów trzech, tam lektura jest…ok? Czy może jednak meh?

Recenzja komiksu Batman – Trzech Jokerów

Geoff Johns to człowiek, którego śmiało można nazwać twarzą współczesnego DC comics. Scenarzysta odpowiada  za historie poszczególnych teamów, postaci czy też eventów, był również głównym pomysłodawcą linii wydawniczej DC Odrodzenie, która na początku istnienia odniosła spory sukces.

Zanim owa inicjatywa ruszyła w pełni, autor rzucił  pod koniec swojego runu w Justice League  koncepcje, jakoby Joker nie skrywał się pod jedną postacią, a miał stanowić zgrane trio. Temat ten zelektryzował fanów, historia miała być kontynuowana, fani czekali i… dostali ją po jakichś pięciu latach, w dodatku w linii DC Black Label, która zrzesza niekanoniczne historie (chociaż nie zdziwię się, jeśli redakcja wliczy Jokerów do głównej linii fabularnej).

Czy to na pewno dobry pomysł?

Będę szczery – jeszcze zanim wydano komiks w USA, byłem bardzo sceptycznie nastawiony do tego pomysłu. Po pierwsze, sprawiało to dla mnie wrażenie taniego odcinania kuponów, po drugie zaś, Johns zwlekał z pisaniem tego tytułu, jakby zwyczajnie nie miał pomysłu na tę opowieść. Komiks ostatecznie pojawił się na rynku w trzech zeszytach, oczywiście sprzedał się świetnie (w Polsce do kupienia już chyba tylko na rynku wtórnym), no i zebrał przy tym całkiem pochlebne recenzje. I tu muszę przyznać, że pomimo moich wątpliwości, scenarzysta wywiązał się ze swojej pracy całkiem nieźle, aczkolwiek Batman – Trzech Jokerów jest dla mnie wręcz uosobieniem mieszanych uczuć. Przejdźmy zatem do rzeczy.

Batman - Trzech Jokerów

Co tym razem wydarzyło się w Gotham?

W Gotham dochodzi do zabójstw, w tym samym momencie mają miejsce trzy, a o każde podejrzewany jest Joker. Tu zostawmy na chwile fabułę i jej szkielet, a przejdźmy od razu do wad i zalet tego tytułu.
Jeśli mogę powiedzieć o tym, co przyciągało mnie do lektury, to owszem, była to trójka bohaterów, ale bynajmniej nie chodzi tu o tytułowych Jokerów. Po drugiej stronie barykady  mamy bowiem Batmana, Red Hooda i Batgirl, a ich relacja i wewnętrzne konflikty napędzają dla mnie tę opowieść.

Batman standardowo jest oddany sprawie, jest w pełni zaangażowany w śledztwo, a przy tym jest tym samym zarozumialcem co zawsze. Gacek jest przyzwoicie nakreślony, ma swoje momenty, ale w żadnym wypadku jego występ nie stanowi jakiejś nowej jakości. Jest (tylko i aż) w porządku. No może poza końcówką komiksu, kiedy mnie autentycznie zaskoczył, ale o tym później.

Red Hood kontra reszta świata

Błyszczy natomiast Red Hood, który w pewnym momencie jest skonfliktowany z kim tylko się da, jego metody działania są bardzo dyskusyjne, ale przy tym bardzo dobrze umotywowane. Trudno winić Jasona Todda za jego sposób prowadzenia śledztwa, jeśli Joker zabrał mu kilka lat życia, a jego powrót na salony nie był tak łatwy, jak w przypadku Barbary Gordon jako Batgirl. Ona natomiast próbuje tutaj scalić naszych obrońców Gotham, co przychodzi jej z wielkim trudem, ponieważ panowie zdają się mieć odmienne zdanie w sprawie  rozwiązania sprawy z Jokerami.

No właśnie, tych trzech Jokerów, jak oni w ogóle wypadają? I tutaj zaczynają się problemy, trudno bowiem jednoznacznie ocenić to, co zaproponował Geoff Johns. Z początku, tak jak przypuszczałem, klauni sobie działali, a mnie to w ogóle nie obchodziło. Pozostałem przy lekturze tylko dzięki Gackowi i reszcie. Gdzieś tam dalej wyskakuje wątek z Joe Chillem, poznajemy też cel działania naszych komików, dostajemy toną sztampy w twarz i…w tym momencie odechciało mi się czytać.

Batman - Trzech Jokerów

Coś jednak Johnsowi wyszło

Powiedziałem sobie jednak, że coś tam Geoffowi z tego wyszło, zatem czytam dalej, aż tu nagle…bang! Nadchodzi końcówka, a w niej rozmowa  Jokera z Batmanem w furgonetce i moje zdanie na temat pewnych kwestii zmienia się momentalnie o 180 stopni. Nagle motywacja Jokera ma sens, co więcej wywarła na mnie niemałe wrażenie, po czym autor serwuje nam dodatkowego kopniaka, dając do zrozumienia, że Bruce (SPOILER) znał jego tożsamość… po tygodniu od pierwszego starcia. Biorąc pod uwagę fakt, że wątek tożsamości Jokera jest tutaj wręcz kluczowy, mogę w pełni przyznać, że taki finał można postrzegać jako całkiem odważny, jest też przede  wszystkim w duchu postaci Batmana, jaką wykreowała popkultura na przestrzeni lat (koniec SPOILERU).

Batman – Trzech Jokerów a Zabójczy Żart

Końcówka oferuje także rozwinięcie wątku Księcia Zbrodni  z Zabójczego Żartu, kiedy to nasz zabawny sadysta miał jeszcze rodzinkę. No i wierzcie lub nie, jak dla mnie również wychodzi to znakomicie! Jakież było moje zaskoczenie, kiedy po tak nieangażującym wojowaniu tej klauniej trójki dostałem tak świetną puentę. Na koniec chciałbym też uczciwie przyznać, że twórcy bardzo zręcznie nawiązują do dwóch niezwykle istotnych tytułów ze stajni DC, czyli do wyżej wspomnianego Zabójczego Żartu, jak i również do Śmierci w rodzinie. Treść wraz z układem kadrów jasno daje do zrozumienia, iż Batman – Trzech Jokerów stanowi hołd dla tych dzieł (zwłaszcza dla ), co więcej jest to  swego rodzaju kontynuacja dzieła Alana Moore’a (a o nim więcej TU).

Batman - Trzech Jokerów


I ta kontynuacja wyszła naprawdę solidnie. Bez fajerwerków, nie bez problemów, z poczuciem lekkiego niedosytu, ale ze świetną relacją naszego Bat Trio, jak i z naprawdę ciekawą końcówką finalizująca ten bajzel (dosłownie i w przenośni) spowodowany przez najsłynniejszego przestępcę w świecie popkultury. Co prawda Batman – Trzech Jokerów nie jest niczym wybitnym, Johns po części zaprzecza swojej historii z JL, ale w oderwaniu od tego komiks może dać sporo frajdy.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji

Share This: