Co to za Smerf?
Co to za Smerf? O, w taką zgadywankę to ja mogę zagrać. W malucha zaraz uderzy kasztan, ale Ciamajda tak się nie szczerzył, a poza tym miał bardziej naciągniętą czapeczkę na oczy. Drogą eliminacji odpada Osiłek, bo rozmiar musi świadczyć o sile, a także Smerfetka i Ważniak (tych okularów nie da się przyporządkować innemu Smerfowi). No to jednak wychodzi na to, że nie wiadomo. Nieznany smerf pojawia się w wiosce i sam nie pamięta, skąd tam się wziął. Grupka niebieskich ludzików wyrusza w poszukiwaniu odpowiedzi na pytania.
Co w artykule?
Rocznicowy Album
„Co to za Smerf?” to specjalny album stworzony przez Tébo z okazji 65. rocznicy powstania serii. Komiksów Peyo co prawda za dużo to się nie naczytałem, właściwie to tylko przeczytałem klasyczną opowieść, w której wprowadzona została Smerfetka. Oczywiście film animowany jest mi dobrze znany, a przebudzony w środku nocy zaśpiewam wam bez problemu piosenkę z czołówki. Stare te skrzaty, ale przecież nikt nie młodnieje, zwłaszcza pokolenie dzieciaków z lat 90.
Co od razu rzuca się w oczy, to figlarna kreska Tébo, nie przypominająca raczej krągłej kreski Peyo. Nie żebym coś do niej miał, ale powiedzmy, że w komiksach są lepsze rzeczy od klasycznych linii i standardowego podziału planszy. Oczywiście, cechy charakterystyczne niebieskich skrzatów i podstawowe definicje pozostały niezmienione. Pojawia się też kilka ultra charakterystycznych smerfów, ale wprowadzany jest nowy, dziwny, nic nie pamiętający i nie potrafiący smerfować. Znając nawet pobieżnie historie Peyo, intrygę można by od razu przypisać Gargamelowi, który zapisał się już na kartkach komiksów jako ojciec Smerfetki, ale tego na horyzoncie nic a nic nie widać.
Autor Znanego „Wrzaskuna”
Tébo to autor komiksów znany polskiemu czytelnikowi dzięki „Wrzaskunowi” (więcej tu – klik). Specjalnie nie piszę, że tylko dzieciom, choć to do nich komiksy tego twórcy są kierowane, ale oba stworzone przez niego komiksy przyniosły mi tyle frajdy, że spokojnie można mówić o albumach dla każdego. Przede wszystkim ten rysownik dobrze czuje medium komiksowe, bawi się formą, tworzy sekwencje i przepuszcza je przez plansze w różnych kierunkach, nie tylko w lewo, ale czasem i w dół, albo na sąsiednią stronę.
W pewnym momencie scenariusz odjeżdża poza standardowe ramy, tym razem zamiast króliczej nory, posłużyły tunele wyryte przez kreta, krzyżujące się ze… smoczymi. Tak wjeżdża wątek poboczny, który spokojnie mógłby być innym komiksem, z nowymi bohaterami i okolicznościami świata fantasy. Na koniec oba wątki zostają połączone i to z impetem równym skrzyżowaniu mieczy, z czego wyprowadzone jest zakończenie, ale odległe od standardowego szczęśliwego zakończenia z widokiem na wioskę. Właściwie to Tébo wyprowadził sobie pole do kolejnej przygody w świecie Smerfów, którą z chęcią bym przeczytał.
Komiks dla Każdego
Aha, w międzyczasie wpada kąśliwy i przyjemny meta żart związany z inną wielką, komiksową marką i wojownikami żyjącymi w osadzie razem ze starym czarodziejem, któremu zdarza się przyrządzać magiczne eliksiry. Nawet trochę żałuję, że nie odważono się na poważniejszy eksperyment, bo w Smerfa można było zamienić naprawdę każdego, ale może i rzeczywiście, co za dużo, to niezdrowo.
Przyznam, że powoli ograniczam sobie komiksy dla dzieci, bo w domu nie mam już maluchów, dla których mógłbym je czytać. Malcy porośli do rozmiarów olbrzymów, no, przynajmniej większych od ojca, ale każdy kolejny komiks Tébo chętnie przytulę. Już niedługo pojawi się drugi tom „Wrzaskuna”, ale mam nadzieję, że polscy wydawcy na tym nie spoczną. To tyle. Było smerfnie? Oj, tak!
Scenarzysta: Tébo
Ilustrator: Tébo
Tłumacz: Maria Mosiewicz
Wydawnictwo: Egmont
Format: 216×285 mm
Liczba stron: 56
Oprawa: miękka
Druk: kolor