Marvel Must-Have. Tom 5 – Daredevil. Ojciec
Dawkuję sobie kolekcję Must-Have, może kiedyś będę tego żałował, ale trudno. Nie ma szans, abym z jakąkolwiek kolekcją był na bieżąco. Opuściłem Wolverine’a i Mity, ale tom piąty musiałem mieć. Mimo że historię „Daredevil. Ojciec” mam już na swojej półce, bo weszła w skład omnibusa „Marvel Knights by Joe Quesada”, nadal jest to na naszym rynku premiera. No i Daredevil to mój ulubieniec, który ma szczęście do twórców i dobrych historii. Mimo że, a może przede wszystkim dlatego, że DD nie ma supermocy, jest w stanie udźwignąć poważniejsze historie.


Co w artykule?
Quesada i narodziny nowego Daredevila
Śmiało można powiedzieć, że Joe Quesada ocalił upadającego kolosa, jakim w latach 90. był Marvel. Imprint Marvel Knights skierowany był do starszego czytelnika, nie stronił od przemocy i niósł dojrzalsze treści. I był to strzał w dziesiątkę. „Daredevil. Diabeł Stróż” to nadal jedna z najlepszych opowieści o Obrońcy Hell’s Kitchen, choć można mieć zastrzeżenia do fabuły (klik) i zbyt cukierkowych kolorów. „Daredevil. Ojciec” takich nie ma, do tej opowieści Joe Quesada uprościł kreskę i zatopił ją w czerni, nawiązując do prac takich mistrzów jak Frank Miller czy Mike Mignola.


W takiej oprawie Daredevilowi do twarzy. Quesada daje czadu i kręci kamerą tak, że perspektywa zachwyca, choćby wydłużonymi cieniami. Wiele kadrów jest nie do powtórzenia, inne zabiegi da się znaleźć u innych, ale nadal są rzadkie, jak choćby korzystanie z widoku pierwszej osoby. Tak, jakby było się częścią akcji. W sepii zostały zanurzone sceny z przeszłości Matta, w tym geneza i wspomnienia dotyczące ojca, czyli de facto ostatnie widoki, które Murdock widział na własne oczy. Jest mnóstwo wilgotnych i ciemnych zaułków, nie brakuje też biegania po dachach.
Ojcostwo, grzech i odpowiedzialność
Oczywiście „Daredevil. Ojciec” to nie tylko zjawiskowe grafiki, scenariusz jest równie udany. Mowa oczywiście o podwalinach tego, kim, lub raczej czym, stał się Daredevil. Jack Murdock, ojciec Matta, wychowujący go samotnie, to postać mająca największy wpływ na kształtowanie obleczonego w czerwień bohatera. Quesada dobrze czuje relację ojcowską i nie boi się uczynić tej opowieści osobistą. Wraca do przeszłości Matta i pokazuje najważniejsze momenty, lekko je uzupełniając, ale właściwie to, co widzimy, jest bardzo bliskie „Człowiekowi bez strachu” Franka Millera i JR JR-a.


Walka Daredevila to nie tylko patrolowanie ulic i starcia z bandziorami. Za dnia, jako Matt Murdock, walczy z przestępczością na sali sądowej. Do kancelarii Nelsona i Murdocka trafia sprawa kobiety, która spełniając swoje marzenie, by z mężem zamieszkać w spokojnym domku, straciła możliwość realizacji innego. Quesada bawi się definicjami superbohaterów ze Srebrnej Ery. Stan Lee, korzystając ze strachu przed zimną wojną, wplatał radioaktywność w genezę swoich herosów. Hola hola. Radioaktywność może co najwyżej wywołać choroby popromienne, niepłodność albo śmierć.
Bez głównego przeciwnika, ale z mocnym finałem
Właściwie w „Ojcu” nie ma żadnego głównego przeciwnika. Daredevil wpada co prawda na drużynę meksykańskich superbohaterów, lekko rozwścieczonych faktem, że szczury z Hell’s Kitchen rozpierzchły się po innych dzielnicach. W mieście pojawia się też seryjny morderca mocno nawiązujący do kolekcjonerów, a w szczególności już tak bardziej komiksowo, kojarzący się z Koryntczykiem. No bo znak rozpoznawczy ten sam. Niemniej droga do sedna opowieści nie wiedzie przez końcowy pojedynek, lecz przez miażdżący zwrot akcji powiązany z tytułem historii. Bo „Daredevil. Ojciec” to nie tylko, albo raczej tylko pozornie, opowieść o Jacku Murdocku.


Ach, jest jeszcze bardzo fajny smaczek związany z kostiumem Daredevila. Oczywiście najbardziej znany czerwony spandeks używany jest najczęściej. Przez chwilę pojawia się też klasyczny żółto-czerwony kostium, ale pojawia się także nowy, stylizowany na feudalną Japonię. Ja to kupuję, choć gdy myślę o Daredevilu, widzę tylko jedną wersję, bo diabeł musi być czerwony. Z dodatków nadal najbardziej podoba mi się oś czasu, ale trzeba być ostrożnym, bo przez przypadek można natknąć się na treść komiksów, których do tej pory się nie czytało.
Wygląda na to, że ominę większość tomów kolekcji Must-Have, ale te z Daredevilami na bank przytulę, a w zapowiedziach pojawił się już następny tom z tym bohaterem, który będzie miał premierę 9 grudnia. „Odkupienie” to kolejna miniseria, której do tej pory nie czytałem, a że uwielbiam rysunki Billa Sienkiewicza, to już nie mogę się doczekać.
Scenariusz: Joe Quesada
Rysunki: Joe Quesada
Tusz: Danny Miki
Druk: Kolor
Oprawa: Twarda
Format: 170×260 mm
Liczba Stron: 204










