Kobiety w komiksie superbohaterskim
Superbohaterek było zawsze zdecydowanie mniej niż superbohaterów, a po II wojnie światowej zostały wręcz zamiecione pod dywan. Razem jednak z przemianami społecznymi w Stanach Zjednoczonych następowały też przemiany w komiksie superbohaterskim. Superman w spódnicy był potrzebny i tak zostało już do dzisiaj. Kobiety w komiksie superbohaterskim zadomowiły się na dobre.
Matki, żony i kochanki w trykotach
Płeć piękna mocna zaznacza dziś swoją obecność w komiksie superbohaterskim. Mamy Harley Quinn, która cieszy się obecnie nieporównywalnie większą popularnością niż ktokolwiek by podejrzewał na początku lat ’90. Mamy Spider-Gwen, czyli alternatywną wersję uniwersum Marvela, w której to Gwen Stacy padła ofiara radioaktywnego pająka zamiast Petera Parkera. Niedługo zobaczymy też na srebrnym ekranie najważniejszą postać żeńską ze świata trykociarzy – Wonder Woman. Świetnie! Kobiety w komiksie są silnie reprezentowane, traktowane są na równi z mężczyznami w każdej płaszczyźnie, również w kulturze popularnej – o to właśnie przez lata walczyły ruchy feministyczne. Ale o kreowanie niemożliwych do doścignięcia wzorców już chyba niekoniecznie…
Kobiece tematy tabu
Autorzy komiksów ze względu na specyfikę medium często muszą odwoływać się do utartych schematów. Chcąc prowadzić akcję szybciej, korzystają ze stereotypów. Niestety jest to rozwiązanie dla twórców wygodne, ale dla kobiet często krzywdzące.
Kobiety w komiksie superbohaterskim dojrzewają pozornie tak samo jak w świecie realnym. Na przykładzie Kitty Pryde z X-Men – dziewczyna debiutuje jako piętnastolatka i wraz z rozwojem fabuły dorasta, powoli staje się kobietą. Kitty na początku wydaje się być bardzo zagubiona i przytłoczona zmianami w swoim organizmie, a co za tym idzie, także zmianami w swoim życiu. Wyraźnie pokazane są zmiany związane z istnieniem genu X, natomiast częściowo przemilczane są zmiany właściwe wszystkim ludziom, nie tylko mutantom. Nie są poruszane kwestie związane ze zmianami hormonalnymi, menstruacją, owłosieniem, powiększaniem się piersi. Jest to o tyle ciekawe, że mimo pominięcia tych kwestii, w serii X-Men są obecne częste opisy rozwoju seksualności Kitty Pryde. Częściowo zatem zagadnienie dojrzewania jest w tym przypadku objęte pewnym tabu. Fakt ich istnienia jest oczywisty, skoro Kitty zmienia się zewnętrznie, a co jest szczególnie dobrze widoczne w medium obrazkowym. Wydaje się to być dość naturalne, tym bardziej, że w innych formach sztuki te konkretne aspekty dojrzewania kobiet również są często pomijane, jednak zmowa milczenia niesie też negatywne konsekwencje. Wspomnę tylko o powszechnej wśród męskiej części populacji nieumiejętności do bytowania z kobietami podczas PMS-u…
Kobiety w komiksie vs kobiety w realu
Debata publiczna na temat wychudzonych modelek ustąpiła już chyba całkowicie miejsca analogicznej debacie, tym razem na temat kobiet z wyjątkowo dużymi pupami. Każdy kto ma trochę oleju w głowie wie, że wzorce kreowane przez przemysł modowy czy reklamy są poza zasięgiem większości pań. A zarówno panie, jak i panowie powinni szczególnie o tym pamiętać czytając historie o trykociarzach. Kobiety w komiksie superbohaterskim są bowiem przedstawiane tak diablo seksownie, że sam Lucyfer mógłby się zaczerwienić. Dorosły facet może co prawda z nostalgią zaczytywać się w komiksach Jima Lee (i nie tylko), ale na pewno z politowaniem pokiwa głową nad niejedną sceną. Ze świecą szukać tam kobiety z małym biustem, krótkimi, krzywymi nogami, czy płaskim tyłkiem. Abstrakcyjna geometria bioder i ud, do tego obowiązkowe wygięcie, z pewnością wybitnie funkcjonalne nawet w sytuacjach bojowych. I nie jest to relikt lat 80, czy 90, całkiem niedawno Milo Manara zmalował okładkę do Spider-Woman, która wzbudziła spore kontrowersje. Uczynił superbohaterkę dosłownie nieziemsko seksowną, a co najmniej nienaturalną. Autor modelu 3D wzorowanego na okładce powiedział artyście „sprawdzam”.
Superbohater(ka) też człowiek
Rodzina jest podstawową komórką społeczną, ale kobiety w komiksie superbohaterskim wydają się to ignorować. Romansom nie ma końca, a do ustatkowania się brakuje chętnych. Wiadoma rzecz – na przestrzeni dziesiątek lat przeróżni scenarzyści kreowali relacje damsko-męskie swoich bohaterów wedle własnych, odrębnych pomysłów. Jaki jednak obraz dzięki temu powstaje? Kobiet (i mężczyzn) co najmniej wyzwolonych. Macierzyństwo nigdy nie było popularnym tematem. Są oczywiście wyjątki (tym razem chwała Spider-Woman), ale generalnie dla typowego zjadacza komiksowego chleba bardziej liczy się to, jakie supermoce będzie miało dziecko dwójki mutantów, niż to, jak rodzice radzą sobie z nowymi rolami. Kobiety w komiksie superbohaterskim podejrzanie szybko dochodzą do siebie po ciąży. Realnie zajmuje to wiele tygodni, gospodarka hormonalna się zmienia, a trudne porody odciskają swoje piętno. Tymczasem superbohaterki w zasadzie zaraz po urodzeniu superdziecka wciskają się w kostium sprzed dziewięciu miesięcy i dalej pędzą ratować świat, jak gdyby nie musiały karmić, przewijać, usypiać, itd.
Komiksy o niezbyt urodziwych zamaskowanych strażniczkach prawa, które męczą bóle menstruacyjne i które ścigają przestępców z bobasami usadowionymi w nosidełkach nie są zbyt popularne. Przy czytaniu tych cieszących się większą sympatią, a więc przemilczających pewne aspekty kobiecości, warto jednak pamiętać o realiach naszego świata, bo autorzy wydają się o nich nader często zapominać.