Skizz recenzja klasyka Alana Moore’a i Jima Baikie

Skizz

Space: the final frontier. These are the voyages of the starship Enterprise. Its five-year mission: to explore strange new worlds, to seek out new life and new civilizations, to boldly go where no man has gone before.

W ten sposób rozpoczynał się serial Star Trek wyprodukowany w latach 60. XX wieku, dzisiaj zwany Serią Oryginalną. Zapowiedź opisuje dokładnie to, na co można liczyć w każdym odcinku. Eksploracja nieznanych światów i poznawanie nowych cywilizacji, z którymi człowiek wcześniej się nie spotkał. W tej wizji XXIII wieku Ziemia jest światem, na którym ludzie żyją w pokoju i syntezie. Wszystko to dzięki rozwojowi technologicznemu, z przełomowym wynalezieniem napędu warp na czele, pozwalającym na podróż z prędkością światła lub nawet szybszą. Odkrywanie nowych światów objęte jest w serialu prawem, z którego najważniejszą jest Pierwsza Dyrektywa zabraniająca interwencji oraz ujawniania się cywilizacjom mniej zaawansowanym technologicznie.

Skizz – komiks fantastyczno naukowy

W komiksie Skizz unosi się duch Star Treka, co łatwo można wyłapać w cytatach typu: „Beam me up Scotty”. Mniej oczywistym nawiązaniem jest podjęcie tematyki pierwszego kontaktu. Tutaj to obca cywilizacja jest tą bardziej rozwiniętą. W związku z tym to obca istota odpowiedzialna jest za to, aby technologia nie wpadła w niepożądane ręce, które mogłyby wykorzystać ją w nieodpowiednim celu, np. przekształcając w broń.

skizz

Alan Moore – komiksowy mag

Scenarzysty tego komiksu nie trzeba nikomu przedstawiać. Alan Moore, ekscentryk i geniusz komiksowy, wrzuca nas od razu w wir akcji. Spóźniony tłumacz imieniem ZHCCHZ (co później zostaje przetłumaczone na Skizz), podejmuje ryzykowną decyzję skrócenia drogi przez zakazany teren, którego częścią jest nasz Układ Słoneczny. Zaniedbania powodują katastrofę, w wyniku której statek obcego rozbija się na Ziemi. Komputer pokładowy w celu ochrony technologii sugeruje tłumaczowi pozostanie na pokładzie w trakcie autodestrukcji. Po negocjacjach tłumacz opuszcza statek ranny i bez żadnego urządzenia, które mogłoby pomóc mu w przeżyciu.

Komiks czyta się bardzo przyjemnie. Jedyne co przeszkadza w lekturze to cztero stronicowa, odcinkowa struktura, przez co ma się trochę wrażenie, że historia ma czkawkę. Scenarzysta gładko przeprowadza nas przez kolejne wydarzenia, poprzez wspomniany pierwszy kontakt, polityczną intrygę, naukę języka, na kosmicznym finale kończąc. Osobiście najbardziej podoba mi się scena, w której Skizz zdaje sobie sprawę, jak ma mocno przekichane, gdy słyszy przekonania o tym, że wszystko będzie dobrze, bo ludzie dotarli już na Księżyc. Mimo to uśmiecha się i potwierdza przekonanie.

W czerni i bieliSkizz - kadr z komiksu

Skizz to komiks czarno-biały, dzięki czemu rysownik Jim Baikie, nie mogąc liczyć na uzupełnienie w warstwie kolorów, musi się ostro napocić i uszczegółowić szkice. Trzeba też wyróżnić projekty postaci. Sam obcy przypomina z anatomii kangura, a z postaci drugoplanowych najbardziej przypadł mi do gustu bezrobotny, lekko niezrównoważony Cornelius, ubogacony powtarzanym jak mantra hasłem „Mam swoją dumę”. Plansze wypełnione tuszem potęgują mrok Birmingham i zgrywają się z atmosferą grozy. Zresztą do czarno-białych prac mam sentyment. A to głównie za sprawą komiksu Szninkiel, który to powodował wypieki na twarzy za czasów dzieciaka.

Kupię sobie później (?)

Na koniec kilka słów o Studiu Lain, które uraczyło nas komiksem Skizz. To małe wydawnictwo wypełnia lukę na naszym rynku, wydając przede wszystkim komiksy z brytyjskiego 2000 AD. Ci komiksowi fascynaci przyznają się, że wybierają takie tytuły, jakie sami chcieliby przeczytać. W ten sposób wyselekcjonowane komiksy trafiają na półki w bardzo niskich nakładach, a te już wyprzedane pojawiają się na aukcjach spekulantów na aledrogo. Dlatego to zakupu tego komiksu nie warto odkładać.

Sylwester

Share This: