Inna historia uniwersum DC
Właściwie Inna historia uniwersum DC nie jest komiksem, tak jakby opowieść już swoją formą odgradzała się od „zwyczajnych” opowieści o superbohaterach. Z tym że ci jak najbardziej tu występują. Ba! Oddawany jest im głos. W pięciu około 50-stronicowych rozdziałach przeczytacie przemowy, kroniki, czy monologi postaci, którym do tej pory dane było stać z boku, z tyłu, czy tylko zabarwiać horyzont. Postaci, które przez swoją inność spychane były na margines narracji, tak jakby to, że są, to już był wystarczający sukces (choć pewnie, biorąc pod uwagę okoliczności, tak to trzeba, by było nazwać).
Co w artykule?
Amerykański sen
No tak. Stany Zjednoczone. Mega dziwny kraj z mieszkańcami z całego świata, którego historyczni obywatele zostali wybici niemal do nogi. Najpierw pociągnęło tam Europejczyków, za nimi emigrowali inni i to nie wszyscy z własnej woli i nie po to, aby być wolnym, tylko po to, by wykonywać niewolniczą pracę dla swoich bogatych panów. Niezmiennie zdumiewa mnie, że „cywilizowany świat”, w którym mówi się o równości to wizja świeża i to nadal w stadium doświadczalnym. Amerykańskie komiksy superbohaterskie, mimo że prezentują fikcyjne wydarzenia i wymyślony świat, jak najbardziej nadają się do analizy wątków społeczno-politycznych, bo zaczęły się ukazywać tuż przed wybuchem II wojny światowej, często były też zwierciadłem dla prawdziwych wydarzeń.
John Ridley wyciąga z długiego szeregu postaci z uniwersum DC, bohaterów i bohaterki, które śmiało można określić tym samym mianownikiem, mniejszości bądź etnicznych, bądź seksualnych. Możliwe, że niektóre z nich znacie, bo się przewijały przy okazji dużych wydarzeń, albo pojawiały się w serialach spod szyldu Arrowverse. Możliwe, że jednak ich nie pamiętacie, bo zwyczajnie robili za tłum, tylko po to, by nadać wydarzeniom rozmachu, bo akurat nieskończone możliwości Supermana, to było akurat za mało.
W cieniu najjaśniejszych gwiazd
Najpierw głos zostaje oddany Jeffersonowi Pierce’owi, który znany był jako Czarna Błyskawica. Karen Beecher-Duncan & Mal Duncan opowiadają swoją małżeńską historię z dwóch perspektyw. Yamashiro Tatsu przybliża, z czym musieli sobie radzić azjatyccy emigranci, w czasach gdy Japonia była bezpośrednim wrogiem USA. Renne Montoya przenosi czytelnika we współczesne realia, dotykając problemów stereotypów wśród funkcjonariuszy policji. Historia Anissy Pierce znanej jako Grzmot, zgrabnie zamyka album i dodaje drugą perspektywę do opowieści swojego ojca.
Inna historia uniwersum DC nie opowiada o równoległym idyllicznym wszechświecie, w którym wszyscy traktowani są bez uprzedzeń. Wręcz przeciwnie, John Ridley bierze pod lupę główne uniwersum, ale rzuca światło tam, gdzie do tej pory był cień, bądź zasłona milczenia. John Stewart, jeden z pierwszych czarnoskórych superbohaterów musiał zadowolić się statusem rezerwowej Zielonej Latarni. Outsaiderzy, już nie mówiąc o krzywdzącej nazwie, sugerującej grupę wyrzutków, nie mogła działać sama, jej dowódcą stał się Batman, odwracając uwagę od poszczególnych członków. Z historii trwającej przez dekady wyciągane są niuanse, dzięki którym widać jak na dłoni jawną dyskryminację.
Maski w prawdziwym życiu
Fikcyjne opowieści uzupełniane są o prawdziwe wydarzenia, przez co superbohaterowie stają niezwykle ludzcy. W negatywie pojawia się choćby zdjęcie Stanleya Formana, na którym widać napadniętego flagą Teda Landsmarka. Robi to niesamowite wrażenie, sprawiając, że nie odbiera się tych historii jako fikcji. Nietolerancja to nie jest coś wymyślonego na potrzeby historyjek z postaciami o nadludzkich umiejętnościach. To choroba trawiąca ludzkość od wieków pozostająca aktualnym problemem.
Inna historia uniwersum DC to musi być raj dla badaczy komiksów, ale w zasadzie nie trzeba znać żadnej historii o Supermanie, czy Batmanie, aby zrozumieć wszystkie wątki. John Ridley porusza się w założonych ramach czasowych dla każdej postaci, sięgając do lat 70. XX wieku i przechodząc sukcesywnie do trwającego obecnie milenium. W międzyczasie perspektywa się zmienia, pojawiają się inne problemy, w czym pomagają same postacie, wywodzące się z różnych środowisk.
Na mnie największe wrażenie zrobiła różnica w postrzeganiu tych samych wydarzeniach między ojcem a córką, choć sam (a może i przede wszystkim dlatego że) patrzę na świat z perspektywy rodzica, ciut zapominając, co to się działo, jak miałem naście lat. W obu opowieściach pojawia się ten sam kadr z wykładu, Jefferson cieszy się z czasu spędzonego z córką, a ona komentuje „że tam, gdzie pojawia się tata, zabawa umiera”, co wypada humorystycznie, ale i sporo mówi o relacjach, czy tej, konkretnej relacji.
Nie ma co ukrywać, że rozciągłość i głębokość analizy udała się dzięki takiej, a nie innej formie. Mimo że oznacza to czasem ścianę tekstu z jakąś ilustracją w tle. Z tym że trzeba przyznać, że zespół graficzny zrobił tu doskonałą robotę. Im bardziej znacie komiksy DC, tym więcej znajdziecie smaczków, mi się bardzo podobało użycie okładki Batman. Rok pierwszy, ale jest tego dużo więcej. Właściwie nie ma tu sekwencji, grafiki działają na zasadzie ilustracji tekstu, bądź przytoczenia znanego wydarzenia, całość wygląda spójnie, momentami wręcz plakatowo.
Oczywiście chętnie zobaczyłbym Inną historię uniwersum DC w formie komiksu, czy komiksów z ilustracjami w stylu okładek, kojarzących się ze stylem Alexa Rossa. Zresztą w Marvels też przecież doszło do wyciągnięcia perspektywy poza główną narrację. Ważna pozycja? Jak najbardziej. Aktualna? Niestety tak.
Scenarzysta: John Ridley
Ilustrator: Giuseppe Camuncoli, Andrea Cucchi
Kolory: José Villarrubia
Tłumacz: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawnictwo: Egmont
Format: 180×275 mm
Liczba stron: 256
Oprawa: twarda z obwolutą
Papier: kredowy
Druk: kolor