Komiksowe podsumowanie 2017r. – Konrad

Najlepszy polski komiks 2017: Morfołaki – Nowy Testament

Morfołaki - Nowy Testament (podsumowanie)Kolejne jedenaście onirycznych, czarno-białych opowieści o tytułowych istotach przyprawiło mnie o zachwyt w pełnym tego słowa znaczeniu. Duet Skutnik/Skrodzki serwuje album o surrealistycznych społecznościach wraz z ich zależnościami, instytucjami, interakcjami, dylematami… O Morfołakach trudno powiedzieć coś konkretnego bo z założenia przedstawiony tam świat ma wymykać się naszej percepcji zmysłowej i kulturowej, ma epatować dziwacznością. Filozoficzne rozważania zawoalowane w fantasmagoryczną formę są wymagające w odbiorze, ale warto poświęcić im uwagę. Każda kolejna historia o niezwykłych stworach wznieca coraz większą ciekawość i nastręcza niemałych problemów mięśniom twarzy, muszącym nadążać za płynącymi z mózgu impulsami, każącymi co chwilę zmieniać mimikę w reakcji na psychodelicznie okraszone wizje. Osłupienie, zmieszanie, fascynacja, oburzenie – to jedynie fragment kalejdoskopu odczuć, jakie pojawiają się podczas lektury. A na koniec zostaje tylko zduszony w gardle krzyk: PANIE SKUTNIK! WZNAWIAJ PAN MORFOŁAKI ZEBRANE!

Najgorszy polski komiks 2017: Komiks i my

Komiks i my (podsumowanie)Co prawda jest to czasopismo, a nie pojedynczy album, ale jednak to najgorsza rzecz związana z komiksem, jaką czytałem w 2017 roku. W trzecim bowiem numerze periodyku ukazała się ostatnia część historii, dzięki której jeszcze w niego wierzyłem. Przeczytawszy to na co czekałem (hard sf pt. Stacja kontroli dusz) i – dla rozwiania własnych wątpliwości – to na co nie czekałem, utwierdziłem się w przekonaniu, że Komiks i my jest strasznie kiepskim czasopismem. Niech autorzy propagują swoje prawicowe poglądy, na zdrowie, ale niechże będzie to opakowane w jakąś atrakcyjną, strawną formę. Z lektury przytłaczającej większości zamieszczanych tam historii nie wynosi się nic poza dobitną świadomością przekonań twórców. To w zasadzie katechezy i pogadanki patriotyczne. Czytywałem lepsze ziny i webkomiksy. Autorzy się nie opamiętali i nie spuścili z tonu, więc opamiętałem się ja i zrezygnowałem z czytania Komiks i my.

Najlepszy zagraniczny komiks 2017: Ziemia swoich synów

Ziemia swoich synów (podsumowanie)„Innego końca świata nie będzie”. Jakże potrzebne jest takie pokazywanie świata po globalnej zagładzie. Bez monumentalnych ruin, efektownych mutacji, ani gangów wyjętych żywcem z metalowego teledysku. Nie znamy przyczyn, ale widzimy skutki. Jest brutalnie i niepokojąco, ale przede wszystkim do bólu realnie. Świat widzimy z perspektywy rodziny – ojca i dwóch synów. Jak dorasta się pomiędzy szczątkami cywilizacji, w niezbadanym i wrogim otoczeniu? Jak wychować w takiej sytuacji własne dzieci? Komu, spośród nielicznych ocalałych, można zaufać? Ziemia swoich synów to genialne studium ludzkiej natury. Postapo pełną gębą, ale zupełnie nie takie, jakiego się spodziewasz. Włoski artysta nie skupia się na formie, tylko na refleksji nad samym sednem motywu. Kawalkada emocji w czerni i bieli, której graficzna prostota niesamowicie zadziała na wyobraźnię i nie raz zdziwisz się w jak wyraźne obrazy Gipi potrafi ułożyć kilka kresek. Tylko dla dorosłych – to koniec świata bez owijania w bawełnę.

Najgorszy zagraniczny komiks 2017: Wojna Robinów

Wojna Robinów - kadr5Pomysł był dobry. Zabrakło Batmana, więc tłum nastolatków porwał się z motyką na Gotham i postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Dzieciaki masowo zaczęły nazywać się Robinami i przeceniać własne możliwości, aż w końcu doszło do śmiertelnego wypadku i policja musiała ukrócić małoletnie ambicje. Nastała Wojna Robinów. Problem w tym, że opowiedziano o niej w 8 różnych seriach, co po sklejeniu w wydanie zbiorcze dało okrutnie chaotyczną papkę. Przede wszystkim mamy bałagan fabularny – wątki pojawiają się i znikają w tempie sylwestrowych fajerwerków bo każda seria walczy o uwagę czytelnika – ale graficznie wcale nie jest lepiej. Historia rysowana co kilka stron w zupełnie innym stylu razi dodatkowo sztucznym patosem i brakiem logiki.

Największe zaskoczenie: Stolp

Stolp (podsumowanie)Do tej pory zastanawiam się jak mogłem przegapić premierę tego komiksu. Skuszony okładką i opisem wydawcy pomyślałem, że mimo braku popularności nie musi być wcale taki zły, po czym w ciemno dałem mu szansę. Nie spodziewałem się, jak bardzo się myliłem! Genialne kadrowanie, przepiękne barwy i szereg sprytnych zabiegów graficznych, do tego w jakim klimacie – futurystycznego miasta-molocha wyglądającego na multikulturowy punkt zborny idei hedonizmu, relatywizmu moralnego i nieskrępowanych modyfikacji genetycznych. Album jest naszpikowany bodźcami do refleksji (głównie) nad przyszłością ludzkości i to w poetyckim wydaniu (scenarzysta był dwukrotnie nominowany do literackiej nagrody „Nike”, zna się na rzeźbieniu w słowach). Na deser najlepsza wizualizacja narkotycznego tripa, jaką kiedykolwiek miałem przyjemność oglądać w komiksie. To wszystko razem upchnięte do kotła z napisem „thriller”, dobrze przegotowane i wychluśnięte na odbiorcę. Wybrałbym Stolpa na najlepszy komiks roku, gdyby nie to, że TOTALNIE MNIE ZASKOCZYŁ (wybitności najnowszych Morfołaków byłem pewien, więc podziału dokonałem z czystym sumieniem).

Największe rozczarowanie: Battle 365

Battle 365 - mountainMam już na tyle wyrobiony własny gust i intuicję w kwestii komiksów, że raczej nie kupuję czegoś, co rozmija się z moimi oczekiwaniami. Największym zatem rozczarowaniem minionego roku (dosłownie roku) jest dla mnie zarzucenie przez Łukasza Kowalczuka jego internetowego eksperymentu, który rozpoczął 02.01.2017. Prace tego pana łączy specyficzna miłość do popkultury lat 80 i 90 (szczególnie tej najniżej ocenianej przez krytyków), parodystyczny charakter oraz spora doza wulgarności i kontrolowanego kiczu. Zapowiadająca się na wybitnie epicką historia niczym nie odstępowała od tego wzorca. Niestety Kowalczuk narobił mi tylko smaku. Epopeja miała być prezentowana w formule jednego panelu na dzień przez okrągłe 365 dni, ale nie dość, że z regularnością był problem od początku, to ostatni dech wydała już w połowie lutego. Rozumiem priorytety przy natłoku innych projektów, niemniej szkoda, że taki oryginalny pomysł nie doczekał się realizacji.

Konrad

Share This: