Jest rok pański 1631. Gdzieś na wschodnich rubieżach Rzeczypospolitej, na jednym z Ukraińskich cmentarzy doświadczony wojak, Maksym Osa, chorąży korsuńskiego pułku pije na własnym grobie. Pochowany za życia czeka na śmierć. Zamiast niej przychodzi pewien półgłówek i siłą zabiera kozaka na dwór swojego pana. Mniej więcej w ten sposób zaczyna się fabuła komiksu Maksym Osa autorstwa Igora Baranko. Głównym bohaterem tego albumu jest kozacki zawadiaka, który po powrocie z jednej z wielu wypraw pakuje się w sam środek zagmatwanej historii. W grę wchodzą tajemnice wielkiego rodu, czarnoksięskie moce, góra złota i brylantów, a jakby tego wszystkiego było mało – całość okraszona jest specyficznym kozackim (radzieckim? ;P) humorem. Nie brakuje więc alkoholu, cycków, przekleństw i bandy niezbyt inteligentnych ludzi.
Sherlock Holmes, Herkules Poirot, Maksym Osa
Komiks utrzymany jest w konwencji kryminału. Takiego mocno klasycznego kryminału. Wyobraźcie sobie Agathę Christie albo Conana Doyle’a, który umiejscawiają swoich bohaterów w XVII-wiecznej Polsce. Sienkiewiczowski Kmicic chowa się przy Osie. Nasz nerwowy Maksym jest człowiekiem niegłupim i za nic nie może zaakceptować tego całego bałaganu, w który się wpakował. W dodatku ma bardzo silną motywację do działania: po pierwsze rozwiązania zagadki tajemniczego skarbu wymaga od niego bogaty szlachcic, po drugie bogacz ma całkiem fajną córkę : )
Po przeczytaniu tego komiksu nie mogłem się pozbyć wrażenia, że autor pisząc scenariusz posłużył się standardowymi dla klasycznego kryminału chwytami. Fabuła wygląda jakby została wzięta z jednej z wielu książek mistrzyni Christie i przemalowana na swojskie kolory. Nie jest zła, ale wprawiony czytelnik powinien stosunkowo szybko rozwiązać zagadkę, a przynajmniej wyeliminować niektóre potencjalne rozwiązania.
O ile fabuła Maksyma jest całkiem przyjemna i łączy światowe trendy ze swojskim podwórkiem, o tyle oprawa graficzna to niestety wschodnia bieda. Komiks jest czarno-biały! Szalenie tego nie znoszę. Oglądając ekranizacje trylogii Sienkiewicza widzimy kolorowy świat. Bogatą szlachtę w barwnych szatach, czerwone mordy przepitej piechoty kozackiej i przepiękne tereny Rzeczypospolitej. Szable błyszczą aż miło! Tymczasem w komiksie Baranko nie dane jest nam ujrzeć chociaż skrawka tego świata. Boli mnie to tym bardziej, kiedy porównuję naprawdę solidną okładkę z tym, co siedzi w środku.
Brak koloru chociaż trochę rekompensuje kreska. Autor sprawnie rysuje ludzi, a z niektórych twarzy głupota bije tak mocno, że ma się wrażenie iż patrzy się na obrady pewnej instytucji : ) Pozostając przy kwestiach technicznych muszę z przykrością stwierdzić, że papier na jakim został wydany Maksym Osa jest po prostu tragiczny. Gruby, nieprzyjemny w dotyku i śmierdzący. Wręcz przechodziły ciarki przy czytaniu i to nie z powodu wielkich emocji związanych z lekturą.
Cena kozackiego komiksu to 39,5 pln. Niby jakoś nieszczególnie drogo, ale ze względu na ten papier powinna być przynajmniej o tę dychę niższa. Nie oszukujmy się, ten hajs można zainwestować dużo lepiej. Z drugiej strony nie każdego dnia możemy poczytać komiksowe historie z czasów Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Jeśli chociaż trochę lubisz historię, tudzież jarałeś się przy Ogniem i Mieczem, możesz pokusić się o to, żeby zajrzeć do Maksyma. Chyba, że tak jak ja nie lubisz okropnego papieru i braku kolorów. Sławą Maksym Osa Bohuna nie przebije, ale przynajmniej świata nie chce podpalać.