Moon Knight. W noc. Tom 3 – akcja pod osłoną księżyca


Moon Knight to obecnie jedyna seria z Marvel Now!, którą śledzę na bieżąco po polsku. Może gdyby Egmont zdecydował się na inne serie, takie jak Vision, albo Squirel Girl, złamałbym tę zasadę. Właściwie to i tak jeden wyjątek za dużo, który zdecydowałem zrobić ze względu na dosyć rozdmuchane opinie na temat tego komiksu. Poza tym „Moon Knight. W noc” można czytać spokojnie, bez wiedzy co się dzieje w głównych marvelowskich seriach, takich jak Avengers, New Avengers, czy Old West Coast Avengers.
Można olać wszystkie super wielkie wydarzenia, w których światy są na kolizyjnych kursach, a po ich zakończeniu wszystko będzie takie samo. Prawdopodobnie wypadałoby coś wiedzieć na temat bohatera, Marca Spectora, ulicznego wojownika, ale też nie koniecznie. Moon Knight wybiera się w noc i nikt nie śmie mu w tym przeszkodzić.


Co w artykule?
Moon Knight W NOC
Obserwowanie Księżyca to rozrywka pełna emocji – każdego wieczoru odkrywamy w nim nowe oblicze. Podobnie w Moon Knight. W noc każdy epizod ujawnia inną twarz bohatera, pozwalając poznać go z różnych stron. Choć ten zabieg nie jest nowy (Warren Ellis zastosował go już w „Z martwych” – KLIK), formuła opowiadań sprawdza się znakomicie. Wartkie pojedynki z zaskakującymi zwrotami akcji wciągają jak trampolina, a brak konieczności znajomości wcześniejszych tomów pozwala zacząć od trzeciego numeru i czytać bez zobowiązań.


Dark Side of the Moon
Księżyc sam z siebie nie świeci – jego pusta, bezwonna powierzchnia odbija jedynie światło słońca, tworząc pozorne, „oszukane” źródło blasku. Dzięki temu nocne mroki są przerywane faktem, że światło jednak istnieje, a tam, gdzie jest jasność, pojawiają się cienie. W Moon Knight. W noc rolę tego źródła przejmuje sążniste, kapryśne bóstwo Khonshu. Gdy Khonshu zasłoni Księżyc, Marc Spector musi zdobywać moc inaczej – tak jak gdyby Księżyc, nie mający własnego światła, nagle zaświecił sam z siebie, czerpiąc blask z Ziemi. Moon Knight wciąż pozostaje widoczny, bo jego siła opiera się na odbitym świetle naszej planety.


Who are you? – I’m Batman
Nie ulega wątpliwościom, że Moon Knight pełni w Marvelu tę samą rolę, którą Batman pełni w DC. Brutalna siła wykorzystywana w walkach ulicznych. Odzienie siejące strach w sercach szumowin łamiących prawa. Czołgi, miny, karabiny i inne cudeńka nabyte nie inaczej jak za kasę, z którą biedaczysko nie wie co zrobić. I najważniejsze, rozwarstwienie w warstwie psychicznej, trauma z dzieciństwa, pęknięcie, przez które przedostaje się niepowstrzymana siła, zamieniająca zrujnowaną jednostkę w niepokonanego herosa. Bez laserów, bez miotaczy ognia, za to z silną wolą walki.


The Moon is far away, inclosing circles
Someone dies, someone lives in pain
W noc się odpoczywa i lepiej zrobić to dobrze. „Moon Knight. W noc” to nie jest wielowarstwowy dramat, który zmieni Twoje życie. Nie jest to też kilkudziesięcioczęściowa epopeja, w której co chwilę wyskakuje nowy wątek. To prosty, przyjemny komiks, który przy okazji całkiem nieźle wygląda. Po jesiennym przesileniu noc stanie się dłuższa od dnia, oby na niebie nie zabrakło Księżyca.
Scenarzysta: Cullen Bunn
Ilustrator: German Peralta, Ron Ackins
Tłumacz: Kamil Śmiałkowski
Wydawca: Egmont
Seria: Moon Knight
Format: 165×255 mm
Liczba stron: 108
Oprawa: Miękka ze skrzydełkami
Druk: kolor










