Najwybitniejsi Naukowcy. Maria Skłodowska-Curie. Pierwiastki promieniotwórcze
Jednym z najtrudniejszych pytań, na które przychodzi mi odpowiadać, jest pytanie co czytam. Autentycznie zawieszam się wtedy i nie wiem co odpowiedzieć. Kto mnie zna, ten wie, że „delikatnie” zawyżam średnią krajową w czytelnictwie. Ale co tak naprawdę czytam? Jakiś czas temu przeanalizowałam swoje półki i wychodzi na to, że po krótkim okresie, w którym zaczytywałam się w kryminałach historycznych, zdecydowanie najchętniej sięgałam po biografie. Kiedy więc dowiedziałam się, że wydawnictwo Egmont wydaje serię Najwybitniejsi Naukowcy, ani przez chwilę nie zastanawiałam się czy spróbować.
Skłodowska – Curie też była kobietą!
Kiedy w moje ręce wpadł już zeszyt o Marii Skłodowskiej – Curie, pierwsze co powiedziałam to „oj, jakie to malutkie…” – i mam na to świadka. Ale jeszcze wtedy nie traktowałam tego w kategoriach rozczarowania. Tym bardziej, że po przekartkowaniu zobaczyłam, że kreska jest bardzo podobna do tej z filmu Było sobie życie i Byli sobie odkrywcy. Jak pies Pawłowa, od razu nastawiłam się na super przygodę i poczułam ten głód wiedzy sprzed lat. Ale…
Zawsze jest jakieś ale
Fakt, że Skłodowska wielką kobietą była, nie podlega absolutnie żadnej dyskusji. Zawrzeć historię odkrycia dwóch nowych pierwiastków i dwóch Nagród Nobla w maleńkim komiksie nie jest łatwą sztuka. Chociaż nie… To jest po prostu niemożliwe i udać się nie miało prawa. W zeszycie tym znalazłam ledwie liźnięcie, namiastkę tego, kim była i co dokonała bohaterka. Czytasz i wiesz, że czas przedstawiony galopuje tak, że nawet Aviomarin na niewiele się zda. Kręci Ci się w głowie i chcesz się na chwilę zatrzymać, przyjrzeć co tam się wydarzyło, poszukać przyczyny. Ale nie ma na to czasu. 34 strony historii obrazkowej rozczarowują, niestety. Całe szczęście, że na koniec mamy opis postaci i wyjaśnienie kto jest kim.
Nie wiem komu wręczyć ten zeszyt
Prawda jest taka, że ja nie wykluczam, że przesadzam. Zaczytuję się w biografiach. Czytając je, zawsze robię sobie notatki z osób, miejsc i wydarzeń, w których uczestniczy główny bohater. Robię to po to, żeby doczytać, coś zgłębić, poznać, zrozumieć. W końcu, cytując Janusza Leona Wiśniewskiego, dostajemy tyle, żeby nabrać apetytu na więcej. Ale mając taka personę, z takimi dokonaniami, ciężko z 34 stron wyłuskać fenomen naukowczyni (tak się teraz poprawnie politycznie pisze, prawda?). Moim największym problemem jest to, że ja przeczytałam „pełnowymiarową” biografię Skłodowskiej, co spotęgowało mój niedosyt.
I teraz mam dysonans, bo kreska sugeruje, że to komiks dla dzieci, główna bohaterka jednak dzieci raczej nie zainteresuje, a dla dorosłych taka dawka informacji to stanowczo za mało. Dodatkowo bardzo przeszkadzało mi to, że autorzy tak bardzo skupili się na Skłodowskiej, że, mam wrażenie, mocno umniejszyli zasługi Piotra Curie, czyli męża bohaterki. Zupełnie jakby był chłopcem do pomocy. Gdzieś mnie to wszystko uwierało, ale może rzeczywiście moje oczekiwania po przeczytaniu przed kilkoma laty recenzji wywindowały do granic możliwości.
Karo
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji