Neonomicon – Lovecraft & Moore (& more)

Neonomicon, jak głosi napis na tylnej okładce, to “gratka dla fanów H.P. Lovecrafta”. Pełna zgoda. Do tego im lepiej znasz mitologię Cthulhu, tym prawdopodobnie więcej frajdy z czytania. Polskie wydanie zawiera dwie powiązane fabularnie miniserie: Podwórze oraz tytułowy Neonomicon. To srogi horror dla zdecydowanie dojrzałego czytelnika, jednocześnie będący zgrabną układanką nawiązań do dzieł Lovecrafta. Fabuła przy tym nie jest jeno pretekstem. Alan Moore kolejny raz wykonał kawał żmudnej pracy z bardzo satysfakcjonującym dla czytelnika efektem. Podkreślam: dojrzałego czytelnika, bo jazda po bandzie jest tutaj już na rozgrzewkę.

Neonomicon / Necronomicon

Neonomicon kadr 1

Tytuł nawiązuje do Necronomiconu, fikcyjnej (?) księgi wspominanej w prozie Lovecrafta i zawierającej zakazaną wiedzę, będącą zbyt dużym ciężarem dla zdrowych ludzkich umysłów. Przedrostek “neo-” zapewne od nowej księgi, bo fabuła obu opowieści w tym albumie dzieje się już w XXI wieku, w przeciwieństwie do historii pisanych przez Lovecrafta, które rozgrywały się głównie na początku wieku XX. Mi tytuł nieodparcie kojarzy się niestety również ze słowem “neon” i na siłę można stwierdzić, że to ze względu na neonowy właśnie napis, który powinien unosić się nad komiksem: LAURKA DLA LOVECRAFTA. Chwała wydawcy za to, że dorzucił wstęp oraz leksykon nawiązań. Bez tego czytelnik, który nie zna na wylot twórczości samotnika z Providence, jak ja, miałby nieustannie wrażenie, że gdzieś dzwoni, ale nie wiadomo w którym kościele. Ogłuchnąć by wręcz od tego można. Ilość detali naprawdę imponuje, obie historie w albumie sprawiają wrażenie wręcz złożonych z puzzli zostawionych przez Lovecrafta potomnym, niczym ćwiczenie dla adeptów postmodernizmu. Bronię je jednak od razu, bo, podkreślam, to tylko wrażenie. Trzonem jest mimo wszystko fabuła, a nie zalewanie nawiązaniami. Alan Moore rzeźbił niestrudzenie w bogatych materiałach źródłowych, ale nie jest to w żadnym wypadku grafomański wybryk psychofana, scenariusz wyszedł na poziomie.

Podwórze / Neonomicon / Providence

Neonomicon kadr 2

Moore rozgrzał się dwuzeszytowym Podwórzem, później skrobnął czteroczęściowy Neonomicon, a całość zwieńczył dwunastoma epizodami Providence (o tej serii innym razem). Wszystko się ze sobą konsekwentnie łączy, dając to niezwykłe poczucie realności, zupełnie jak w opowiadaniach Lovecrafta. Mity Cthulhu dziś, tak bym to ujął. Moore opisuje wersję naszego współczesnego świata, w którym nie są to mity, ale realne wydarzenia, istoty, artefakty. Zakazane wierzenia i rytuały nie odeszły w niepamięć, ale przetrwały i w dodatku mają pokrycie w rzeczywistości. Tyczy się to nie tylko motywów związanych z Wielkimi Przedwiecznymi, ale ogólnie dorobku ich twórcy, łącznie nawet z prywatną korespondencją. Kiedy czytasz Lovecrafta, masz poczucie słuchania historii o dawnych dziejach Nowej Anglii, z nieco dzikimi wciąż jeszcze mieszkańcami, z ich dziwacznymi przygodami, z całym tym horrorowatym ładunkiem u progu zapomnienia. Tak jakby to były babcine opowieści, które są świetną rozrywką, ale przecież nie wierzysz w takie dyrdymały. Podwórze i Neonomicon pokazują, że się mylisz. Wielcy Przedwieczni gdzieś tam czyhają, a to, że nie wierzysz w istnienie przeróżnych lovecraftowych plugastw, nie znaczy, że nie wyskoczą z ciemnego zaułka żeby skopać Ci tyłek lub uczynić inną krzywdę. Realność dodatkowo podbija poziom dosłowności i brutalności. Rozwleczone zwłoki, genitalia na wierzchu, bezpośrednia scena gwałtu i inne ciekawostki. Nic dziwnego, że mimo wielu nagród, komiksom też ostro się dostało i były wycofywane z bibliotek.

Neonomicon – nie dla każdego

Neonomicon kadr 3

To jest naprawdę popaprany komiks. Naprawdę. Dobry horror, owszem. Okrutne morderstwa, śledztwo FBI, podejrzany klub nocny, nieznane narkotyki, orgie fanatyków Lovecrafta, z naciskiem na to, że w tym świecie jego proza to rzeczywistość. Tylko obecność dziesiątek odwołań, bez rozumienia których ciężko mówić o pełnej lekturze, może odrzucać. Przemoc w pełnej krasie tym bardziej, a żeby narzekania dopełnić, dodam jeszcze kolory Juanmara. Sztuczne, komputerowe, często neonowe (hehe), wszędzie odcień odcienia, na każdej najdrobniejszej powierzchni rozmyta, rozmazana zabawa gradientami. Na ponad 90% kadrów to zwyczajnie mi nie grało. Szkoda, bo Jacen Burrows rysuje bardzo adekwatnie do opowieści. Radzi sobie zarówno z realistycznymi (często do bólu, dosłownie) scenami, jak i z mistycznymi wizjami rodem z koszmarów. Kolory to zatem duży minus, ale jednak dla fanatyków lovecraftowych motywów do przełknięcia. Obie historie są bardzo mocne, z finałami uderzającymi po pysku bez ostrzeżenia i to z maksymalną siłą. Trzeba też rzec, że sporo tutaj dosłownej i często niecodziennej seksualności. Amerykański prekursor science fiction usilnie spychał ten obszar człowieczeństwa w niebyt, za to Moore bez ogródek wyciąga go na wierzch. Nie jest to porno, mamy po prostu dużo ostrych scen i motywów. Bardzo ostrych, jak wspomniane orgie, czy gwałt. To się nie musi podobać, może odpychać. Ja na przykład z ich powodu zrezygnowałem z czytania albumu w komunikacji miejskiej. Serię jednak polecam miłośnikom prozy Lovecrafta, bo nie jest zwykłym odtworzeniem, ani przetworzeniem. To coś innego, bardzo oryginalnego i przede wszystkim jest zacnym wstępem do Providence, jeszcze zacniejszej serii.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.

Konrad fhtagn

Share This: