Providence. Tom 2 – Między snem a rzeczywistością – podróż w głąb mrocznych inspiracji Lovecrafta

„Providence. Tom 2” to kolejna, czterozeszytowa dawka miłosnego listu Alana Moore’a do H.P. Lovecrafta (o pierwszej przeczytacie TU). Przez chwilę zastanawiałem się, czy to nie szkoda, że całość nie ukazała się w jednym albumie, ale jednak nie. Alchemik komiksu tak steruje narracją, że po czterech zeszytach ma się już trochę dość, więc przerwa na oddech jest jak najbardziej wskazana. Mam co prawda całość w domu, ale i tak robię sobie przerwy, bo zwyczajnie jest intensywnie.

Providence. Tom 2

Robert Black na tropie alchemicznych tajemnic

Robert Black, były reporter i przyszły pisarz, poszukuje alchemicznej księgi. W tym celu wędruje przez Nową Anglię, dociera do Manchesteru, a w końcu trafia do Bostonu. Cel jego podróży można odczytać z tytułu, ale na to przyjdzie czas w następnym tomie. Tymczasem poznaje kolejny rząd osobistości – a może trafniej byłoby powiedzieć: dziwadeł. Na jego drodze staje choćby niezwykle inteligentna trzynastolatka studiująca na college’u, policjant próbujący wymazać wspomnienia alkoholem czy malarz tworzący niepokojące obrazy z ghoulami.

Eksploracja czasu i snów

Narracja Alana Moore’a w tym albumie odbiega od standardowej pod wieloma względami. Po pierwsze, eksploruje temat czasu. Już na samym początku można wyczuć osobliwe przesunięcie – poszczególne dialogi pojawiają się w narracyjnych ramkach, zanim dojdzie do spotkania bohaterów w odpowiednich kadrach. Ale to i tak tylko zapowiedź dziwnych rzeczy, które za chwilę zaczną się dziać.

Providence. Tom 2

Drugim kluczowym motywem jest płaszczyzna snów – intensywnych, wyczerpujących, szalonych, w których wszystko się miesza, a czasem nawet wydają się one realniejsze od rzeczywistości. Często nazywamy je koszmarami, choć nie zawsze są przerażające – to raczej jazda tak surrealistyczna, że trudno uwierzyć, iż ludzki mózg jest w stanie tworzyć takie wizje bez żadnego wspomagania. W normalnych warunkach wyobraźnia zwyczajnie nie sięga tak daleko.

Niezwykła rzeczywistość i czasowe zawirowania

Nie dziwi więc, że Robert Black musi poczekać w miasteczku na odpowiednią osobę, która ma umożliwić mu dostęp do bibliotecznych zbiorów. Dziś wydaje się to nie do pomyślenia, choć wciąż istnieją księgi, których nie znajdziemy ani w bibliotekach, ani w internecie. Bohater wpada w wir zdarzeń – czasem ma wrażenie, że część jego pobytu była tylko snem, potem traci rachubę dni, aż w końcu odkrywa, że uciekły mu trzy tygodnie. W pewnym momencie obserwuje samego siebie z pobocza drogi, dopiero zmierzającego do Manchesteru w towarzystwie osoby, która go podwoziła. Cała akcja rozgrywa się na granicy snu i wspomnień – mogło wydarzyć się wszystko albo nic.

Providence. Tom 2

Lekturę skutecznie spowalniają strony rejestru Roberta Blacka, spisane zgrabną kursywą. Co więcej, z każdą kolejną częścią ich liczba zdaje się rosnąć. Bohater niekiedy wdaje się w długie rozważania, skrupulatnie opisując wydarzenia danego epizodu, ale czasem nie jest w stanie tego zrobić. Przykładowo, pomija całą scenę wykorzystania nastolatki, by powrócić do niej dopiero po kilku dniach – jednak z zupełnie nowej perspektywy.

Pod względem napięcia wyraźnie czuć ulgę pod koniec tego albumu. Spotkanie z Randalem, specjalistą od snów – zwłaszcza tych świadomych – przebiega w miłej atmosferze i prowadzi do kolejnego wydarzenia. Jest to spotkanie pełne hołdu, uwielbienia i bezwarunkowego zachwytu. A wszystko dlatego, że Robert Black podaje rękę samemu H.P. Lovecraftowi. Chwila ta wieńczona jest pełnymi napięcia sekwencjami, jakby wszystkie dotychczas poznane postaci wiedziały, że do tego spotkania w końcu dojdzie.

„Sny i złudzenia” – kluczowe inspiracje

„Natchnieniem dla wszystkich moich historii są sny i złudzenia, nawet jeśli czasem rodzą się w cudzej, a nie w mojej głowie” – to cytat, który doskonale oddaje ideę tego albumu. Lista okropieństw wymyślonych przez Lovecrafta, które rozlały się po całym gatunku grozy, inspirując kolejne pokolenia twórców, jest długa. Jak zwykle, na końcu można znaleźć leksykon odsyłający do poszczególnych opowiadań, a także do faktów z życia autora.

Providence. Tom 2

„Znajomy krytykował moją skłonność do opowiadania o 'nieopisanych’ okropieństwach.” – Providence. Tom 2 balansuje między snem a jawą, ale trudno powiedzieć, która z tych rzeczywistości jest bardziej realna. Rysunki Burrowsa są przytłumione i pulsują zielenią, przypominając cyfrowy świat Matrixa – który przecież też nie był realny. Najbardziej rzeczywisty wydaje się obraz, który Robert Black interpretuje jako mechanizmy społeczne. Wyparciu podlega też scena gwałtu – najmocniejsza w całym albumie – która pozostawia głęboki ślad w psychice czytelnika. Moore pokazuje mechanizm, który mógłby być adekwatną karą dla gwałcicieli, co dodatkowo potęguje wstrząsające wrażenie tej sceny.

Album kończy się wręcz kojąco, ale wątpię, aby to wypłaszczenie napięcia utrzymało się do końca serii. Prawdopodobnie to tylko cisza przed burzą. Przekonam się o tym później, bo po trzeci tom sięgnę dopiero za jakiś czas.

Scenarzysta: Alan Moore

Ilustrator: Jacen Burrows

Tłumacz: Jacek Żuławnik

Wydawnictwo: Egmont

Seria: Providence

Format: 170×260 mm

Liczba stron: 184

Oprawa: twarda

Papier: kredowy

Druk: kolor

Share This: