Sambre – spojrzeć w oczy rewolucji
Zaciekawił mnie fenomen Sambre. Pierwsze egmontowe wydanie z 2006 roku wyprzedało się, a cenę komiksu na rynku wtórnym wywindowano. Spekulantów ostudziło wznowienie z 2018 roku, nadal dostępne i to z sytymi rabatami, więc wygląda na to, że pierwotna moda na ten tytuł minęła. Czy jest to dobry komiks? Choćby warstwa graficzna sprawia, że warto przekonać się na własnej skórze.
Co w artykule?
Sambre – tom pierwszy, czy jakoś tak..
Sambre to tylko część sporego komiksowego uniwersum, które stworzył Bernard Yslaire (a pomagał mu trochę Balac). W twardej oprawie zamknięto (trochę ponad) 200 stron zawierających opowieść, tzw. drugiego pokolenia tytułowej rodziny. Wydarzenia, które zostały tu opisane, rozgrywają się we Francji w latach 1847-1848. Czy jest to komiks historyczny? Trochę tak, trochę nie. Owszem, tłem są prawdziwe wydarzenia, ale to co spotyka bohaterów wymyka się rzeczywistości.
Czy słyszałeś o Wojnie Oczu?
Sambre to rodzina rudzielców, która jest w pewien sposób przeklęta. Winą za złe losy familii obarczane są kobiety o czerwonych oczach i nie chodzi o to, że ktoś nie spał kilka nocy z rzędu, czy dostał parę ciosów po głowie. Historia zaczyna się ponuro, podczas pogrzebu. Klimat podkreśla wygaszona kolorystyka plansz, z jedną barwą dominującą. Czerwoną, co oczywiste.
Młody, na wpół osierocony Bernard szybko zaczyna pisać kolejny rozdział w historii swojej rodziny, zawierający kobietę o czerwonych oczach w centrum. Jest ją równie młoda Julia. Ta para już na początku zostaje złączona więzią krwi. Pieczęcią jest obietnica romantycznej, wspólnej śmierci.
Ta historia zatacza coraz szersze kręgi, szybko okazuje się, że nie jest to zwykła opowieść o miłości. Niemniej pytania, czy słyszałem o coś o Wojnie Oczu odczytywałem bezpośrednio i za każdym razem odpowiadałem w stronę komiksu, że nie. Nie słyszałem. Z tym że są to zapewne zabiegi mające na celu nakłonienia czytelnika, aby sięgnął po kolejne komiksy z tego uniwersum i przy okazji dowiedział się coś więcej o tej historii, niż można wywnioskować z przedstawionych wydarzeń.
Historia miłosna, czy rewolucyjna?
Śmiało można rzec, że w Sambre dochodzi do mistycznego pokazania wydarzeń zmierzających do rewolucji lutowej z 1848 roku, w wyniku której zmuszono do abdykacji króla Ludwika Filipa I (ostatniego monarchy Francji), a wprowadzono Rząd Tymczasowy, do którego weszli republikanie i socjaliści utopijni.
Yslaire szybko zabiera zakochaną parę z posiadłości znajdującej się w cichej, wiejskiej okolicy do brudnego Paryża, do zaułków pełnych brudu, w których ludność jęczy z biedy. Narasta napięcie, nie oczekiwano powierzchownych reform wdrożonych na szybko, ale całkowitej i najlepiej gwałtownej zmiany.
Spojrzeć w oczy rewolucji
Autor wyprowadza też bardzo ciekawą płaszczyznę sztuki, która uchwycić ma uczucia buzujące w ludności, podsycić nastroje i umożliwić skrzyżowanie wzroku odbiorcy z wolnością. Na salonach pojawia się kobieta, która pozowała do obrazu Eugène’a Delacroix. Wolność znowu wiedzie lud na barykady, ale potrzebne jest nowe płótno, do którego pozuje Julia. Najwięcej problemu sprawia malarzowi namalowanie czerwonych oczu i spojrzenia nasyconego pragnieniem wolności.
Yslaire doskonale oddaje pełny napięcia klimat, rozdzieranie szat, prowokowanie wojska i pragnienie wkroczenia na barykady za męczennikami. W historii zakorzenione są też symbole, z czego najmocniejszym są zerwane kajdany. Całość kończy się klamrą zamykającą wątek miłosny i kończące szaleństwo wywołane spojrzeniem w krwiste spojrzenie. Czy można było zapobiec przelewu krwi? Pewnie tak, ale trudno zejść z rozpędzonej karuzeli.
Sambre to całkiem niezły komiks, ale umówmy się, są rzeczy o wiele lepsze i bardziej poruszające. Nadal należy się temu tytułowi sprawiedliwość. Warstwa graficzna jest co najmniej intrygująca. O wiele bardziej podobają mi się plansze, na których Yslaire prowadzi narrację bez słów, samym obrazem, głównie dlatego, że już w połowie komiksu bełkot o Wojnie Oczu jest nie do zniesienia.
Przekazanie wiedzy historycznej wyszło autorowi całkiem zgrabnie. Wszystko dzięki wymieszaniu faktów z symbolami, przez co odbieram tę historią bardziej jako poemat, niż sztywny reportaż. Warto się z tym komiksem zapoznać, ale i tak muszę zaznaczyć, że Sambre jest dla mnie zarówno bramą wjazdową, jaki i wyjazdową, bo na więcej nie mam ochoty.
Scenarzysta: Bernard Yslaire
Ilustrator: Bernard Yslaire
Tłumacz: Maria Mosiewicz
Wydawnictwo: Egmont
Seria: Sambre
Format: 215×290 mm
Liczba stron: 216
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolor